Ktoś włamał się do brukselskiego domu europosła PO Krzysztofa Liska. Parlamentarzysta był w tym czasie z rodziną w Polsce, odwiedzał groby bliskich. Choć dom został splądrowany, nic nie zginęło. W poniedziałek lokal sprawdzą specjaliści od podsłuchów.
W włamaniu do wynajmowanego domu w szeregowcu poinformował sam Lisek na Twitterze. Szczegółowo sprawę opisuje „Rzeczpospolita”.
W piątek po południu zadzwoniła osoba, która pilnuje domu podczas naszej nieobecności. Poinformowała, że frontowe drzwi są wyłamane łomem
– powiedział Lisek w rozmowie z "Rz". W internecie umieścił nawet zdjęcie:
Patrol policji przyjechał szybkom, jednak ekipa kryminalistyczna dopiero po 30 godzinach. Polityk zamierza w tej sprawie interweniować u szefa lokalnej policji. W poniedziałek zaś czeka go sprawdzenie domu przez specjalistyczną ekipę, która szukać będzie ewentualnej aparatury podsłuchowej.
Zaproponowali to sami policjanci, na wieść o tym, że nie zginął żaden ze sprzętów elektronicznych – m.in. leżące na wierzchu iPod, aparat fotograficzny, konsola do gier – a także pieniądze w skarbonce syna europosła,
Wszystkie szuflady i szafy były pootwierane. Większość rzeczy znalazła się na podłodze. Szafki opróżniono we wszystkich pokojach: w salonie, sypialni i w pokojach dzieci. Na podłodze leżała biżuteria, wygląda na nietkniętą, ale musi ocenić to żona
- opowiada eurodeputowany. Zapewnia, że nie trzyma w domu żadnych dokumentów związanych z pracą europosła. - Komputer mam zawsze ze sobą. Zwykle w PE nie pracujemy na niejawnych dokumentach, a jeśli już, to nie wychodzą one poza specjalne pomieszczenia - tłumaczy.
Jego zdaniem Liska w ostatniej kadencji nie zdarzył się przypadek włamania do domu europosła.
Więcej w „Rzeczpospolitej”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/170104-zagadkowe-wlamanie-do-europosla-liska-dom-spladrowany-nic-nie-zginelo