Tonący Tusk łupi nas aż miło. Tylko na nowych daninach i podatkach chce z nas zedrzeć aż 24 mld zł rocznie

fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

Fiskus sięga do kieszeni Polaków coraz głębiej

- alarmuje "Rzeczpospolita". Każdemu z nas rząd zamierza zabrać ponad 600 złotych w postaci nowych danin podatkowych.

Przede wszystkim fiskus liczy na nowe wpływy z podatku od czynności cywilnoprawnych. 2 procent zapłacą teraz m.in. przedsiębiorcy biorący pożyczki odnawialne – wynika z projektu przepisów opracowanych przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji.

Rządowe "Janosiki" wpadły też na pomysł rozszerzenia podatku od nieruchomości - ma on objąć sieci kablowe i obiekty energetyczne co uderzy np. w operatorów telekomunikacyjnych, elektrownie itd. Fiskus ma na tym zyskać nawet setki milionów zł.

Co więcej, nowym haraczem - podatkiem CIT - zostały obłożone spółki komandytowo-akcyjne obłożone. A jeśli do tego dodamy zapowiadane oskładkowanie umów zleceń i o dzieło - dopełnimy obrazu, jak rząd łupi obywateli.

Gazeta przypomina przy okazji, że przykręcenie fiskalnej śruby przez rząd Tuska trwa nie od dziś. Wbrew obietnicom utrzymał podwyższone stawki VAT.

Piąty rok zamrożone są progi podatku od dochodów osobistych, zniknęły też ulgi w PIT – internetowa i zwrot VAT za materiały budowlane

- punktuje "Rzeczpospolita".

Z wyliczeń "Rz" wynika, że po uwzględnieniu przejęcia aktywów OFE, państwo będzie nas łupić o co najmniej 24 mld zł więcej niż dotychczas.

A w tych szacunkach nie uwzględniono chociażby takich "drobiazgów" jak dodatkowe kilkaset milionów złotych haraczu w ramach zapowiadanych zmian w abonamencie RTV.

Z kolei "Gazeta Wyborcza" ujawnia jak państwo zamierza "wydoić" kierowców. Otóż jak wynika z projektu ustawy przygotowywanego przez PO, mandaty drogowe mają zdrożeć i będą wzrastać tak jak średnia pensja.

Będą one liczone od średniej krajowej według GUS. Ponieważ projekt powstał w roku ubiegłym, wzięliśmy średnią z końca 2012 r. - 3,6 tys. zł

- wyjaśnia Stanisław Żmijan, poseł PO, współautor projektu.

Za najmniejsze przekroczenie prędkości (obecnie przekroczenie prędkości do 10 km/h nie jest karane) mandat będzie liczony od 1,5 proc. średniej krajowej, czyli 50 zł.

Kolejne stawki to 3 proc. (za przekroczenie prędkości od 11 do 20 km/godz.), 5 proc. (od 21 do 30 km/godz.), 9 proc. (od 31 do 40 km/godz.), 14 proc. (od 41 do 50 km/godz.) i 20 proc. (powyżej 50 km/godz.). A z tego wynika, że kierowca, który przekroczy prędkość o ponad 50 km/godz. otrzyma mandat w wysokości aż 720 zł

- a nie tak jak obecnie, maksymalnie 500 zł, czytamy w GW.

Będzie też dodatkowa kara dla recydywistów - każdy, kto cztery razy w roku przekroczy prędkość o ponad 50 km/godz., następny mandat otrzyma o połowę wyższy.

Pocieszające w tej operacji łupienia kierowców jest to, że z tego procederu zostaną wyłączone gminy. Stracą one prawo do używania fotoradarów i co za tym idzie 300 mln zł wpływów rocznie. Posłowie chcą, by zdjęcia z fotoradarów mogła robić jedynie Inspekcja Transportu Drogowego, która jednak straciłaby możliwość używania nieoznakowanych samochodów z wideorejestratorami.

Chcemy, by nieoznakowane radiowozy przejęła policja, i to ona łapała łamiących przepisy

- mówi Żmijan.

Aż strach pomyśleć, co jeszcze "Janosiki" Tuska wymyślą, zanim Platforma nie zostanie w końcu oderwana od władzy. Ciekawe też, czy ten strach znajdzie swoje odzwierciedlenie przy kolejnych wyborach...



kim, "Rzeczpospolita", "Gazeta Wyborcza"

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.