Jarosław Sellin o decyzji TVP: "Politycy najwyższego szczebla formacji rządzącej są zaangażowani w proces kontrolowania mediów"

fot. Bliżej
fot. Bliżej

wPolityce.pl: Jak pan skomentuje wczorajszą decyzję TVP o zdjęciu programu Jana Pospieszalskiego w związku z zaproszeniem do „Bliżej” redaktora Jacka Karnowskiego?

Jarosław Sellin: To jest powrót do bardzo złych praktyk, które się kojarzą z PRL-em, czyli z „zapisami na nazwisko”. Twórca jednego z najbardziej poczytnych, opiniotwórczych tygodników, współtwórca jednego z najbardziej poczytnych portali opiniotwórczych w Polsce – i w dodatku, co warto przypomnieć – były szef „Wiadomości” TVP jest persona non grata w programach TVP. To jest rzecz niewyobrażalna. Nawet jeśli pojawiły się tam jakieś emocjonalne zarzuty związane ze znaną sprawą pewnego błędu, który ten redaktor popełnił w ocenie innego dziennikarza TVP – ale z którego się potem wycofał, błąd został naprawiony – to to nie powinno być pretekstem do zdejmowania z anteny programów, w których on uczestniczy. Jestem ciekaw co będzie dalej. Czy w przypadku kolejnych prób zapraszania Jacka Karnowskiego do jakichkolwiek programów TVP ten zakaz będzie dalej obowiązywał. To będzie rzecz niebywała i w historii ostatnich lat niewystępująca.

W Konstytucji, w art. 54 wprowadza się zakaz cenzury prewencyjnej. Czy w tym przypadku możemy mieć do czynienia właśnie z taką praktyką?

Myślę, że tak. To jest tak naprawdę zakaz rozpowszechniania poglądów konkretnego publicysty na antenie telewizji publicznej. Jacek Karnowski pewnie płaci abonament, ja płacę i nie życzę sobie takich praktyk. To jest też moja telewizja, więc nie akceptuję sytuacji, gdy publicysta przeze mnie szanowany, którego opinie są dla mnie istotne, nie ma prawa wstępu do telewizji publicznej.

Ta telewizja w ogóle jeszcze może być nazywana publiczną?

Ciągle bronię instytucji mediów publicznych – także telewizji. Uważam, że one istnieć powinny. Natomiast nie bronię praktyk, które się tam zdarzają. Ta praktyka jest naganna i dobrze by było aby kierownictwo telewizji publicznej się nad tym zastanowiło – czy przypadkiem poprzez tego typu decyzje nie powiększa się grupa ludzi, którzy uważają, że telewizja publiczna w ogóle nie jest potrzebna. Albo mają skłonność do obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec płacenia abonamentu.

Jak to się ma do bardzo częstego – na co wskazują dane – zapraszania do programów telewizyjnych osób takich jak Stefan Niesiołowski, Janusz Palikot, które opluwały, i nadal opluwają, m.in. Lecha Kaczyńskiego?

Pójdźmy dalej. Jest przecież publicysta mający swój program w telewizji publicznej – i to na kanale, który ma większą oglądalność niż ten, emitujący program Jana Pospieszalskiego. On pozwala sobie na oceny innych dziennikarzy niezwykle wulgarnym językiem, będąc gospodarzem programu. Skasowanie programu redaktora Pospieszalskiego pod pretekstem obecności Jacka Karnowskiego jest jednostronnym złamaniem wszelakich standardów. Moim zdaniem to też jest takie szukanie pretekstu – to kolejny przypadek, w bardzo krótkim czasie, kiedy nie pozwolono na zrealizowanie programu „Bliżej”. Innych audycji jakoś takie historie nie spotykają. Kiedy to zrobiono po raz pierwszy, pretekstem była – owszem, wielka, tragedia w Wielkopolsce. Jednak jej skala nie była aż taka, żeby późno wieczorem wciąż emitować sprawozdania z katastrofy. To jest szukanie wymówek to stwarzania problemów temu konkretnemu programowi, który na tle innych programów TVP wyłamuje się powagą i poruszaniem tematów ważnych, a w innych programach przemilczanych. Ze względu na wyrazistą osobę prowadzącego one są odczytywane jako wyłamujące się z dominującej wrażliwości lewicowo-liberalnej, która w innych programach przeważa.

Pamiętamy jak ponad rok temu po nocnych spotkaniach Pawła Grasia z Grzegorzem Hajdarowiczem spacyfikowano tygodnik „Uważam rze”. Czy możemy powiedzieć, że teraz rząd dalej próbuje eliminować niezależne media?

Niewątpliwie pakt rządzący Polską od ponad sześciu lat zdaje sobie sprawę, że trwałość władzy w dużej mierze zależy od życzliwości mediów i niestety ta władza w większości mediów, tzw. mediach mainstreamowych, tą przychylność ma. Chodzi o to, żeby to się nie skończyło i aby przypadkiem nie urosła równoważna siła mediów krytycznych wobec władzy. Politycy najwyższego szczebla tej formacji rządzącej są w ten proces zaangażowani. Kontrolują, żeby coś w przestrzeni medialnej nie wymknęło się spod kontroli oraz aby to co jest nieprzychylne za bardzo nie urosło.

Przed nami wybory: europejskie, samorządowe, parlamentarne, prezydenckie. W tych procesach media mają szczególne znaczenia. Czy takie działania, szczególnie w tym okresie kampanii i wyborów, nie zaburzają pewnych standardów?

To skrzywia werdykt wyborczy i uniemożliwia eksplikacje rzeczywistych preferencji wyborczych wśród Polaków. Siła rażenia mediów sprzyjających dzisiejszej władzy jest nieporównywalna wobec siły rażenia mediów, które są wobec tej władzy odważne. Z takim zjawiskiem obiektywnie mamy do czynienia. Poza zwracaniem na to uwagi i oburzaniem się, musimy sobie z tym po prostu poradzić. Taka jest rzeczywistość. Istnieje coś takiego, co Jarosław Kaczyński nazywa „układem panującym”. To jest coś szerszego niż układ rządzący. Panujący to są nie tylko politycy, ale także biznesmeni i świat mediów. Tam jest poczucie wspólnego interesu, a nawet poczucie wspólnego władztwa nad III Rzeczpospolitą. Jeżeli to władztwo im się na jakiś czas odbiera, to jest wielki skandal – tam nie ma normalnego rozumienia demokracji – władza ma być zawsze „nasza”.

rozmawiała Magdalena Czarnecka

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych