Prof. Marciniak: "Kaczyński pociągnął za sobą obóz rządzący. Udało się zniwelować fatalny wydźwięk wpisu ministra Sikorskiego". NASZ WYWIAD

Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

wPolityce.pl: trwa sprzeciw Ukraińców wobec zakończenia rozmów negocjacyjnych między Kijowem i Brukselą. Tysiące ludzi demonstruje na ulicach ukraińskich miast. Jak pan ocenia sytuację w tym kraju? W którą stronę może pójść rozwój wypadków?

Prof. Włodzimierz Marciniak, prof. PAN, sowietolog: Trudno oceniać, jak to się może zakończyć. Mamy do czynienia z nowym czynnikiem, którym są masowe protesty. Trudno ocenić, jaka jest prawdziwa skala i możliwości oddziaływania tych protestów. Jest tu zbyt wiele zmiennych. Faktem jest jednak, że to zmieniło sytuację Ukrainy. Władze tego kraju, prezydent Janukowycz znalazł się w trudnej sytuacji. Jeśli kontynuowałby negocjacje, a w mojej ocenie zamierzał tak zrobić, to zmiana decyzji spotka się z opiniami, że uległ on przed presją. Z drugiej strony sam fakt masowych demonstracji na Ukrainie, gdyby udało się osiągnąć porozumienie polityczne, mógłby zostać wykorzystany jako forma nacisku Kijowa na Brukselę, by Unia zmieniła swój przesadny stosunek do niektórych postulatów. Bardzo twarda, postawa negocjatorów unijnych sprowokowała decyzje, jakie zapadły na Ukrainie.

Większość głosów dot. Ukrainy skupiało się na sprawie Julii Tymoszenko. O jakich postulatach unijnych pan mówi?

Nie wyobrażam sobie, by jakakolwiek władza ukraińska zgodziła się na radykalną podwyżkę cen energii. I to skokową. To oznacza poważne problemy i wzburzenie społeczne. Jest wiele postulatów, które były trudne do przyjęcia. Sytuacja, jaką widać na Ukrainie, mogłaby zostać mądrze wykorzystana. Kluczem do tego jest jednak zawarcie w ukraińskiej polityce konsensusu. Potrzebny jest dobry plan polityczny dla Kijowa.

 

Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą to sprawa o znaczeniu ogólnoeuropejskim, czy jedynie lokalna? Jakie znaczenie mają zamierzenia Rosji?

Nie chcę uogólniać, ale można odnieść wrażenie, że w rokowaniach z Ukrainą widać było po stronie zachodniej nurt, który działał wedle zasady: postawić takie warunki, by Ukraina ich nie przyjęła. Potwierdzeniem, że taka tendencja była obecna, może być tweet Radosława Sikorskiego o pompowaniu miliardów do skorumpowanej gospodarki ukraińskiej. Podobny wydźwięk miały słowa prof. Romana Kuźniara. Tego nie można lekceważyć. W Polsce wciąż mówi się, że Rosja wywiera presję na Ukrainę, ale wydaję mi się, że wiele złego uczyniła strona zachodnia. Ona sprowokowała ten kryzys. Obecnie trudno sobie wyobrazić podpisanie umowy stowarzyszeniowej. Na Ukrainie widać kryzys władzy. Krajowi potrzebny jest konsensus polityczny - nie wiem jak osiągnięty, który doprowadziłby do rekonstrukcji obozu rządzącego.

W jaki sposób? Co to mogłoby dać?

Chodzi o taką przebudowę władzy, by była ona w stanie, w kontaktach z Brukselą, występować w imieniu całego społeczeństwa, również tych, którzy protestują. Rozwiązanie tego problemu jest trudne, ale historia Ukrainy pokazuje, że to nie jest niemożliwe.

Część polskich polityków, w tym Jarosław Kaczyński, udawało się na Ukrainę. Nie ma jednak silnego głosu władz państwowych. Jak pan ocenia aktywność Polski w tej sprawie? Czego należy oczekiwać od władz?

Lider opozycji Jarosław Kaczyński wykorzystał sytuację do przejęcia inicjatywy politycznej. To on pociągnął za sobą obóz rządzący, który nadgania zaległości. To dobrze, ponieważ udało się zniwelować fatalny wydźwięk wpisu ministra Sikorskiego. Te słowa miały fatalne skutki dla relacji polsko-ukraińskich. A te relacje zawsze powinny być dobre, nie możemy obrażać Ukraińców. Wydaje się, że obóz rządowy ma jakiś problem, nie wie, jak się zachować. I być może to nie będzie łatwe. Nie potrafię przewidzieć, jak polskie władze mogą się obecnie zachować. Szczególnie, że trzeba pamiętać, że Warszawa będzie się oglądać na Brukselę czy Berlin. A z tamtej strony nie płyną jasne sygnały, nie widać na razie wielkiej aktywności.

Rozmawiał KL

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.