Dr Chwedoruk o "lokomotywach wyborczych" PO: "Sprzeciw wobec PiS był głównym paliwem Platformy. Wciągnięcie Kamińskiego na listę to zatkanie dopływu paliwa". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl/ youtube.pl/ sxc.hu
fot. wPolityce.pl/ youtube.pl/ sxc.hu

Platforma Obywatelska stworzyła już listy kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Jak zwykle kolorowo na nich jak na straganach - od czerwonych kandydatów - postkomunistów jak Danuta Hübner czy Dariusz Rosati, poprzez blade i nijakie, jak byłe członkinie rządu - Barbara Kudrycka i Krystyna Szumilas, aż po "jajogłowych" typu Jan Vincent Rostowski. Na listach jest też "perełka" - dawny zawzięty wróg Donalda Tuska, przeciwnik "pedałów", zauważający realne zagrożenia związane z dominacją Niemiec w Europie - Michał Kamiński.

O wyborach szefa "Partii Jedności Narodu", jak PO jest czasem nazywana, rozmawiamy z dr. hab. Rafałem Chwedorukiem, politologiem.

 

wPolityce.pl: Czy w tych wyborach „jedynki” na listach PO to są „lokomotywy”?

Dr hab. Rafał Chwedoruk: Jak to zwykle bywa z „jedynkami”, to poparcie dla niektórych z nich może przewyższać poparcie dla partii w danym regionie. Casus Jerzego Buzka z poprzednich wyborów jest bezdyskusyjny. I pewnie można by znaleźć inne tego typu postacie.

Ale są też oczywiście osoby, co do których już teraz można powiedzieć, że muszą się martwić o to, aby politycy z dalszych miejsc ich nie wyprzedzili. Mam tu na myśli tych „mitycznych” – używając gwary polskich polityków – „spadochroniarzy”. Czyli polityków nie związanych na co dzień z danym regionem, a na tyle potrzebnych kierownictwu partii, że poumieszczanych na pierwszych miejscach.

No i wreszcie należałoby stworzyć odrębną kategorię dla Michała Kamińskiego. Trudno sobie wyobrazić, aby polityk tak silnie wiązany z Prawem i Sprawiedliwością oraz generalnie ultrakrytyczny wobec Platformy, został łatwo zaakceptowany przez wyborców PO. Nawet w tak konserwatywnym regionie. Pamiętajmy, że w poprzednich wyborach europejskich, które przyniosły Platformie jako całej partii najlepszy rezultat w jej dziejach Marian Krzaklewski nie wywalczył mandatu. Dziś, kiedy notowania PO są dużo niższe i gdy część środowiska konserwatywnego odpłynęła z tej partii, to trudno sobie wyobrazić, aby Michał Kamiński stał się gwiazdą. Zresztą nawet jeśli Platforma miałaby tam dużo mocniejszego kandydata to ze względu na specyfikę ordynacji wyborczej i regionu, to i tak mogłaby mieć trudności z przeforsowaniem swojego kandydata.

 

Dlaczego Donald Tusk wybrał Kamińskiego?

To pierwsza poważna konsekwencja sytuacji na Ukrainie dla polskiej polityki. Premier musiał uznać widocznie, że głosząc hasła jedności narodowej, trochę osłabił czujność wyborców PO. Musiał uznać, że dadzą się oni ponieść momentowi historii.

 

Czyli ten lapsus językowy Pawła Grasia - pytanego o szanse wyboru Kamińskiego, że „będzie musiał ziemię gryźć”, aby zwyciężyć, tak trochę zabrzmiał dwuznacznie, bo przecież w języku polskim gryźć ziemię nie oznacza pozytywnego zakończenia czegoś - to takie złowróżbne było?

 

Myślę, że to raczej była pochodną piłkarskich sympatii liderów PO, bo gryzienie murawy oznacza ambitną walkę. Zauważmy jednak, że ten zwrot dotyczy raczej słabszych drużyn, które – aby uzyskać dobry rezultat w meczu z silniejszym od siebie przeciwnikiem, muszą nadrabiać to wyjątkową ambicją, a czasami nawet brutalnością w grze. Więc jeśli to była tego rodzaju aluzja to dobrze świadcząca o umiejętności abstrakcyjnego myślenia byłego rzecznika rządu. On to chyba własnie chciał powiedzieć: wywalczenie mandatu przez Kamińskiego byłoby ponadstandardowym wydarzeniem, osiągnięciem czego, co byłoby niemożliwe.

Ten Lublin nie jest jednak być może przypadkowym wyborem. Michał Kamiński, choć jest warszawiakiem, to swą karierę polityczną związał przede wszystkim z Łomżą i okolicami. Czyli chyba najbardziej konserwatywnym rejonem Polski. Więc jeśli na także konserwatywnej Lubelszczyźnie ktoś miałby dodatkowe głosy wywalczyć dla Platformy, to jeśli nie zrobiłby tego Michał Kamiński, to już chyba nikt inny by ich nie wywalczył.

Choć ja się skłaniam bardziej do tego, że Donald Tusk tym wyborem pokazuje swemu otoczeniu i światu polskiej polityki, że jeśli ktoś próbował coś zrobić dla PO, to nie zostanie to bez echa.

 

Paweł Zalewski kilkoma swoimi wypowiedziami zasugerował, że nie jest zbyt zadowolony z wyborów „jedynek”; w ubiegłym tygodniu krytycznie odniósł się do „jedynki” w Warszawie – Danuty Hübner, dziś nie przejawia zbytniego entuzjazmu wyborem Michała Kamińskiego. Rośnie nowy kontestator w PO?

Powiedzmy sobie, że Paweł Zalewski będzie jednym z tych polityków, którzy nie mogą być pewni reelekcji. Pamiętajmy, że Platforma stała się w pewnym momencie partią władzy, ale gdy się już nią stała, to wkrótce po tym poparcie dla niej spadło. I to były spadki liczone w dziesiątkach procentów. To musiało wywołać reakcję w partii, choćby dlatego, że nie wszyscy swoje dotychczasowe przywileje i pozycje będą zdolni utrzymać. Nawet przy najbardziej optymistycznych dla PO scenariuszach wyborczych.

Dla Donalda Tuska wybory na „jedynki” takich osób jak Michał Kamiński to polityczna gra va banque. Jeśli wybory do PE i samorządowe nie przyniosą Platformie jakiejś straszliwej klęski, to Donald Tusk będzie o wszystkim decydował także w przyszłym roku. Natomiast jeśli strata do PiS bardzo zdecydowanie przekroczy granicę błędu statystycznego, a na dodatek gdyby jeszcze SLD zbliżył się wynikiem do PO, to wówczas rozgrywka w władzę w obozie rządzącym może powrócić z całą mocą już jesienią tego roku. Michał Kamiński nie przybliża PO do zwycięstwa w tych wyborach. Sprzeciw wobec PiS był głównym paliwem Platformy. W przypadku wyboru Michała Kamińskiego na listę PO to wygląda na zatkanie dopływu paliwa.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych