Kłopotowski o problemach "Smoleńska" z PISF: "Wybitny artysta chce nam przedstawić wielkie wydarzenie. Czy nie od tego mamy polskie kino?"

rys. Andrzej Krauze // fundacjasmolensk2010.pl
rys. Andrzej Krauze // fundacjasmolensk2010.pl

Kiedy środowisko filmowe walczyło o utworzenie PISF, używało hasła, żeby „mówić po polsku o polskich sprawach". A co może być bardziej polskiego aniżeli tragiczna śmierć prezydenta i części elity politycznej w drodze do Katynia, aby złożyć hołd pomordowanym oficerom narodu, który znalazł się w strasznym uścisku pomiędzy Rosją a Niemcami?

- pisze Krzysztof Kłopotowski na łamach "Rzeczpospolitej", komentując sprawę dofinansowania przez Polski Instytut Sztuki Filmowej "Smoleńska" Antoniego Krauzego.

CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS! Producent filmu "Smoleńsk": Mamy obsadę, zrobiliśmy pierwsze zdjęcia, ale niezbędna jest dotacja PISF

Kłopotowski przypomina w tekście, że Krauze jest bardzo cenionym reżyserem, który za swój ostatni film „Czarny czwartek” otrzymał m.in. nagrodę FIPRESCI na festiwalu w Montrealu. Czy to wystarczy by PISF spojrzał na projekt „Smoleńsk” innym okiem niż m.in. minister Bogdan Zdrojewski, który powiedział, iż teraz nie widzi możliwości, aby powstał?

Od tego jest minister, żeby prowadzić politykę kulturalną rządu. A obecny rząd nie chce niezależnego dochodzenia przyczyn katastrofy. Pokazałoby ciężkie zaniedbania właśnie rządu w przygotowaniu wizyty prezydenta i po katastrofie. Łatwo sobie wyobrazić, co minister Zdrojewski usłyszałby od premiera Donalda Tuska, gdyby śmiał ten projekt poprzeć

- zauważa Kłopotowski.

Krytyk i publicysta stawia jednak tezę, że Krauze idealnie nadaje się do realizacji takiego filmu.

Antoni Krauze jest idealnym realizatorem fabuły opartej na dziennikarskim dochodzeniu prawdy o katastrofie będącej punktem zwrotnym w historii niepodległej Polski po roku 1989. Wybitny artysta chce nam przedstawić wielkie wydarzenie. Czy nie od tego mamy polskie kino?

Kłopotowski uważa też, że PISF jest właśnie od tego by wspierać takie inicjatywy.

Kiedy środowisko filmowe walczyło o utworzenie PISF, używało hasła, żeby „mówić po polsku o polskich sprawach". A co może być bardziej polskiego aniżeli tragiczna śmierć prezydenta i części elity politycznej w drodze do Katynia, aby złożyć hołd pomordowanym oficerom narodu, który znalazł się w strasznym uścisku pomiędzy Rosją a Niemcami? W tej tragedii odbija się polski los. Refleksja nad tym wydarzeniem może nam pomóc w ocenie możliwości prowadzenia samodzielnej polityki polskiej w kraju i za granicą. Przy szczególnej wrażliwości reżysera ukazanej w „Czarnym czwartku" i uznanej przez fachowców może on dać nam lekcję historyczną

- czytamy w "Rzeczpospolitej".

Według Kłopotowskiego PISF powinien jednak być niezależny od polityków i ma obowiązek dbać jedynie o kulturę.

Niezależność Instytutu od rządu znalazła się w projekcie ustawy o powołaniu PISF. Ustawę przygotował ówczesny minister kultury z SLD Waldemar Dąbrowski, prawdopodobnie najlepszy szef tego resortu w III Rzeczpospolitej. Zaciekły opór ustawie stawiała Platforma Obywatelska będąca w opozycji podobnie jak Prawo i Sprawiedliwość. Wielu posłów PiS było przeciw, ale prezes Jarosław Kaczyński kazał poprzeć projekt. Mimo wrogości do rządu SLD uznał, że PISF służyłby interesom kultury narodowej. Bez poparcia Kaczyńskiego polskie kino byłoby dzisiaj trupem artystycznym

- tłumaczy.

Kłopotowski odnosi się też do wypowiedzi na temat filmu innych polskich reżyserów, w tym Juliusza Machulskiego, który powiedział, że „o Smoleńsku można by co najwyżej zrobić film à la Borat czy Monty Python o tym, jak nabzdyczony i dumny prezydent średnio ważnego kraju środkowoeuropejskiego uparł się, by lądować we mgle na kartoflisku”.

Krytyk nie stosuje metod szyderczych Machulskiego, ale spokojnie mu odpowiada:

Ten wybitny reżyser na pewno wie, że dobra fabuła musi mieć konflikt sprzecznych racji. Otóż ustalenia niepodważalne zespołu parlamentarnego wykazały głupotę i brak wyobraźni instytucji rządowych, które organizowały wizytę prezydenta. A ustalenia wątpliwe tej komisji trzeba zostawić ocenie publiczności tak samo jak ustalenia komisji Millera. Dziennikarka Ewa prowadząca w fabule śledztwo ma porównywać sprzeczne racje i pokazać labirynt polityczny, jaki powstał wokół katastrofy.

Kłopotowski rozprawia się też ze słowami Daniela Olbrychskiego na temat niepowstałego jeszcze filmu, i odnosi się do decyzji PISF by dofinansować film o Wałęsie czy „Pokłosie”.

Producent Maciej Pawlicki zostawił historykom tezę o zamachu w Smoleńsku. Największa przeszkoda dla dotacji PISF została usunięta. Czekamy na wnioski.

- podkreśla, dodając, że skoro znalazły się pieniądze na takie produkcje, to i film Krauzego powinien zyskać uznanie recenzentów w PISF.

Cały tekst w dzisiejszej „Rzeczpospolitej”.

lw, wNas.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.