Diagnoza Społeczna: kobiety w Polsce nie czują się dyskryminowane. A ideolodzy swoje - nie szkodzi, my wiemy lepiej...

W białym kasku minister Kozłowska-Rajewicz/fot. kozlowska-rajewicz.pl
W białym kasku minister Kozłowska-Rajewicz/fot. kozlowska-rajewicz.pl

Nie lada kłopot mają feministki, wyznawcy kultu gender i wszelkiej maści ideolodzy „postępowego” modelu rodziny i społeczeństwa. Jak by nie badać i jak by nie liczyć, nie chce wyjść, że Polki mają się za dyskryminowane. Ku przerażeniu środowiska żyjącego z „ratowania” rzekomo udręczonych kobiet, sygnały, iż nie potrzebują one pseudo-obrońców, płynął ze źródeł, które trudno uznać za prawicowe, czy konserwatywne.

CZYTAJ WIĘCEJ: Jak ulubienica feministek trafiła na ministerialną posadę? ND o karierze politycznej Kozłowskiej-Rajewicz

Otóż fakt, iż  kobiety w Polsce zarabiają mniej od mężczyzn, ale nie czują się dyskryminowane wynika z Diagnozy Społecznej – badań prowadzonych pod kierunkiem prof. Janusza Czapińskiego, naukowca kojarzonego zdecydowanie z lewicą (swego czasu ubiegał się nawet o mandat senatora jako bezpartyjny kandydat z ramienia SLD-UP).

Jak pokazała tegoroczna Diagnoza Społeczna, kobiety w Polsce są dyskryminowane np. w zakresie zarobków - przeciętny dochód deklarowany przez nie jest o 1/4 niższy od dochodu mężczyzn (podobnie było w 2009 i 2011 r.). Nie wynika to ze statusu społeczno-zawodowego - we wszystkich grupach, z wyjątkiem rencistów, różnica jest taka sama lub zbliżona. Również w grupach zawodowych o względnie wyrównanych kompetencjach, obowiązkach i stanowiskach różnica w dochodach między kobietami i mężczyznami nie znika, choć spada do 19-20 proc.

Kobiety nie czują się jednak częściej dyskryminowane od mężczyzn, a w poprzednich latach większy był nawet odsetek mężczyzn niż kobiet doświadczających subiektywnie dyskryminacji. Zdaniem prof. Czapińskiego, wyniki świadczą o tym, że nadal Polacy mają tradycyjne wyobrażenie o podziale ról.

Wprawdzie rośnie grupa Polek dobrze wykształconych, które mają dość stereotypów i nie widzą powodu, dla którego piastując to samo stanowisko, mając to samo przygotowanie i kompetencje, co mężczyźni, dostają mniej pieniędzy. Ale ogromna większość kobiet wciąż przyjmuje za naturalne, że osobą w rodzinie, która ma zapewnić byt, jest mężczyzna

– powiedział.

Zauważył, że najgorsza sytuacja w małżeństwach jest tam, gdzie żona zarabia więcej.

Gdy mąż zarabia więcej, to "łagodzi obyczaje w małżeństwie", kobieta łatwo się z tym godzi, nawet się z tego cieszy, a mężczyzna ma satysfakcję, że spełnia się w swej tradycyjnej roli

- uważa prof. Czapiński.

Innego zdania jest pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz.

Nie wydaje mi się, by powodem tego, że kobiety nie czują się dyskryminowane, mimo że za tę samą pracę dostają mniej pieniędzy, jest przywiązanie do tradycyjnego podziału ról. Raczej bym to wiązała z kwestią językową

– powiedziała.

Wyjaśniła, że można to wytłumaczyć dystansem do słowa "dyskryminacja".

Jeśli pytamy ludzi, czy są dyskryminowani, najczęściej zaprzeczają. Natomiast gdy pytamy czy byli lub bywają gorzej traktowani ze względu na jakąś cechę - np. wiek, płeć czy religię - to często okazuje się, że tak było i przypominają sobie cały szereg takich sytuacji

- podkreśliła.

Jeśli chodzi o lukę płacową, czyli różnicę w zarobkach kobiet i mężczyzn, jest ona często przedstawiana przez kobiety jako dowód niesprawiedliwości społecznej i nierównego traktowania nie tyle w konkretnym zakładzie pracy, co generalnie przez system. Ale zdarzają się przypadki, kiedy kobiety zarabiają mniej za pracę tej samej wartości, i wiele z nich zdaje sobie sprawę, że to jest niezgodne z prawem i nie powinno mieć miejsca

- dodała.

Pełnomocnik wyraziła też wątpliwość, czy rzeczywiście Polacy są przywiązani do tradycyjnego podziału ról. Przypomniała, że z badań CBOS wynika, że tylko ok. 20 proc. Polaków uważa, że idealny model rodziny to tzw. tradycyjny, gdzie mężczyzna utrzymuje rodzinę, a kobieta troszczy się o dom. Ponad 50 proc. za najlepszy uznaje model partnerski, gdzie oboje małżonkowie pracują i dzielą się obowiązkami domowymi.

Te deklaracje nie zawsze są realizowane w praktyce, gdzie czasami model partnerski jest wypierany przez model mieszany, polegający na podwójnym obciążeniu kobiet - oboje małżonkowie pracują, a po pracy kobieta zajmuje się domem w większym stopniu niż mężczyzna - pierze, gotuje, sprząta, obsługując całą rodzinę, w tym zmęczonego pracą męża

- powiedziała Kozłowska-Rajewicz.

Według niej ta konkretna sytuacja faktycznie może wynikać z tradycyjnego podejścia do podziału ról płciowych, przekonania, że praca mężczyzny jest ważniejsza.

Praca mężczyzny wpływa na jego ocenę, pozycję społeczną jego i całej rodziny, podczas gdy na ocenę i pozycję kobiety istotnie wpływa sposób, w jaki wywiązuje się z obowiązków domowych

- wskazała.

Więc być może oboje mamy rację, oba wyjaśnienia moje i prof. Czapińskiego są słuszne, działają równocześnie

– przyznała.

Współczujemy pani pełnomocnik. Wraz z zastępem ideologów będzie musiała nieźle się nagimnastykować, żeby udowodnić swoją postępowość przed Unią Europejską i uzasadnić wprowadzenie w Polsce konwencji Rady Europy ws. „Przemocy wobec Kobiet”, która to – pod szczytnym tytułem - wprowadza w życie radykalną ideologię feministyczną i gender.  Arcytrudne – jak wcisnąć kobietom, że są dyskryminowane, kiedy one same takimi się nie czują.

CZYTAJ TEŻ: „Przyszedł rektorka do pana doktorki”. Na uczelni w Lipsku nazwy zawodów mogą mieć wyłącznie formę żeńską. Niemcy zwariowali?

JUB/PAP

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.