Przemówienie Obamy w Brukseli ostre wobec Rosji niczym słynna antysowiecka przemowa Churchilla w Fulton. Nie będzie nowej zimnej wojny?

PAP/ EPA
PAP/ EPA

Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem opuściła się żelazna kurtyna w poprzek kontynentu. Poza ta linia znajdują się wszystkie stolice byłych państw środkowej i wschodniej Europy: Warszawa, Praga, Wiedeń, Budapeszt, Bukareszt i Sofia - wszystkie te sławne miasta i zamieszkująca wokół nich ludność leżą, że tak się wyrażę, w sferze radzieckiej i wszystkie, w takiej czy w innej formie, podlegają nie tylko wpływom radzieckim, ale kontroli z Moskwy w bardzo wysokim, niekiedy rosnącym stopniu.

Tak 5 marca 1946 r. zaczynało się słynne przemówienie Winstona Churchilla w Fulton, które przeszło do historii jako zdefiniowanie zimnej wojny. Dziś, gdy Rosja wkracza na drogę wytyczoną przez Związek Sowiecki i nazistowskie Niemcy potrzeba nie tylko przemówień, ale i działań. Stany Zjednoczone działają, a ich prezydent przemówił.

Rosyjskie władze podważyły oczywistą do niedawna zasadę, że granic w Europie nie można zmieniać siłą

-- powiedział w środę w Brukseli prezydent USA Barack Obama. Apelował o jedność Zachodu w obliczu kryzysu na Ukrainie i obronę wspólnych wartości.

Przybyłem to dziś, aby przekonywać, że nigdy nie powinniśmy przyjmować za pewnik postępu, jaki dokonał się w Europie i na świecie, bo rywalizacja ideałów trwa. I to jest dziś stawką na Ukrainie

-- oświadczył Obama, który w środę wieczorem wygłosił przemówienie w brukselskim Pałacu Sztuk Pięknych BOZAR, niemal w całości poświęcone konsekwencjom rosyjskiej aneksji Krymu.

Dla Obamy wydarzenia te są "chwilą próby dla Europy, Stanów Zjednoczonych i międzynarodowego porządku, który budowaliśmy od pokoleń". Zatoczył szeroki krąg przez historię Europy, gdzie – jak przypomniał - narodziły się przyświecające dziś demokratycznemu światu idee, przez dekady wystawiane na próbę wskutek wojen i rywalizacji dwóch bloków.

Rywalizacja, która trwała przez dekady, zakończyła się ostatecznie zwycięstwem tych ideałów, nie dzięki czołgom i rakietom, ale dzięki temu, że nasze ideały trafiły do serc Węgrów, którzy wywołali rewolucję, do Polaków w stoczniach, którzy trwali w "Solidarności". Do Czechów, którzy przeprowadzili „aksamitną rewolucję” bez jednego wystrzału, i do mieszkańców wschodniego Berlina, którzy przeszli obok strażników i w końcu zburzyli ten mur

-- mówił Obama.

Dzisiejsza rzeczywistość, która wydawała się niemożliwa w okopach Flandrii, gruzach Berlina czy celi dysydenta, uznawana jest za coś oczywistego

-- dodał, przestrzegając jednak, że to złudne uczucie w obliczu konfliktów w regionach świata, w tym obecnych wydarzeń na Krymie.

Rosyjskie przywództwo podważa prawdy, które jeszcze kilka tygodni temu wydawały się oczywiste: że w XXI wieku granice w Europie nie mogą być wyznaczane na nowo siłą, że prawo międzynarodowe się liczy, a ludzie i narody mogą same podejmować decyzje w sprawie swojej przyszłości

-– podkreślił Obama.

Przestrzegał przed obojętnością wobec takiego postępowania Rosji.

Zachód mógłby kierować się "zimną kalkulacją i odwrócić wzrok od wydarzeń na Ukrainie. Tego rodzaju obojętność ignorowałaby lekcje, które są wyryte na cmentarzach tego kontynentu

-- mówił prezydent USA.

Według niego obojętność pozwoliłaby na "załatwianie spraw po staremu"; przesłanie płynące z takiej postawy byłoby słyszane na całym świecie, a jej konsekwencje miałyby wpływ na życie zwykłych ludzi. Obama dodał, że nie wiadomo, co najbliższe dni przyniosą Ukrainie. Wyraził jednak przekonanie, że "głosy apelujące o godność i danie szansy, o indywidualne prawa i praworządność ostatecznie zatriumfują".

Zdaniem prezydenta USA świat nie wkracza jednak w "nową zimną wojnę".

Ani Stany Zjednoczone, ani Europa nie mają żadnego interesu w tym, by kontrolować Ukrainę. Nie wysłaliśmy tam wojsk. Chcemy tylko, by ukraiński naród mógł podejmować swoje własne decyzje, tak jak wszyscy wolni ludzie na świecie

-- oświadczył Obama.

Rosja, inaczej niż Związek Sowiecki, nie przewodzi blokowi państw ani globalnej ideologii. USA i NATO nie szukają konfliktu z Rosją

-- dodał.

USA i Sojusz zawsze będą jednak przestrzegać zobowiązania do kolektywnej obrony sojuszników zgodnie z art. 5. Traktatu Północnoatlantyckiego - zaznaczył amerykański prezydent.

Kraje NATO nigdy nie są same. Dziś samoloty NATO patrolują niebo nad krajami bałtyckimi, wzmacniamy obecność w Polsce. Jesteśmy gotowi zrobić więcej

-- powiedział. Jak dodał, każdy kraj Sojuszu musi brać w tym udział i "wykazać polityczną wolę do inwestowania w naszą kolektywną obronę".

Zastrzegł, że Ukraina nie jest członkiem NATO, a "Rosja nie zostanie usunięta z Krymu ani nie będzie odstraszana od dalszej eskalacji za pomocą siły zbrojnej".

Ale jeśli my będziemy zjednoczeni, Rosjanie zrozumieją, że nie osiągną bezpieczeństwa, dobrobytu i statusu, do którego dążą, poprzez brutalną siłę

-- powiedział.

Jak podkreślił, "Ameryka, świat i Europa są zainteresowane tym, by Rosja była silna i odpowiedzialna, a nie słaba".

Chcemy, by Rosjanie żyli bezpiecznie, w dobrobycie i z godnością, jak wszyscy inni, dumni ze swojej historii

-- powiedział prezydent USA. Jednak - jak zaznaczył - nie oznacza to, że Rosja może wykorzystywać swoje wpływy przeciwko sąsiadom.

Z samego faktu, że Rosję łączy długa historia z Ukrainą, nie wynika, że może dyktować jej przyszłość. Żadna propaganda nie uczyni dobra z czegoś, co cały świat nazywa złem. Każdy wykuwa własną drogę. Ścieżka, którą podąża Ameryka czy Europa, to nie jedyna, która prowadzi do wolności i sprawiedliwości, ale fundamentalną zasadą (...) jest możliwość dokonywania wyborów przez ludzi i narody. Nie może być tutaj drogi odwrotu

-- oświadczył Obama.

Slaw/ PAP

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych