Walentynowicz: "Gdybym nie miał pewności, że ciało pochowane w Gdańsku to nie moja babcia, to byśmy tego wszystkiego nie robili". NASZ WYWIAD

Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

wPolityce.pl: w czasie posiedzenia zespołu smoleńskiego mówił Pan, że do dziś Państwa rodzina nie wie, co stało się z ciałem śp. Anny Walentynowicz. Czy w czasie ekshumacji Pana babci wykonywano identyfikację metodą DNA? Badania wydały się Panu wiarygodne?

Piotr Walentynowicz, wnuk śp. Anny Walentynowicz: Myśmy od początku wątpliwości związane z ciałami, ekshumowanymi we wrześniu 2012 roku. W obu ciałach nie rozpoznaliśmy mojej babci. Natomiast o badaniach genetycznych dowiedzieliśmy się jedynie telefonicznie. Zadzwoniono do nas z wiadomością, że możemy już pogrzebać ciało, ponieważ badania genetyczne potwierdziły tożsamość. Dowiedzieliśmy się również, że reszta dokumentacji medycznej wyjaśni nam, dlaczego ciało w czasie ekshumacji było w takim stanie, dlaczego go nie rozpoznaliśmy. Nasze wątpliwości dotyczyły m.in. urazów czaszki, która po tragedii nie była uszkodzona, a także lokalizacji blizn pooperacyjnych. Te wątpliwości miała rozwiać pozostała dokumentacja. Na nią czekaliśmy kilka miesięcy, a w tym czasie znajdowaliśmy kolejne dowody na to, że to nie była babcia. Badania genetyczne były przeprowadzane na zlecenie i pod kontrolą prokuratury. Weryfikacja rzetelności tych badań była poza naszym zasięgiem, nie dopuszczony został do badań niezależny ekspert Michael Baden, wszystko odbyło się poza naszymi plecami.

Kto wziął odpowiedzialność za komunikat, że badania genetyczne potwierdzają tożsamość śp. Anny Walentynowicz?

Mamy dokumentację w tej sprawie, na której są konkretne nazwiska i podpisy. W tej chwili nie pamiętam ich jednak. Dowiedzieliśmy się tego od prokuratury. Ona przekazała nam wiadomość, że można organizować powtórny pogrzeb, ponieważ wszystko się zgadza. Mamy w tej sprawie tomy dokumentacji.

Komunikat jednak nie uspokoił Państwa

Z czasem znajdowaliśmy kolejne wiadomości i materiały, które upewniały nas w przekonaniu, że to nie była babcia. Silną sugestią w tej sprawie jest również zachowanie prokuratury. Ona ma zabezpieczone materiały pobrane w czasie ekshumacji, one pozostają w jej władaniu. Niestety śledczy za żadną cenę nie chcą ich wydać, ani zgodzić się na badania poza swoją strefą i kontrolą. Śledczy nie wyrażają zgody na badania, w które nie będą mieli możliwości ingerencji. Dodatkowo można by przeprowadzić analizę porównawczą zdjęć rentgenowskich babci oraz zdjęć wykonanych w czasie ekshumacji. Jednak tych zdjęć prokuratura również nie chce nam wydać. Zwieńczeniem naszych wątpliwości i podejrzeń był fakt, że w materiałach nie ma dokumentacji, która odpowiada ciału mojej babci. W aktach nie ma opisu ciała, ani fotografii. Takie materiały powinny z kolei być sporządzone w Moskwie.

Gdy oglądał Pan akta dotyczące kobiet, które zginęły w Smoleńsku, miał Pan poczucie, że dotyczą konkretnych ciał, czy na przykład były pisane według jednego szablonu? Mogły być sfałszowane?

Myśmy analizowali te zapisy skrupulatnie, ponieważ sądziliśmy, że może treść opisu ciała jest taka sama w aktach dotyczących innych osób, że ktoś się zwyczajnie pomylił. Dużo ciał miało podobne obrażenia. Jednak za każdym razem te opisy się czymś od siebie różniły. A materiał fotograficzny był zgodny z tym, co znajdowało się w opisie. Nie odnieśliśmy wrażenia, że te materiały były fałszowane, czy pisane według jednego schematu. Zawsze były pewne różnice. Zdziwiło mnie, że przynajmniej dwa tomy, opisane jako materiały dotyczące konkretnych zwłok, zostały sporządzone na podstawie małej części szczątków, np. kończyn. I w tych przypadkach stworzono opasły tom akt, opisanych jako kolejne zwłoki. To jest nieco dziwne. Szczególnie, że szczątki do Polski przyjeżdżały później jeszcze niż powstawały te materiały.

Co dalej w związku z Państwa podejrzeniami i wątpliwościami?

Liczę, że prawnicy znajdą jakiś sposób, by sprawę wyjaśnić. To, co ja mogłem zrobić w tej sprawie, zrobiłem.

W czasie sejmowego zespołu mówił Pan, że nie wie gdzie leży ciało Pana babci. Czyli to już nie są podejrzenia, że w Gdańsku nie leży pańska babcia, ale pewność?

Gdybym nie miał pewności, że ciało pochowane w Gdańsku to nie moja babcia, to byśmy tego wszystkiego nie robili. Wszystko, co w tej sprawie robi prokuratura, jest dodatkową sugestią, że nasze odczucia o babci są właściwe.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.