Szef policjantów tropiących "faszystów" zaatakowany przed nocnym klubem. Dlaczego policja nie wszczyna śledztwa?

Fot. podlaska.policja.gov.pl
Fot. podlaska.policja.gov.pl

Nowy szef policyjnych patroli specjalnych miał łapać białostockich skinheadów. Choć został - jak twierdzi - zaatakowany, gdy wychodził "po cywilu" z nocnego klubu, śledztwa nie wszczęto. Czego boi się białostocka policja?

Ta zagadkowa informacja wstrząsnęła Białymstokiem - miejscem szczególnej atencji ministra Bartłomieja Sienkiewicza, walczącym z przejawami rasizmu i faszyzmu na Podlasiu.

Jak podaje "Rzeczpospolita", Maciej Zakrzewski, nowy szef białostockich patroli, miał zostać napadnięty przez dwóch mężczyzn przed klubem nocnym M7 w Białymstoku, kiedy bawił się tam z kolegami. Trudno jednak orzec czy wysokiej rangi oficer policji stał się ofiarą czy przeciwnie: sam był agresorem. Choć sytuacja jest niejasna, policja nie wszczyna śledztwa i nie szuka sprawców.

W Białymstoku co jakiś czas dochodzi do incydentów rasistowskich, ataków nienawiści i podpaleń mieszkań cudzoziemców. O braku tolerancji dla takich aktów przemocy zapewnił niedawno szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, a jego słynne słowa: „Idziemy po was" – miały zmobilizować policjantów do wyłapania skinheadów. Do tego zadania został powołany komisarz Maciej Zakrzewski, który 1 września został szefem wydziału patrolowo-interwencyjnego Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. W zeszłym tygodniu oficer stał się jednak uczestnikiem zdarzenia, które stawia go w niejasnym świetle

- pisze "Rz".

Rzecznik podlaskiej policji twierdzi, że Zakrzewski w nocy, w czasie wolnym od służby, bawił się w klubie w towarzystwie kilku kolegów. Kiedy z niego wychodził, przy drzwiach zaczepił go młody mężczyzna i zaczął szarpać. Po chwili pojawił się drugi. Podobno, próbując się oswobodzić z szarpaniny, zdjął kurtkę i koszulę. Po ucieczce zadzwonił po radiowóz, który przyjechał z interwencją na miejsce. Mężczyzn już tam nie było. Dyżurny, który przyjął zgłoszenie, poinformował o zdarzeniu kierownictwo komendy. Zakrzewski stwierdził, że w pierwszego napastnika "skojarzył później jako jednego ze sprawców przestępstw zatrzymywanych w okresie, gdy pracował w komisariacie".

Bardzo zagadkowy jest dalszy przebieg zdarzeń. Z relacji rzecznika policji wynika, że incydent wyglądał poważnie, ponieważ sprawcy zdarli z oficera odzież i go szarpali. Mimo to, nie odpowiedzą za atak na wysokiej rangi policjanta, ponieważ ten przebywał w lokalu prywatnie. Można tu mówić jedynie o naruszeniu nietykalności osoby określonym w art. 217 kodeksu karnego, które ścigane jest z oskarżenia prywatnego. Jednak Zakrzewski, mimo że rozpoznał jednego z mężczyzn, takiego doniesienia nie złożył. Dlaczego?

Twardym dowodem na to jak przebiegało zajście, jest nagranie z monitoringu. Jednak o tym co przedstawia, wie tylko policja. Z nieoficjalnych informacji „Rz" wynika, że incydent mieli widzieć gapie, którzy widzieli przed klubem półnagiego. Nie wiadomo czy widzieli atak, a policja nie zamierza tego wyjaśniać.

Sprawa jest kuriozalna. Skoro był atak na oficera policji, to należy wszcząć postępowanie i całe zdarzenie wyjaśnić, a nagrania prześledzić. Niezależnie od tego, czy policjant  był w mundurze czy po cywilnemu

- mówi prof. Antoni Kamiński z PAN, były szef polskiego oddziału Transparency International

Policja nie powinna tolerować szarpaniny na ulicy

– dodaje.

Kuriozum jest tym większe, jeśli przypomnimy sobie powód powołania nowego szefa wydziału patrolowo-interwencyjnego, który został mianowany po aferze z fikcyjnymi patrolami. Okazało się wówczas, że jak ustaliło Biuro Spraw Wewnętrznych KG Policji, białostoccy policjanci przez dwa lata brali pieniądze za patrole, których nie było. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura.

 

mall / Rzeczpospolita

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych