Radosław Markowski, politolog bliski PO, rzuca hasło "delegalizacji PiS". Przygotowanie gruntu pod rozwiązanie siłowe?

Rys. Rafał Zawistowski, "AGITACJA"
Rys. Rafał Zawistowski, "AGITACJA"

A więc jednak - prawdziwy cel lewicy medialnej i politycznej odsłania się coraz wyraźniej. I nie jest to bynajmniej przedłużenie obecnych rządów, nie tylko przedłużenie monopolu informacyjnego i zepchnięcie środowisk konserwatywnych do drugiego obiegu. Prawdziwy cel idzie dalej, a ujawnia go niezastąpiony politolog Radosław Markowski. W rozmowie z "Polską the Times" stwierdza:

W normalnych krajach agendy rządowe za okrzyki typu "Tusk zdrajca, pachołek Moskwy" mogłyby zacząć podejmować jakieś kroki, czy partii antysystemowej nie zdelegalizować. To, co robi Jarosław Kaczyński, pokazuje, że każde oszczerstwo wobec demokratycznie wybranych polityków jest dozwolone, że wszystko można i tak rząd w nich nie uderzy.

A drugiej części elektoratu Jarosław Kaczyński chce pokazać, że polityka to już jest takie bagno i taki magiel, żeby ludzie się całkowicie zniechęcili. I rzeczywiście część Polaków odwraca się od polityki. Oni już po prostu nie mogą tego słuchać. Wyłączają telewizory, radia. Nie chcą słuchać o Smoleńsku. Nie chcą słuchać tych awantur. Niech się dzieje, co chce, ale oni głosować nie pójdą. No i o to chodzi.

- mówi prof. Radosław Markowski, politolog.

Naukowiec ten, nie wskazuje kto sprawuje kontrole nad wszystkimi telewizjami - z naszych informacji wynika, że przyjaciele Platformy, "stacje zaprzyjaźnione", jak to szczerze ujął Andrzej Wajda.

Dalej, zgodnie z naukowym warsztatem  politologii zajmuje się udowadnianiem z pasją, ze jedna ze stron konfliktu politycznego, powinna zostać ukarana, bo to co mówi, nie podoba się niektórym. Markowski stwierdza, nie wiadomo na jakiej podstawie, że prezes PiS zrozumiał, że nikogo więcej poza tymi 3-4 milionami nie przyciągnie do siebie.

A wybory wygrywa się nie liczbami, ale procentami. Jedyne co Jarosław Kaczyński może zrobić, by wygrać wybory, to stworzyć taki nastrój w Polsce, w którym część elektoratu Platformy powie, że ma dosyć Tuska i jego nieporadnych rządów, bo np. uważa, że pora, by tę partię, czyli PiS, zdelegalizować za oszczerstwa i za taki stosunek do demokratycznie wybranego prezydenta.

 

Trudno wybrać - śmiać się czy płakać. Fraza o delegalizacji partii opozycyjnej za "za taki stosunek do demokratycznie wybranego prezydenta" to po tym co zrobiono ze śp. Lechem Kaczyńskim, z przemysłem pogardy jaki wobec niego rozpętano, światowy rekord hipokryzji. Albo - wielki wyrzut sumienia...

Warto zapamiętać jednak te słowa. Ci, którym się wydaje, że obecny stan demokracji, dramatyczna nierównowaga medialna, to już dno, mogą nie mieć racji. To może być przygotowanie gruntu pod rozwiązanie siłowe.

Paradoksalnie bowiem im większy stopień zakłamania życia publicznego i przemiany mediów elektronicznych w narzędzia propagandowe obozu władzy, tym większa wściekłość, że coś pozostaje poza tym systemem, nie chce się poddać lub kooptować. Doświadczamy tego także w portalu wPolityce.pl. Z czasem jedyną receptą na spiralę kłamstwa wydaje się jej twórcom jeszcze większe przykręcenie sprężyny. I dlatego pojawia się pomysł delegalizacji. Niby jednej partii, w rzeczywistości - niemal połowy społeczeństwa.

 

wu-ka, źródło: Polska the Times

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.