UJAWNIAMY! Pogróżki, maile, telefony i atak na biuro poselskie - Bartosz Kownacki ofiarą nagonki. "Mój wpis rozpoczął falę agresji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Poseł PiS Bartosz Kownacki stał się ofiarą nagonki. Od 11 listopada otrzymuje pogróżki, doszło również do zniszczenia tabliczki informującej o lokalizacji biura poselskiego. Spalono na nim godło narodowe.

Przypomnijmy, poseł PiS stał się obiektem agresji medialnej po tym, jak na swoim profilu umieścił wpis, komentujący spalenie tęczy, jaka została postawiona na pl. Zbawiciela.

Płonie pedalska tęcza na Placu Zbawiciela. Ciekawe ile jeszcze kasy wyda bufetowa na jej renowacje zanim zdecyduje się ją usunąć

- napisał poseł na portalu społecznościowym.

O skutkach nagonki, jaką rozpętano po publikacji tekstu dotyczącego tęczy rozmawiamy z parlamentarzystą PiS.

 

 

wPolityce.pl: Jak wyglądał incydent związany z pańskim biurem poselskim? Czy zagrożenie było poważne?

Bartosz Kownacki: Pracownicy biura poselskiego pokazali mi tabliczkę, na której widnieją informacje dotyczące pracy biura oraz jego lokalizacji. Na tabliczce jest również godło narodowe. Gdy przyszedłem do biura tabliczka leżała na biurku. Była zniszczona. Gdy spytałem, co się stało, dowiedziałem się, że godło zostało spalone. Nic więcej nie zostało zniszczone, poza godłem. Pracownicy biura mówili mi wtedy, że do biura od 11 listopada przychodzi bardzo dużo maili wulgarnych. To jednak nic nadzwyczajnego. Zaniepokoić natomiast mógł telefon. Kto zadzwonił i powiedział, żeby cały PiS uważał, "a szczególnie Kownacki, bo my go zaje...my".

 

Wiadomo, co się dokładnie stało? Był jakiś świadek? Trudno zniszczyć jedynie godło na tabliczce

Do biura przyszedł mój asystent i zobaczył, że tabliczka jest zniszczona. Została więc zupełnie zdemontowana, ponieważ w takim stanie nie może wisieć. Jednak sytuacja była na tyle poważna, że asystent bał się wejść do środka. Nie wiadomo było, co tam może się dziać.

Zbieżność czasowa w tej sytuacji raczej nie jest przypadkowy.

Nie bądźmy dziećmi, fakty są oczywiste. To należy łączyć z wydarzeniem, jakie miało miejsce 11 listopada, czyli moim wpisem. Ten wpis rozpoczął ogromną falę agresji. Ludzie powołując się na tolerancję, szacunek, na to, że te święta powinny być świętami wszystkich, rozpoczęli mnie atakować. Ja jednak jestem w stanie to wytrzymać, ale dlaczego ktoś obrócił się przeciwko godłu narodowemu. To przecież jest symbol każdego Polaka, wierzącego czy niewierzącego, homoseksualisty czy heteroseksualisty. Po tym, co się stało, po groźbach fizycznej eliminacji te środowiska straciły moralne prawo, żeby w tej sytuacji zabierać głos.

Może pański wpis o "pedalskiej tęczy" był przesadą?

Żałuję tego, że przez używanie tak dosadnych słów uciekł problem, na który chciałem wskazać. Obecnie uważam, że użyłbym innych słów, żeby wskazać na problem, a skupić uwagę wszystkich na słowa.

Co dalej w sprawie incydentu zamierza pan zrobić?

Złożę zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa. Spalenie godła to popełnienie przestępstwa. Zgłoszę również sprawę gróźb karalnych, jakie do mojego biura docierają. Będę prosił również policję o wzmożoną ochronę wokół biura polskiego, a także podczas kongresu Stop ateizacji, który odbywa się w sobotę. On może stać się przedmiotem prowokacji środowisk, które pałają nienawiścią.

Na ile poważne konsekwencje mogą panu grozić za pański wpis? Wiemy, że sprawą zajmuje się izba adwokacka

Tej sprawy nie chcę komentować.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych