"Mamy trzecie starcie, trzecie dobicie Schetyny, być może już ostateczne". Paweł Piskorski o wykańczaniu Schetyny przez Tuska. NASZ WYWIAD

PAP/Maciej Kulczyński
PAP/Maciej Kulczyński

Rokita kiedyś na naszym spotkaniu powiedział takie zdanie, że „w każdym triumwiracie chodzi o to, kiedy jeden z triumwirów zamorduje dwóch pozostałych”. To zdanie Tusk potem powtarzał bardzo często i widać, że taką logikę przyjął - mówi o marginalizacji Schetyny w Platformie Paweł Piskorski.

wPolityce.pl: Czy po przegranej w regionie dolnośląskim w Pana ocenie Grzegorz Schetyna jest już poza Platformą Obywatelską?

Paweł Piskorski: Nie, to na pewno nie jest rozstanie Grzegorza Schetyny z Platformą, zresztą on nie ma wyjścia. Bo w odróżnieniu od Gowina, który w momencie kiedy wiedział, że Tusk go usuwa, wybudował sobie ideologiczną linię sporu z premierem i powód do rozstania. Ta ideologiczna część składa się z części światopoglądowej - jest bardziej konserwatywny niż premier i z części ekonomicznej, gdzie jest bardziej wolnorynkowy niż premier. I przedstawiał premiera jako „zdrajcę”, który sprzeniewierzał się ideałom z początków Platformy. W przypadku Schetyny takiego zróżnicowania, czy też konfliktu programowego z Tuskiem nie ma w ogóle. Oni nie różnią się w tych kwestiach niczym. Więc Schetyna nie ma jak odchodzić z Platformy, no bo czym by się różnił?

 

To jedyny powód chęci pozostania w PO?

Jest też powód wewnętrzny, Schetyna był na tyle długo uczestnikiem tego systemu, który Tusk wprowadził, był pomocnikiem Tuska przy wyrzucaniu innych, nie ma czystego sumienia. Jakby teraz Schetyna wystąpił z hasłem, że on żąda demokracji partyjnej, zbiorowego kierownictwa itd., to byłoby śmiechu warte, bo przez wiele lat robił dokładnie odwrotne rzeczy. Schetyna jest absolutnie w pułapce i w uwięzi, on nie może się rozstać z PO. Najwyżej Tusk go może wyrzucić, ale Tusk jest na tyle sprytny, że go wyrzucać nie będzie, a Schetyna sam nie odejdzie, bo nie ma dokąd odejść. Nikt go przecież nie przygarnie.

Z całą pewnością to nie jest problem taki, że Schetyna jest poza Platformą. Niektórzy to określili, ja uważam, że trafnie, że Grzegorz zszedł nawet nie do drugiej, tylko do trzeciej ligi w tej chwili. Zresztą o to Tuskowi chodziło.

 

Czyli, paradoksalnie nieszczęściem Schetyny jest to, że jest tak podobny do Tuska?

To właściwie było podstawą funkcjonowania Grzegorza, no bo on zakładał, że bycie najwierniejszym z wiernych i pierwszym na dworze zapewni mu polityczną przyszłość. Przez wiele lat Grzegorz był nie tylko ostoja dworu Tuska, to znaczy w zasadzie Donalda nie odstępował, był z nim cały czas, przez cały dzień siedział u niego w gabinecie, pił z nim wino, oglądał mecze, śmiał się, ale też spełniał wszystkie jego zlecenia. W tym sensie, że jak trzeba się było kogoś pozbyć z Platformy, to wykonanie tego powierzano Schetynie. Tak było w przypadku Olechowskiego, Piskorskiego, potem Rokity - to przecież Schetyna był egzekutorem wyroków Tuska i uważał, że taka pozycja zapewnia mu przyszłość. Uważał, że jest niezbędny, skoro zastępował Tuska w tych wszystkich rzeczach, na które Tusk albo nie miał ochoty, albo nie miał takiego zmysłu, jak Schetyna. On był wygodny, jak trzeba było gdzieś pojechać, kogoś ochrzanić w regionie… Myślał, że ta jego pozycja będzie wieczna, dlatego nie przyszło mu nigdy do głowy, żeby się różnicować z Tuskiem. I tak naprawdę trudno to postrzegać w kategorii błędu.

 

Co było momentem zwrotnym w tej historii?

To był moment, kiedy Schetyna zapragnął zostać wicepremierem i ministrem w 2007 roku. I wtedy wszystko się zmieniło, bo on wyszedł z roli  niegroźnego pomocnika, którego zawsze można wysłać i który wykona nawet najbrudniejsze zadanie. Stał się nagle potencjalnym następcą, liderem, rywalem. Schetyna nie przewidział tylko tego, że od tego momentu stanie się numerem jeden na liście proskrypcyjnej Tuska. Grzesiek powinien mieć na tyle wyobraźni, żeby wiedzieć, że prędzej czy później doprowadzi to do sytuacji, w której Donald będzie się chciał go pozbyć. Tak, jak wszyscy inni, którzy wyrośli i stali się nawet nie przeciwnikami, ale równorzędnymi partnerami dla Tuska. Ci wszyscy ludzie musieli w końcu dać głowę. I Tusk czekał na pretekst, którym okazała się afera hazardowa, odsunął Schetynę, ale go nie dobił.

