Prokuratura przyjrzy się silnikom Tupolewa? Jest nowy biegły. Czy zespół smoleński znów miał rację?

Fot. Raport KBWLLP
Fot. Raport KBWLLP

Czyżby okazało się, że napędowi tupolewa trzeba się przyjrzeć dokładniej, niż wskazują na to ustalenia raportów Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i Jerzego Millera?

- pyta „Nasz Dziennik” w tekście dotyczącym śledztwa smoleńskiego.

Pytanie jest naturalnym skutkiem decyzji prokuratury wojskowej. Okazuje się, że właśnie rozszerzono listę biegłych, którzy pracują nad śledztwem. Do zespołu dołączył m.in. drugi specjalista od napędów odrzutowych. Mowa o kpt. Marku Chalimoniuku z Pracowni Badań Silników w Instytucie Technicznym Wojsk Lotniczych. Do tej pory wśród biegłych znajdował się jeden ekspert od silników, przełożony Chalimoniuka, dyrektor Instytutu płk prof. Ryszard Szczepanik.

„ND” przypomina, że strona rosyjska od maja 2010 uznaje, że silniki rządowego tupolewa pracowały normalnie do samego uderzenia w ziemię. Rosjanie nie stwierdzili również ich uszkodzenia.

Gdy smoleński zespół parlamentarny wskazywał na zaburzenia pracy lewego silnika (wibracje), zespół Laska tłumaczył to wpadaniem do jego turbiny części ścinanych drzew, na co wskazuje też szybkie pojawienie się i zanik zaobserwowanego odchylenia

- wskazuje gazeta.

I znów okazuje się, że przyjęte odgórnie założenia przez rosyjską stronę nie zdają egzaminu. Skoro prokuraturze potrzebny był jeszcze jeden biegły zajmujący się silnikami odrzutowymi należy uznać, że jednak sprawa pracy napędu Tupolewa nie jest tak jednoznaczna jak chce tego Rosja, MAK i komisja Millera.

Czyżby zespół smoleński znów miał rację?

„Nasz Dziennik” opisując zmiany w składzie zespołu biegłych wskazuje na jeszcze jedną zaskakującą decyzję.

Największe kontrowersje może budzić powołanie przez referenta śledztwa ppłk. Jarosława Seja w charakterze biegłego płk. Roberta Latkowskiego. Bezstronność tej osoby stoi pod poważnym znakiem zapytania

- pisze gazeta.

Z czego wynikają kontrowersje?

Latkowski niemal od dnia katastrofy wypowiada się na temat jej przyczyn i okoliczności. Udzielił co najmniej kilkunastu wywiadów. Jest też współautorem książki „Ostatni lot” na temat katastrofy wydanej pod koniec 2010 roku, a więc zanim publicznie ogłoszono raport MAK i gdy polska komisja nie sformułowała jeszcze żadnych wniosków. Kolejne jej wydanie ukazało się po opublikowaniu raportu Millera. Jej autorzy idą w oskarżaniu pilotów i dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika jeszcze dalej niż MAK

- przypomina „ND”.

Trudno sobie wyobrazić, żeby rzetelną opinię opartą na dostarczonym materiale dowodowym wydała osoba tak bardzo zaangażowana po stronie jednego z możliwych wyjaśnień przebiegu katastrofy. Tym bardziej że Latkowski przyznaje się do prowadzenia prywatnego śledztwa polegającego m.in. na rozmowach z pilotami i analizach nagrań z czarnej skrzynki. Nie ma wątpliwości, że autorzy „Ostatniego lotu” mieli dostęp do materiałów komisji Millera lub MAK, zanim ujrzały światło dzienne lub w ogóle nieujawnionych. Jak prywatne śledztwo połączyć z publicznym i jak najbardziej oficjalnym?

- zadaje na koniec pytanie Piotr Falkowski z „ND”.

KL

 

 

 

 

 

---------------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------------

Do nabycia wSklepiku.pl!

"Zachowujmy się jak ludzie wolni: Janusz Kurtyka we wspomnieniach bliskich"

autor:Łukasz Wiater

Zachowujmy się jak ludzie wolni: Janusz Kurtyka we wspomnieniach bliskich

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.