Prof. Musiał o apelu niemieckich historyków ws. "polskich obozów": To nie wystarczy, aby wyplenić kłamstwo, które można podciągnąć pod kłamstwo oświęcimskie

sxc.hu
sxc.hu

Niemieccy historycy wystosowali apel, aby nie wprowadzać kar za używanie sformułowania "polskie obozy zagłady" i jednocześnie przyznali, że to określenie jest niedopuszczalne.

CZYTAJ WIĘCEJ: Niemieccy historycy wraz z "Gazetą Wyborczą" apelują: nie karać za "polskie obozy koncentracyjne"

O tym, czy autorom apelu bardziej chodzi o zwalczanie obrażającego Polaków sformułowania, czy też o zapobiegnięcie karaniu za "pomyłki", nad czym właśnie pracuje Sejm, rozmawiamy z prof. Bogdanem Musiałem, historykiem specjalizującym się w badaniu dziejów Niemiec, Polski i Rosji w XX wieku, zwłaszcza w okresie drugiej wojny światowej i w latach międzywojennych.

 

wPolityce.pl: Co pan sądzi o apelu historyków niemieckich?

Prof. Bogdan Musiał: Po pierwsze uważam go za pozytywne zdarzenie, bo wreszcie zrozumieli, że jest to fałszowanie historii. Wreszcie sami doszli do wniosku, że to nie jest „geograficzne” umiejscowienie, jak zwykło się twierdzić, czy inne tanie wymówki, bo przecież w stosunku do obozów założonych przez Niemców na terenie Holandii czy Czech nie mówią i nie piszą odpowiednio: „holenderskie obozy”, czy „czeskie obozy”. Zaś wobec swoich obozów na terenie Polski piszą „polskie”, więc coś tu musi być na rzeczy. Tak więc dobrze, że zostało to kłamstwo nazwane po imieniu. Kłamstwo straszliwe, uwłaczające nam bardzo.

Po drugie uważam, że sam apel nie wystarczy, aby wyplenić to kłamstwo. W moim przekonaniu można to kłamstwo podciągnąć pod kłamstwo oświęcimskie. Więc w sumie, nie musimy być może tworzyć całkiem nowych ustaw - wystarczyłoby może dodanie zwrotu, że nazwanie obozu Auschwitz polskim obozem jest kłamstwem oświęcimskim.

 

Czy apel będzie skuteczny?

No właśnie podejrzewam, że nie. Z tego powodu, że może nie dotrzeć do niemieckiej opinii publicznej. Jeden z sygnatariuszy tego apelu - prof. dr Martin Schulze Wessel - nie jest w stanie przebić się w dyskusji wewnątrzniemieckiej. Pewnie więc zaraz usłyszymy hasła typu: „Polacy są przewrażliwieni” lub nawet „uderz w stół, a nożyce się odezwą, bo czują się trochę winni”. Gdyby taka dyskusja zaczęła się w „die Zeit” czy w „der Spiegel”, to można uznać, że w Niemczech rozpoczęła się debata, ale w tej sytuacji, to raczej nie.

 

Dlaczego akurat teraz wyszedł ten apel? Czy kogoś ruszyło sumienie, że może już za dużo tych kłamstw? A może w grę wchodzą inne powody?

To jest ewidentna reakcja na polski ruch w sprawie karania za to kłamstwo. Chronologia jest tu ewidentna: apel powstał, gdy dowiedzieli się, że w Polsce powstał projekt zmiany prawa. Można więc uznać, że to jest efekt takich właśnie poczynań strony polskiej. Usłyszeli, że trwa u nas dyskusja, musieli przyznać, że to co oni robią, to jest nieuczciwe, ale jednocześnie protestują przeciwko karaniu za stosowanie tego kłamstwa.

Może też chodzić o grę na wytrącenie z polskich rąk inicjatywy, którą przejęliśmy rozpoczynając prace nad karaniem za kłamstwo „polskich obozów”.

 

Niemcy więc de facto tym apelem pokazali polskiej klasie politycznej jak należy postępować, aby uzyskać pożądany efekt.

Tak, absolutnie. To bardzo ważna nauka dla nas – dopiero na ostre i stanowcze reakcje polskiej strony Niemcy reagują i zaczynają coś robić. Nie zgadzam się z fragmentem apelu, w którym mowa jest o tym, że „politycy nie mogą ustanawiać prawdy historycznej”. Generalnie tak, ale jaka prawda historyczna jest zawarta w określeniu „polskie obozy”? To nie jest „prawda historyczna”, lecz kłamstwo, a z kłamstwem idzie się do sądu, bo jest karalne prawnie. Tu nawet nie można dyskutować, czy jakiś zbudowany przez Niemców obóz był „polski”, bo po prostu nie był.

 

No właśnie. Czy ci historycy wystąpiliby z apelem, aby nie karać, lecz debatować w sprawie istnienia lub nieistnienia np. komór gazowych? Wyszliby z inicjatywą rezygnacji w niemieckim prawie z „Holokaustleugnung” (dosłownie zaprzeczanie holokaustowi; w szerszej definicji pomniejszanie jego znaczenia, liczby ofiar itd. – przyp. red.)

No właśnie. Przecież nikomu w Niemczech nie przychodzi do głowy dyskutowanie z tezami Davida Irvinga. Jest on kłamcą i koniec. Podobnie jak można prowadzić debaty historyczne na temat „polskich obozów”? To kłamstwo, z którym się nie dyskutuje, a jak jest powtarzane, to karze się je przed sądem. Irving siedział w więzieniu austriackim za swoje twierdzenia.

 

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.