W czwartek Turcja, którą za tydzień czekają lokalne wybory, zablokowała dostęp do Twittera. W swoich przemówieniach premier Recep Tayip Erdogan groził, że podobny los spotka także inne popularne portale społecznościowe - Facebook i Youtube.
Nie obchodzi mnie, co powie na to międzynarodowa opinia publiczna
- powiedział Erdogan.
Niech wszyscy zobaczą, jak potężna jest Republika Turecka.
Wojna wydana mediom społecznościowym przez rząd turecki jest reakcją na sposób, w jaki zostały one użyte przez przeciwników premiera, którzy właśnie tam od kilku miesięcy rozpowszechniają kolejne odcinki korupcyjnego skandalu.
Nagrań o korupcji publikowanych w sieci słucha cała Turcja, jak popularnej opery mydlanej. Jednak zamiast fikcyjnych postaci biorą w niej udział znane osobistości tureckiej polityki, biznesu, a także mediów.
Załatwiłeś to synku?
- pada w jednym z nich pytanie zadane głosem, który brzmi jak głos Erdogana.
Wszystkiego upłynnić nie dałem jeszcze rady
- odpowiada głos przypisywany jednemu z jego synów, Bilalowi.
Mamy jeszcze 30 milionów. Ale jest kilka pomysłów. 25 milionów możemy dać Ahmetowi Celikowi, a za resztę możemy na przykład kupić mieszkanie w Sehrizarze. Co o tym myślisz tatusiu?
W innym nagraniu jeden z asystentów premiera podaje swojemu rozmówcy, znanemu biznesmenowi, cenę 15-minutowego spotkania w cztery oczy z Erdoganem - pół miliona lir.
W jeszcze innym sam premier w rozmowie z ministrem sprawiedliwości nalega na szybkie wydanie wyroku sądowego przeciwko znanemu magnatowi medialnemu, który nie zawsze publikuje wiadomości korzystne dla rządzącej partii.
Wieści o kolejnych nagraniach, komentarze i reakcje, szybko obiegają całą Turcję, w której według ostatnich danych ponad 50 procent społeczeństwa (40 milionów) ma dostęp do internetu, 22 milionów używa Facebooka, 13 milionów jest na Twitterze, a 69 milionów ma telefony komórkowe.
Popularne konta na Twitterze, takie jak Haramzadler (Syn Złodzieja) czy Bascalan (Naczelny Złodziej) zapowiadają zwykle zawczasu tematykę i czas publikacji kolejnych odcinków. Pod zapowiedziami często pojawiają się specyficzne życzenia odbiorców typu:
Nie publikuj tego dziś o 9 wieczorem, bo w telewizji jest mecz. Lepiej puść to jutro, będzie więcej rozgłosu.
Media społecznościowe są także używane dla organizowania demonstracji przeciw rządowi, informowania społeczeństwa o wydarzeniach publicznych, ignorowanych przez oficjalne media, a także jako alternatywny sposób prowadzenia kampanii wyborczej.
Tradycyjne media są prawie w całości zdominowane przez rząd - mówi PAP Cem Toker, lider liberalnej Partii Demokratycznej. - Bez mediów społecznościowych, wiele informacji w ogóle by do ludzi nie docierała.
Kiedy 11 marca w Stambule zmarł po 269 dniach śpiączki 15-letni chłopiec Berkin Elvan, który doznał obrażeń podczas czerwcowych zamieszek na Placu Taksim w obronie drzew w parku Gezi, wieść o jego śmierci dotarła dzięki Twitterowi do 70 milionów ludzi na całym świecie, a w pogrzebie uczestniczyły tysiące ludzi. Natomiast w czasie samych demonstracji w parku Gezi, liczba dziennych tweetów na ten na temat sięgała przeciętnie 12 milionów dziennie.
Premier Erdogan oskarża portale społecznościowe o "fabrykowanie" nagrań audio, sugerujących korupcję w szeregach jego partii i twierdzi, że są one kontrolowane przez wrogie rządowi, a nawet całemu państwu tureckiemu, elementy pod przywództwem charyzmatycznego kaznodzieji muzułmańskiego Fethullaha Gulena.
Gulen, który mieszka w Stanach Zjednoczonych i do niedawna był uważany za jednego z głównych sprzymierzeńców premiera, kiedy ten rozprawiał się z dominującą do tej pory w polityce turecką armią, zapewnia jednak, że nie ma z tym nic wspólnego.
Twitter, który ma swoją główną siedzibę w San Francisco, na wieść o blokadzie, wysłał do swoich użytkowników w Turcji wiadomość z instrukcją, jak wysyłać tweety za pomocą telefonów komórkowych, a Facebook wypełnił się dowcipami wymierzonymi w Erdogana, który w środowiskach opozycyjnych zyskał teraz przydomek "Tweetler".
lw, PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/188393-turecki-premier-idzie-na-wojne-z-mediami-spolecznosciowymi-na-celowniku-twitter-facebook-i-youtube