Jednostki wojskowe są źle chronione. Na teren GROM bez problemu weszli kontrolerzy MON symulując atak terrorystów

arch. autora
arch. autora

Kwestia ochrony jednostek wojskowych wygląda dramatycznie. Zmęczeni ochroniarze, często nieumiejący nawet posługiwać się bronią, chronią najbardziej elitarne polskie jednostki wojskowe.

Elitarna jednostka specjalna GROM. Na teren jej siedziby wchodzi przez ogrodzenie kilku mężczyzn (jak się potem okazuje, żołnierzy z Departamentu Kontroli MON). Nikt ich nie zatrzymuje. Obecność intruzów wykrywa dopiero elektroniczny system monitoringu. Wtedy komandosi GROM wzywają policję. Gdy ta zjawia się przed bramą główną, panowie z ochrony jej nie wpuszczają, tłumacząc, że jednostka jest tajna i nikt z zewnątrz nie może wejść na jej teren bez odpowiedniej zgody. - tak według „Rzeczpospolitej" wyglądała inspekcja systemu ochrony obiektów i terenów wojskowych.

Poza „wtargnięciem" do jednostki GROM, kontrolerzy mogą pochwalić się jeszcze dostaniem się na teren specpułku żandarmerii wojskowej i kilku innych jednostek w kraju. System ochrony jednostek wojskowych wydaje się być w opłakanym stanie.

Jednostki wojskowe są chronione przez Specjalistyczne Uzbrojone Formacje Ochronne (SUFO) i Oddziały wart Cywilnych. Ochroniarze zatrudniani przez armię muszą mieć broń i ostrą amunicję. Okazuje się jednak, że nie każdy umie się poprawnie obchodzić z bronią, a w wielu jednostkach były już przypadki niekontrolowanych wystrzałów.

Formacje chroniące jednostki wojskowe wybierane są w przetargach i znacznie większy nacisk kładzie się na cenę świadczonych usług niż na ich jakość. W konsekwencji wojsko płaci firmie ochroniarskiej ok. 7 - 12 zł za godzinę pracy, z czego ochroniarz otrzymuje 3 - 5 zł.

Firmy prześcigają się w obniżaniu kosztów, ale za takie pieniądze nie można zagwarantować ochrony na odpowiednim poziomie – mówi „Rzeczpospolitej" przedstawiciel agencji ochroniarskiej, która do niedawna pracowała dla armii.

Dramatycznie wygląda sytuacja ochrony jednostki GROM. Chronią ją często starsi ludzie, bez odpowiedniego przygotowania i wyszkolenia. Po sytuacji, gdy jeden z ochroniarzy zasłabł na warcie oficerowie GROM napisali raport o ochronie do MON. Okazało się, że ochroniarze pracowali nawet 24 godziny na dobę, z czego 12 godzin na etacie, a 12 na umowę-zlecenie. Mimo protestów samych żołnierzy zmian w ochronie jednak nie było.

W wielu krajach NATO obiekty wojskowe chronione są przez agencje ochrony, a nie przez samych żołnierzy po to, żeby mogli oni skoncentrować się na szkoleniu. Skoro jednak ochrona nie spełnia swoich obowiązków i właściwie nie chroni nawet tajnych jednostek wojskowych, to aż strach pomyśleć co by było, gdyby atak na jednostkę nie okazał się jednak symulacją...

źródło: Rzeczpospolita
pedro

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych