Tusk oburzony sugestią, że straszy wojną. "Moją specjalnością nie jest straszenie – nawet jak moje dzieci były małe, to nie umiałem ich nastraszyć..."

wPolityce.pl/TVP Info
wPolityce.pl/TVP Info

Moją specjalnością nie jest straszenie – nawet jak moje dzieci były małe, to nie umiałem ich nastraszyć...

- ironizował premier Donald Tusk podczas konferencji prasowej, odpowiadając na pytanie jednego z dziennikarzy, który dopytał o słowa z przemówienia szefa rządu, który mówił o tym, że "1 września dzieci mogą nie pójść do szkoły", jeśli wyborów do PE nie wygrają odpowiednie stronnictwa.

Tusk podkreślał, że nie chce nikogo straszyć wojną, ale sytuacja jest bardzo trudna.

Nie sądzę, bym był figurą w polityce, która kojarzyłaby się ze straszeniem. Jest tak silna konkurencja, że nie mam szans z większością polityków, którzy są mistrzami w straszeniu, cały czas. Sformułowanie, które użyłem, mam nadzieję uświadomiło Polakom, że to, czy Polska będzie bezpieczna, w decydującym stopniu będzie zależało od tego, jaka jest nasza pozycja w UE

- przekonywał szef rządu.

Premier musiał też postraszyć ewentualną wygraną opozycji. Przekonywał, że postulaty Prawa i Sprawiedliwości są bardzo groźne.

PiS nigdy nie ukrywał swojego eurosceptycyzmu, gdzie UE ma być luźną federacją. W związku z tym każde sformułowanie warte jest tego, by dotarło do Polaków, że UE to nie jest gra o pieniądze, to nie jest gra o stanowiska, ale o to, jaka UE będzie w przyszłości. Znamy nadzwyczajny poziom poparcia dla eurosceptyków w wielu krajach Europy. Chcę zrobić wszystko, by z Polski do PE pojechało jak najmniej tych, którzy nie chcą Unii Europejskiej. Jeszcze dzisiaj sprawdziłem ten głośny cytat posłanki prof. Pawłowicz, która powiedziała, że modli się każdego dnia, by Unia upadła i że jest to stanowisko Jarosława Kaczyńskiego

- mówił Tusk.

Dopytującym dziennikarzom o cytat dotyczący "1 września", premier odpowiedział:

Nie wiem, dlaczego do głowy wam przyszedł tamten 1 września... Mi nie – 1 września dzieci idą do szkoły i mówiłem, by pamiętać, że by była taka sytuacja, by nie było wojny. Nie wiem, co jest w tym zaskakującego, że stawiam tak oczywisty problem widoczny gołym okiem. Że ewentualna interwencja Rosji na Ukrainie będzie oznaczała, że tuż za naszą granicą jest wojna. Jeśli komuś się chce z tego śmiać, to gratuluję poczucia humoru. Mi się nie chce z tego śmiać. Proszę nie kupować cukru, bo od niego się tyje, bo warto być fit. Trzeba dbać o swoją sprawność

- kpił premier.

Tusk raz jeszcze odniósł się przy tym do niektórych z postulatów polityków PiS, którzy apelowali o szkolenia większej liczby żołnierzy:

Nie postuluję poboru czy przymusowego szkolenia – uważam, że dziś skutecznie granic bronią zawodowcy i wszystko zależy od jakości sprzętu i wyszkolenia. Pomysły PiS uważam za absurdalne, nie tylko nieprzyjemne dla tych, których mogłyby dotyczyć. W tym samym wystąpieniu mówiłem, że Polska jest bezpieczna. Chcę wyraźnie uświadomić ludziom, że takie bezpieczeństwo nie jest raz na zawsze dane. Gdyby Polska znalazła się na marginesie rozpadającej się UE, a Rosja nadal prowadziła tak radykalną politykę, to nasza pozycja zmieniłaby się radykalnie

- mówił Tusk.

Wygrana takich ludzi może oznaczać wzrost zagrożeń dla Polski

- dodał szef rządu.

Krótko mówił też o sankcjach wobec Rosji. Podkreślił, że przekonywanie niektórych państw UE jest w tej sprawie bardzo trudne.

To powolny, dyplomatyczny sposób uświadamiania Rosji, że jej zachowanie wobec Ukrainy, będzie ją kosztowało. Odczuwalnym skutkiem sankcji to wskaźniki giełdowe, kurs rubla, notowania największych firm. I to, co najważniejsze być może – to jest taka integracja europejska wokół projektu energetycznego. Nie wiem, na ile sankcje personalne są skuteczne, ale z tego, co wiem – to nic przyjemnego znaleźć się na tego typu liście. Dla Ukraińców, kiedy to rząd Janukowycza był przedmiotem takich sankcji, i dla Rosjan też, to istotny problem. Wykluczenie z G-8 prestiżowo też mocne

- mówił Tusk, dodając, że kompletna bezkarność prowokuje do dalszych działań.

Premier podkreślał też konieczność zacieśnienia współpracy między krajami UE:

To także redefinicja UE jako wspólnoty. Znajdujemy się w zupełnie nowej sytuacji i solidarność państw jest poddana próbie. Różne kraje mają różny stopień uzależnienia od rosyjskiego gazu, są różne sympatie polityczne... (…) Sankcje są testem, na ile Europa jest wspólnotą polityczną, gdy trzeba zaryzykować narodowe czy polityczne interesy. Z pewnymi oporami, krok po kroku, Europa zdaje ten egzamin

- stwierdził.

Odniósł się też do terminu Anschluss w określeniu tego, co się dzieje na Krymie:

Mamy dzisiaj niepodległą Austrię, więc w historii narodów wszystkie scenariusze są możliwe – jest tylko kwestia czasu. Póki co wspólnota międzynarodowa nie uznaje tzw. referendum i włączenia Krymu w skład Federacji Rosyjskiej. Nawet jeśli wszyscy rozumiemy, że granice Ukrainy powstały poprzez historyczne przypadki, to pamiętajmy, że większość z wojen rozpoczynały się od tego, że komuś nie podobały się granice. Sposób, w jaki rozegrała to Rosja, jest nie do zaakceptowania. Gdybyśmy akceptowali tego typu działania, to piekło może się otworzyć w każdej chwili. Czy świat pogodził się z utratą Krymu? Pogodzili się z siłą faktów, ale nie zaakceptowali tego pod względem prawnym. W takiej jesteśmy dziś sytuacji

- tłumaczył.

svl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.