Karolina Elbanowska: To głosowanie jest kompromitacją polityków. Dziś obywatele usłyszeli: "Nic nas wasze dzieci nie obchodzą". NASZ WYWIAD

Fot. PAP/Leszek Szymański
Fot. PAP/Leszek Szymański

wPolityce.pl: Wynik głosowania bardzo panią rozczarował?  Bo przegraliście dosłownie o włos...

Karolina Elbanowska, Stowarzyszenie "Ratuj Maluchy": Dzisiaj przegrali politycy, którzy pokazali, że nie szanują wyborców, obywateli, rodziców. W roku rodziny pokazali, że wszystkie te hasła o demografii; to wszystko żart. Żart z obywateli. Politykom  nie chodzi o demografię, nie chodzi, o politykę prorodzinną o dzieci, tylko o swoje partykularne  interesy. Dziś skompromitowała się nasza klasa polityczna.  Bo przecież milion podpisów to fenomen. Nie zebrały go ani struktury partyjne, ani związkowe, tylko zwykli  ludzie, którzy  powiedzieli: działamy razem, bo dzieje się źle w edukacji.  Bo nie zgadzamy się na nieprzygotowana  reformę, która ma być przymusem, by posyłać sześciolatki do zupełnie nieprzygotowanych szkół. Dzisiaj okazało się, że ci obywatele, którzy mieli tę odwagę tę chęć i motywację, by działać dla dobra swoich dzieci, usłyszeli od polityków: "Nic nas wasze dzieci nie obchodzą".  Dzisiaj ci ludzie  usłyszeli: "I tak wiemy lepiej od was".

Wielka szkoda.

Pan premier tak ładnie mówił, że was szanuje, że zaprasza do współpracy. Jak pani odebrała jego słowa?

Patrzmy  na fakty nie na słowa. A fakty są takie, że dzisiaj odrzucono  wniosek  miliona obywateli. I żadne piękne słówka, żadna propaganda, żadne deklaracje o szacunku dla rodziców tego nie zmażą. 

Stanowisko Platformy poparło Polskie Stronnictwo Ludowe, które wcześniej formułowało wiele wątpliwości ws. referendum. Zawód?

To jest bardzo ciekawe. Bo większość wyborców. PSL-u jest przeciwna posyłaniu sześciolatków do szkół. Posłowie PSL-u zagłosowali przeciwko swoim wyborcom i myślę, że poniosą tego konsekwencje. Wybory, mimo wszystko już nie długo. 


W takim razie co dalej będzie z sześciolatkami? Składacie broń, czy walczycie dalej? A jeśli tak, to w jaki sposób?

Przez ostatnie tygodnie i miesiące całą energię skierowaliśmy na referendum. Do posłów poszło milion mejli. Były spotkania z posłami, były pikiety pod biurami poselskimi. Myśmy zrobili wszystko, co w naszej mocy. Energia poszła w przekonywanie polityków, w wysyłanie listów, petycji. Ale teraz jest czas na kolejny krok. Na pewno nie zaprzestaniemy działalności. Przez te ostatni pięć lat stworzyła się już taka struktura, która nie ma nic wspólnego z polityką, bo nam nie o politykę chodzi, a o nasze dzieci. I będziemy działać do skutku. Mamy przedstawicieli w różnych miastach. Mamy fundacje, mamy stowarzyszenie. I będziemy działać dla naszych dzieci. Ta reforma w polskich warunkach po prostu nie ma racji bytu. Ona i tak się przewróci.  Wcześniej, czy później. My zrobimy wszystko, by jak najmniej dzieci na tym ucierpiało. 

Czy to oznacza kolejny wniosek o referendum?


Obawiam się, że na to jest już za mało czasu, bo rekrutacje zaczynają się już w marcu. Ale musimy zrobić wszystko, żeby dać rodzicom wybór. Żeby uświadomić im, że mogą odroczyć edukację szkolną swoich dzieci. Pomóc im w tym, bo to wcale nie jest takie proste. Będziemy dalej  przekonywać rząd, przekonywać polityków, że należy dać wybór całemu rocznikowi. Tak naprawdę dzielenie rocznika na pół jest niezgodne z konstytucją, dlatego, że to jest  nierówność wobec prawa.  Połowie dzieci rząd chce odebrać rok edukacji, bo obniżenie wieku szkolnego to własnie skrócenie edukacji o rok.

Czyli będziecie tłumaczyć rodzicom jak mogą zostawić dzieci w domu?

Tu nie chodzi o edukację w dom,  ale w przedszkolach, gdzie zawsze była na najwyższym poziomie. Nauczyciele przedszkolni mają świetne techniki pracy z dzieckiem. Mają ogromną praktykę i metody pracy wiedzą jak uczyć czytania i pisania przez zabawę.Tak jak to jest na zachodzie. Bo sześciolatek może i powinien się uczyć, ale przez zabawę, nie w "systemie dzwonkowym", siedząc długie godziny w szkolnej ławce.

Ale zwolennicy wcześniejszej edukacji często podkreślają, że na Zachodzie dzieci są w stanie rozpocząć naukę w wieku lat sześciu...


To prawda, że na Zachodzie formalnie sześciolatki są w pierwszej klasie. Ale tam program nauczania wygląda tak, jak w naszych dawnych zerówkach. W naszym systemie  edukacyjnym skumulowano materiał z dwóch lat w jednym roku.  I to się odbija na dzieciach. Bo nawet jeśli w pierwszej klasie jest łatwo, to potem te problemy zaczynają się piętrzyć. Bo te dzieci są  słabsze emocjonalnie i fizycznie. Nie potrafią godzinami siedzieć w ławkach i godzinami odrabiać lekcji.


Będziecie współpracować z partiami politycznymi?

Od pięciu lat trzymamy się jak najdalej od polityki. Staramy się, by żadna partia nie spijała politycznego nektaru z działania społecznego. Politycy mają tendencję,  by wykorzystywać  ruchy społeczne na swoją korzyść. My na to nie pozwalamy i nie będziemy pozwalać.  Nie zwiążemy się z żadna partią, choć oczywiście będziemy ze wszystkimi rozmawiać. Bo na tym polega działalność lobbystyczna. Ale  będziemy działać na rzecz dzieci, nie polityków. 

Dzisiejsze głosowanie miało charakter rządowego plebiscytu. Jest koalicja czy nie. Sprawa edukacji zeszła na dalszy plan.

To jest smutne.  Bo los dzieci nie interesuje posłów. Wszyscy patrzą czy koalicja padnie czy nie padnie i kto ma większość. Nas rodziców to zupełnie nie interesuje. Naszym celem nie jest obalenie rządu, naszym celem nie jest walka na rzecz jakiejś partii politycznej. My po prostu chcemy, by nasze dzieci miały dobrą edukację. Chcemy, żeby rodzice mieli wybór.  Nie mówimy,żeby za żadne skarby sześciolatków nie posyłać do szkoły. Jak ktoś chce - niech posyła, tylko niech to się nie dzieje   pod przymusem. Jeszcze przed reformą ok. 1 proc. sześciolatków był posyłany do szkoły. Zawsze była taka możliwość. Problem leży w tym, że teraz chce się wszystkich zmusić, by podjęli jedyną słuszną (dla rządu) decyzję. I na to nie możemy pozwolić.


not. Anna Sarzyńska

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych