Stoch to miła odmiana po Małyszu, luteraninie bez charyzmy, którego wiara nigdy nie pchała do zwierzeń - pisze Jakub Kowalski na łamach "Rzeczpospolitej".
Publicysta przygląda się najsłynniejszym polskim sportowcom pod kątem wiary i patriotyzmu. I jak zauważa wątek ten niechętnie bywa opisywany przez media. Nowy wymiar nadał tej kwestii Kamil Stoch.
Nasz zawodnik skoczył po dwa złote medale w brawurowym stylu. A także w kasku wymalowanym w maskownicze barwy przypominające nitowane skrzydło wojskowego samolotu z nieodłączną biało-czerwoną szachownicą. To autorski pomysł mistrza, na który wpadł po sesji fotograficznej w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie i okazjonalnym zwiedzeniu zbiorów. Musiał jeszcze zapytać o zgodę Ministerstwo Obrony Narodowej. „Wierzę, że symbol polskiego lotnictwa wojskowego będzie dla mnie szczęśliwy"
– napisał.
Po zwycięstwie w Soczi (a rosyjski realizator jego radość pokazywał tak, by nic nie pokazać) Stoch powiedział jeszcze do kamery TVP: „Ten symbol mi pomógł. W końcu ma się tych dobrych lotników. Prawda, Polsko?". Prawda! Skojarzenie lotnictwa z lataniem nad bulą jest oczywiste, ale tym razem chodziło przecież o coś więcej.
- przypomina publicysta. Jak dodaje, znajomi Stocha mówią, że ten wtręt był świadomym prztyczkiem wobec Rosjan, na swoim profilu napisał bowiem o „pozamiataniu pod ruskim niebem".
Jednym z dobrych pilotów, o których wspominał Kamil Stoch, mógł być kapitan Arkadiusz Protasiuk, choć lewicowi komentatorzy wystrzegają się tych skojarzeń. „Gazeta Wyborcza" z błotem zmieszała wykładnię Antoniego Macierewicza, wiceprezesa PiS, który – jak napisano – ma ogląd świata „nawet nie tyle biało-czarny, co smoleńsko-ruski". Macierewicz śmiał bowiem zasugerować, że Stoch oddał hołd tym, którzy polegli pod Smoleńskiem. A jeśli jednak tak było, to co w tym złego?
- pyta autor i przypomina, że Stoch z lotniczą szachownicą latał już wcześniej, miał też na kasku orła w koronie lub po prostu biel i czerwień, co miało wymiar patriotyczny, ale dopiero teraz pojawił się dodatkowy kontekst.
O Smoleńsk jeszcze nikt nie zdążył zapytać, zapewne zacznie się po powrocie do Polski, ale TVN 24 zaatakowała już mistrza w sprawie wiary. „Dzisiaj jest niedziela. Pewnie trudno było iść do kościoła" – dociekał dziennikarz, rozmawiając ze złotym medalistą sprzed chwili. Czy to miał być żart?
- zastanawia się Kowalski. Zauważa też, że w poważnych rozmowach Stoch mówi ładnie i składnie: żongluje słowami „tradycja", „rodzina", „historia" i przede wszystkim właśnie „religia".
Pan Bóg jest wielki i trzyma nas w opiece, więc przed skokiem mistrz ma zwyczaj się przeżegnać, czego operator w Soczi też nie pokazywał. O wierze opowiada chętnie. Wychował się przecież w góralskiej rodzinie, więc jak mogło być inaczej. Dobrze pamięta Jana Pawła II w 1997 roku pod Wielką Krokwią, który wołał: „Nie wstydźcie się krzyża". I Kamil – wtedy dziesięcioletni, dziś ma już 27 lat – nie wstydzi się: radzi zmawiać wieczorną modlitwę i dziękować Bogu za wszystko. Śmieje się, że kompletnie nie szło mu w karierze aż do zwycięstwa w Zakopanem w 2011 r., gdy „Pan Bóg powiedział wtedy: – Hello, tu jestem".
- opisuje, przypominając, że w dniu zwycięskiego konkursu w Soczi Stoch uczestniczył we mszy, czytał nawet fragment Pisma Świętego. Znamienne.
Jak twierdzi autor to miła odmiana po Adamie Małyszu, luteraninie bez charyzmy, którego wiara nigdy nie pchała do zwierzeń, a o polityce też raczej nie mówił.
Aż do czasu, gdy niedawno wypalił, że jest już zmęczony ciągłymi wyjaśnieniami przyczyn katastrofy w Smoleńsku i szukaniem winnych; to dla niego śmieszne, że Jarosław Kaczyński kwiaty składa w Warszawie pod Pałacem Prezydenckim, a nie w Krakowie, bo przecież jego brat i bratowa leżą na Wawelu; ale najbardziej niezrozumiałe jest zachowanie Marty Kaczyńskiej, która nie chciała pochować rodziców bliżej siebie, no i jak ma teraz odwiedzać ich grób?
- przypomina Kowalski.
Panie Adamie, niech pan lepiej wróci na trasę rajdu
- apeluje, dodając, że powszechne uwielbienie dla skoczka brało się właśnie z tego, że – oprócz wielkich zwycięstw – ujmował przezroczystością i zamiast o sprawach ważnych gaworzył o wiaterku pod nartami i bułkach z bananem. Do obecnego mistrza olimpijskiego zwraca się zaś następującymi słowy:
Panie Kamilu – szczerze współczuję. Z takimi poglądami na życie i świat, głęboką wiarą w Boga i Polskę (o czym Stoch mówił w wywiadach jeszcze długo przed igrzyskami w Soczi) nie będzie łatwo.
I dodaje:
Do tego dochodzą deklaracje, że nie ma zamiaru wchodzić w ten blichtr i zostawać celebrytą, tylko sobą. Lecz w kraju nad Wisłą do odkochania jeden krok. Dzisiaj złoto się świeci, lecz jak nieco zblednie, taki Kamil Stoch zostanie prześwietlony do cna, a z Soczi do Smoleńska droga jest przecież niedaleka. Co on tam tak ciągle o tym Bogu? Czemu na Rosjan mówi Ruscy?
Jak zauważa:
Przed kamerą człowiek wierzący i patriotycznie nastawiony może stać się niebezpieczny, bo a nuż zacznie snuć swoje zakazane teorie, a przecież mówi z sensem, więc tym trudniej przerwać. Mainstreamowe media nie lubią brać na spytki tych, co wspominają o honorze i ojczyźnie, bo to grząskie grunty. I nawet jeśli sama gorliwa wiara jest jeszcze do strawienia – to przecież niegroźne wariactwo, słabostka wielkich mistrzów – połączenie Boga i Polski to już trochę za dużo i skórzana kanapa „Dzień Dobry TVN" tego nie zdzierży.
ansa/ Rzeczpospolita
---------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------
Polecamy wSklepiku.pl książkę: "Polacy" z filmem DVD
autorka:Maria Dłużewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186228-klopotliwa-szachownica-stocha-polaczenie-boga-i-polski-to-juz-troche-za-duzo-i-skorzana-kanapa-dzien-dobry-tvn-tego-nie-zdzierzy