 

No i odsuwa go coraz dalej i wciąż nie dobija…

Tak. Schetyna po jakimś czasie, na skutek interwencji Komorowskiego i tego, że został marszałkiem zaczął sie odbudowywać i wzmacniać pozycję. Wtedy Tusk zadał mu drugi cios, po wyborach 2011 zastąpił go Ewą Kopacz, a jego samego zesłał do komisji spraw zagranicznych, an pozycję delikatnie mówiąc niepierwszoplanową z punktu widzenia i państwa i partii. Ale ten drugi cios też jeszcze nie zabił Schetyny, który rzeczywiście bardzo ciężko to przeżył, bardzo to przebolał. Przecież on wtedy publicznie mówił, że w Platformie będzie wielki triumwirat, a wierzchołkami trójkąta mieli być prezydent Polski, premier rządu i Parlament na czele z marszałkiem Schetyną. To musiało Tuska wkurzyć maksymalnie i pokazał mu, gdzie widzi jego miejsce, czyli zastąpił go swoją popleczniczką - Kopaczową.

Wtedy Schetyna zaczął się znów odbudowywać i tworzyć frakcje. No i teraz mamy trzecie starcie, trzecie dobicie Schetyny, być może już ostateczne, a być może jeszcze nie. Bo Schetyny plan był, w odróżnieniu do Gowina, który wiedział, że Tusk go usunie, obliczony na przeczekanie. Chciał odbudować się w regionach, przede wszystkim w swoim, ale też, żeby jego zwolennicy wygrali w innych regionach i chciał spokojnie czekać, aż przyjdzie kryzys dla Tuska i nadjedzie moment, że lider będzie musiał kiedyś odejść. Schetyna uważał, że przeczeka i ze będzie naturalnym następca Tusk. Ale Tusk przy całym swoim wyrachowaniu i braku empatii jest zbyt inteligentny, żeby się na to zgodzić i sam wybudował Schetynie przeciwwagę i rękami Protasiewicza sprowadził Schetynę do parteru po raz trzeci.

 

Czy wewnątrz Platformy jest jeszcze coś na kształt jakiejkolwiek opozycji?

Jest bardzo wiele osób, które w kuluarach mówią bardzo źle o Tusku, ale nikt tego nie mówi publicznie. Zarówno słabością tego systemu, który Donald wprowadzi, jak i jego siłą jest całkowite zastraszenie. Nawet ludzie od Schetyny, którzy na prywatnych spotkaniach bardzo źle mówią o Tusku, to publicznie wychwalają premiera, bojąc się, że publiczne krytykowanie będzie pretekstem do ich usunięcia. Wiedzą, że Tusk z każdym może to zrobić. W tej chwili wszyscy siedzą cicho, na ogół jest to grono potakiewiczów i schlebiaczy Tuskowi. Na krótka metę to jest jego siłą, ale na długi dystans o jego absolutne upośledzenie, bo wszyscy mu schlebiają, a nie informują go o trudnej sytuacji. On już nie ma wokół siebie silnych autorytetów, ani ludzi z silną pozycją, no to na długą metę będzie oznaczało, że on jest osamotniony i to jeszcze osamotniony w słabym gronie. Widać to po składzie rządu, ten rząd jest chyba najsłabszym gabinetem po rewolucji, czyli w Rzeczpospolitej Polskiej. Tusk na przykład pokazał Ćwiąkalskiemu, który coś sobą reprezentował, że w ciągu dziesięciominutowej rozmowy może znaleźć pretekst, pod którym wyrzuci go z rządu. I teraz nikt poważny nie przyjmuje od Tuska oferty, rząd się składa albo z aparatczyków, albo z ludzi całkowicie podwieszonych pod Tuska i nie mających samodzielnej siły politycznej w ogóle. Ci ludzie nie odgrywają istotnej roli nawet w Platformie, to oznacza, że ten rząd jest naprawdę słaby. No, a jak słaby rząd to i wyniki rządzenia będą coraz słabsze i Tusk wpadnie w pułapkę. To oczywiście działa w dłuższym okresie, w krótkim okresie to pozwala Tuskowi opanować partię i zniwelować opozycję.

 

A gdzie Tusk nauczył się takiego rządzenia partią poprzez wypychanie z niej najsilniejszych? Czy to nie jest jakaś skaza z tego czasu, kiedy sam był wypychany z Unii Wolności przez Bronisława Geremka?

To jest co innego. Geremek oczywiście poszedł na absolutna konfrontację, myśląc, że środowisko nasze, czyli liberałów nie ma wyjścia i w grudniu 2000 roku na zjeździe Unii postanowił nikogo z tej frakcji nie wpuścić do władz partii. Sądził wtedy, że liberałowie nic nie zrobia, bo nie mają żadnego pola manewru. Ale proszę zwrócić uwagę, że tenże Geremek zaproponował maksymalnie demokratyczną całą procedurę wyboru na szefa partii. Tusk mógł na każdym zjeździe regionalnym być i prezentować swój program. Proszę porównać to z procedurą tych ostatnich wyborów, kiedy Tusk startował przeciwko Gowinowi. Nie pozwolił Gowinowi rozprowadzać materiałów, nie dopuścił do spotkania zjazdów regionalnych, cała procedura wyborcza miała być przeprowadzona natychmiast, w czasie wakacji. Z tego punktu widzenia to „nauczycielem” nie był Geremek, raczej Tusk się naczytał lektur typu Machiavelli i tyle z tego zrozumiał, że trzeba wszystkich przeciwników wykosić. Rokita kiedyś na naszym spotkaniu powiedział takie zdanie, że „w każdym triumwiracie chodzi o to, kiedy jeden z triumwirów zamorduje dwóch pozostałych”. To zdanie Tusk potem powtarzał bardzo często i widać, że taką logikę przyjął.

 

Rozmawiał Marcin Wikło

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.