Dobrze przysłużyłeś się Polsce, dobrze przysłużyłeś się nam wszystkim
- mówił Jarosław Kaczyński podczas Mszy pogrzebowej w warszawskiej Bazylice Archikatedralnej św. Jana Chrzciciela.
Przeczytaj całość przemówienia prezesa PiS:
Zosiu, Agnieszko, panie Jarosławie, panie prezydencie, ekscelencjo, dostojny księże biskupie, dostojny księże infułacie, wielebni księża. Przyszło mi dzisiaj w imieniu Prawa i Sprawiedliwości, ale sądzę, że mogę powiedzieć, że także w imieniu tych, którzy podzielali poglądy Zbigniewa Romaszewskiego, pożegnać go. Pożegnać człowieka niezwykłego, wielkiego Polaka, wielkiego człowieka.
Jego droga, w której uczestniczył w życiu publicznym, była bardzo długa. Zaczął już w 1956 roku, można powiedzieć, że należał do najmłodszego rocznika, pokolenia 1956. Wraz ze swoją żoną Zofią skorzystał z ówczesnych możliwości, zaangażował się po właściwej stronie. Zaangażował się po stronie tych, którzy chcieli rzeczywistej zmiany. Chcieli, by Polska naprawdę odeszła od totalitarnych praktyk. Angażował się i później: przez rok 1967, kiedy bronił Adama Michnika przed represjami, które go wtedy spotykały. Ale jedną z dwóch najważniejszych decyzji podjął w 1976 – to była decyzja zaangażowania się w obronę ofiar Czerwca, zaangażowania się w działalność KOR.
To było pełne zaangażowanie, w którym nie było żadnych ograniczeń. Tu padały liczby: 43 pobyty w Radomiu, ale było coś więcej jeszcze – Zbigniew bardzo szybko przejął w działalności KOR funkcje kierownicze. Choćby na tym radomskim odcinku. Później biuro interwencyjne – Jan Józef Lipski w swojej książce o KOR pisał, że było to serce tej organizacji. A jej szefem był Zbigniew, jak zwykle z Zofią.
To było działanie w obronie ludzi skrzywdzonych, często w imię sprawiedliwości, bo chodził o tych, których nie można było pomóc, bo ich zdeterminowano. To było działanie racjonalne. Ale było ich więcej: od zwykłego rozdawania ulotek, choćby tu, w okolicy katedry, po przedsięwzięcia tak niezwykłe i odważne – trzeba pamiętać, jakiej odwagi to wymagało – jak wyprawa do Moskwy, by rozmawiać z Sacharowem. Wyprawa zakończyła się sukcesem i była w tamtym czasie od razu legendą.
Była ta wyprawa pewną zapowiedzią: zaangażowań już w międzynarodowej skali. Jeszcze przed 1980 rokiem Zbigniew Romaszewski podjął wysiłki zmierzające do zbudowania współpracy między opozycją polską a tą czechosłowacką. Uczestniczył w spotkaniach, które odbywały się w Karkonoszach, na granicy.
Później przyszła Solidarność, w której odgrywał wybitną rolę, organizując pion praworządnościowy, pion ochrony praw człowieka, pion interwencyjny. Znalazł się we władzach Mazowsza, później komisji krajowej. Wreszcie przyszedł stan wojenny, konspiracja, radio, o którym mówił ksiądz infułat. Współpraca z władzami podziemia, a jednocześnie dyskusja na ten temat, jak to podziemie ma wyglądać. Przyszło aresztowanie, wyrok 4,5 roku więzienia, amnestia i dalsze zaangażowanie – budowa pionu ochrony prawa, praworządności w innych okolicznościach. Od 1986 roku już jawnie.
Był wtedy Zbigniew Romaszewski jednym z ludzi, co do których nikt nie miał wątpliwości, że należy do najściślejszej czołówki Solidarności. Uczestniczył w Gdańsku u ówczesnego szefa „S” Lecha Wałęsy. Naradach, w których uczestniczyli najważniejsi. Przyszedł też rok 1989 – rok, w którym Romaszewski musiał podjąć drugą bardzo ważną decyzję, która zaważyła na jego dalszym życiu, ale która była też znakomitym dowodem na to, jaka była jego postawa wobec życia, wobec wartości. Jak bardzo była to postawa służby i jednocześnie postawa niezależna.
Zbigniew uznał, że rok 1989 jest ważny – przyjął tutaj opcję, którą można określić jako racjonalną. Ale uznał jednocześnie, że bardzo wiele rzeczy jest jeszcze do załatwienia, że historia się nie skończyła, że to co sam określał jako „nowy światopogląd naukowy” to wielkie nieporozumienie. Że są alternatywy, a Polska może być budowana inaczej.
Angażował się w przedsięwzięcia związane z próbą dekomunizacji, stanął po stronie rządu Jana Olszewskiego. Kierował wtedy krótko, ale było to bardzo owocne – polską telewizją. Tę postawę podtrzymywał – nie była to postawa łatwa, nie było to pójście drogą, która przynosiła profity. Do początku lat 2000. za każdym razem musiał ciężko walczyć o to, by znaleźć się w Senacie. Stał się symbolem tej instytucji. Kontynuował jednocześnie działania poza granicami Polski: w Rosji, na Ukrainie, w Czeczeni. Organizował konferencje, walczył. Walczył o inny kształt Polski i o inny kształt tej części Europy i – szerzej, tej części świata – której przyszło przez lata żyć w komunizmie.
Ta walka trwała do samego końca, do momentu, gdy w ostatnich tygodniach zaangażował się w sprawy Ukrainy. Współtworzył komitet i odwiedził Ukrainę. Był człowiekiem czynu w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ksiądz infułat zacytował Skargę: „pożytków swoich zapomniawszy”. Tak, to był człowiek, który zapominał o swoich pożytkach.
Pracował dla Polski zawsze jako ktoś niezależny, w jakimś sensie oddzielny, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Był, chyba mogę użyć tego określenia, współczesnym rycerzem dobrej sprawy. Rycerzem sprawy praw człowieka, obrony zwykłych ludzi. Bo przez cały czas kontynuował wysiłki zmierzające, by tym zwykłym ludziom pomagać. Był biurem interwencyjnym, biurem pomocy dla skrzywdzonych.
Rację mają ci, którzy mówią, że można jego działalność porównać z działalnością Sacharowa czy Martina Luthera Kinga. Był człowiekiem, który zapisał się w polskiej historii współczesnej, w historii ostatnich kilkudziesięciu lat, w polskiej drodze do wolności. Jednocześnie zapisał się w polskiej historii tej, która trwa już 1050 lat – i pozostanie w niej na zawsze jako przykład rycerza. Rycerza, który walczył i umiał walczyć o dobrą sprawę. Żegnamy Cię, Zbyszku z bólem. Żegnamy Cię jako wielkiego Polaka, wielkiego człowieka. Żegnamy Cię jako kolegę, przyjaciela, człowieka, który wpisał się w nasze życie.
Dobrze przysłużyłeś się Polsce, dobrze przysłużyłeś się nam wszystkim.
Mszy św. przewodniczył bp Rafał Markowski, a homilię wygłosił ks. prałat Jan Sikorski.
Pogrzeb ma charakter państwowy; trumna przykryta jest biało-czerwoną flagą.

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/186147-jaroslaw-kaczynski-zegna-zbigniewa-romaszewskiego-byl-wspolczesnym-rycerzem-dobrej-sprawy-zapisal-sie-w-polskiej-historii-ktora-trwa-juz-ponad-1050-lat