Waszczykowski o alarmach bombowych: "To może być próba zdestabilizowania kraju. Nadal nie jesteśmy przygotowani na tego typu działania". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Radek Pietruszka
fot. PAP/Radek Pietruszka

Minister Sienkiewicz to osobny problem. Wiele rzeczy zapowiadał, krzyczał: "Idziemy po was!", podjął wojnę z "kibolami", a efekty są mizerne

- mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Witold Waszczykowski, poseł PiS, b. wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

 

wPolityce.pl: Fałszywe alarmy bombowe znowu sparaliżowały kilka urzędów państwowych, w tym dwa ministerstwa, z których ewakuowano 3 tys. pracowników. W sumie w piątek ewakuowano aż 4 tys. osób. Podobna sytuacja miała miejsce pół roku temu.  Czy to sytuacja, z którą trzeba się zawsze liczyć i nic nie można z nią zrobić, czy kolejny dowód na to, że coś szwankuje w naszym państwie?

Witold Waszczykowski: Takie sytuacje - wywołane przez żartownisiów, bądź będące skutkiem zorganizowanych działań - pojawiają się na świecie. Terroryzm cybernetyczny nie jest nowością. Wiemy o tym zagrożeniu i uprzedzamy o nim od lat. I od lat obecna władza mówi, że traktuje sprawę priorytetowo. W dokumentach przygotowywanych m.in. przez działające pod kierownictwem Stanisława Kozieja BBN przeciwdziałanie atakom cybernetycznym zostało wyraźnie wypunktowane. Jeśli tak, to można zapytać: dlaczego nie podejmuje się działań zapobiegawczych? Dlaczego nie tworzy się filtrów, które by takie ataki wyłapywały i natychmiast wskazywały skąd one pochodzą? To zastanawiające.

 

Minister spraw wewnętrznych, Bartłomiej Sienkiewicz, po poprzedniej fali fałszywych alarmów, zapowiadał wielkie śledztwo, a skończyło się na schwytaniu jednego podejrzanego...

Minister Sienkiewicz to osobny problem. Wiele rzeczy zapowiadał, krzyczał: "Idziemy po was!", podjął wojnę z "kibolami", a efekty są mizerne.  Nie warto w tej chwili się nad nim pastwić, bo jest ciężko kontuzjowany i przeszedł operację. Być może to powoduje, że ma problem z ogarnięciem sytuacji.

 

Ten problem wydaje się permanentny, bo służbom, które powinny czuwać nad bezpieczeństwem państwa, znów ktoś zagrał na nosie...

Nadal nie jesteśmy przygotowani na tego typu działania. Może za nimi stać uczeń, który rano wstał lewą nogą, usiadł przy komputerze i napisał kilka maili. A państwo nie ma przed tym ochrony. To wina zarówno MSW, jak i ministerstwa cyfryzacji, które powinno w tej kwestii współpracować z resortem Sienkiewicza.

 

Czy możliwy jest system, który wyłapuje fałszywe pogróżki, zapobiegając zamieszaniu i ewakuacjom?

Zawsze można spodziewać się ataku hakerskiego, np. gdzieś z Azji, który jest trudny do wychwycenia. Ale nawet w takim przypadku powinien być wskazany ślad, iż to jest atak spowodowany działalnością grupy przestępczej. Natomiast działanie tego typu, że ktoś, kto się nudzi w domu wysyła maile z pogróżkami, można dość łatwo namierzyć. Takie osoby posługują się przecież niezabezpieczonymi komputerami, które pokazują swoje adresy. Wystarczyłby filtr prewencyjny. Tymczasem taki atak potrafi postawić na nogi kilka ministerstw i tysiącom urzędników przerwać pracę. W momencie, gdy jest orkan i ludzie potrzebują pomocy, nagle pojawia się tego typu atak, który odciąga służby od istotnych potrzeb. I to jest cios dla państwa.

 

Skoro nie udało się nikogo namierzyć,  to może autorzy fałszywych alarmów nie są amatorami?

Służby muszą to jak najszybciej wyjaśnić. Jeśli doszło do zorganizowanego ataku spoza Polski, powinniśmy o tym wiedzieć.

 

Co może się kryć za taką akcją?

Polska jest w tej chwili mocno zaangażowana w kwestię ukraińską. Cały czas jesteśmy obecni w Afganistanie. Więc to może być próba zdestabilizowania kraju. Warto poczekać na wyjaśnienia. Rząd powinien to wytłumaczyć.

Rozmawiał Jerzy Kubrak

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych