Laureat Oscara domaga się dymisji Bogdana Zdrojewskiego. Jak zakończy się konflikt szefa resortu kultury z Rybczyńskim?

fot. wikimedia commons, lic. CC 3.0
fot. wikimedia commons, lic. CC 3.0

Kilka dni temu pisaliśmy o tym, że laureat Oscara za krótkometrażowy film „Tango” ujawnił korupcyjne praktyki w Centrum Technologii Audiowizualnych, po czym – dziwnym zbiegiem okoliczności – został zwolniony z instytucji.

CZYTAJ WIĘCEJ: Laureat Oscara ujawnia skandal. Kradzież publicznych pieniędzy w państwowym studiu filmowym we Wrocławiu?

CZYTAJ JESZCZE: Gorąco wokół zwolnienia reżysera z państwowej instytucji. Ministerstwo kultury wydaje specjalne oświadczenie. W tle poważne nieprawidłowości

Rybczyński został zwolniony z pracy w CeTA wraz z żoną po tym, jak opowiedział w Salonie Profesora Dudka o korupcji w instytucji. Dyrektor CeTA Robert Banasiak oskarżył Rybczyńskiego o nieprawidłowości w wytwórni filmowej. W oświadczeniu wydanym przez Ministerstwo Kultury czytamy, że Centrum miało podstawy do zwolnienia Rybczyńskiego, gdyż studio, za którego budowę był odpowiedzialny laureat Oscara, wciąż nie jest wybudowane.

W wywiadzie, którego Rybczyński udzielił wrocławskiej gazecie.pl, mówi on, że żąda przeprosin ze strony resortu kultury.

Chcę pozwać do sądu ministra kultury. A póki co żądam przez prawnika przeprosin od ministra. Bo nie chcę czekać dwa lata na ustalenia prokuratury w sprawie tego, co się działo w wytwórni. Minister powinien przepraszać za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji związanych z przyczynami zwolnienia mnie z pracy. Bo wobec mnie nie ma żadnych zarzutów w wystąpieniu pokontrolnym Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. A z wypowiedzi pana ministra wynika, że jestem winien nieprawidłowości w CeTA.

Reżyser odpiera także zarzuty, które są mu stawiane – jakoby jego projekty były już nieprzydatne polskiej kinematografii. Dodaje, że zainteresowanie współpracą z nim są m.in. studia z Japonii.

Rybczyński zwraca też uwagę, że opóźnienie budowy studia nie jest spowodowane jego błędami.

To, co najważniejsze, czyli elektronika, jest do kupienia. A tu mija czwarty rok, już dawno przekroczyliśmy terminy, a studio stoi w miejscu przez brak jednego elementu.

Po czym mówi, że o brak elektroniki pytał także ówczesnego dyrektora – Roberta Gawłowskiego:

Usłyszałem od ówczesnego dyrektora Roberta Gawłowskiego, że nie ma pieniędzy, że się skończyły. Nie było nawet na wypłaty dla pracowników. Zapytałem, ile to kosztuje, ile my miesięcznie wydajemy. Usłyszałem: "Nie wiem". Poprosiłem o wszystkie rachunki. Przeglądałem je w asyście księgowych. I znalazłem mnóstwo niespodzianek

- wyjaśnia. Po czym wymienia nieprawidłowości które odkrył:

Prawie milion złotych za drewnianą konstrukcję mobilną, zakup obrotowej sceny, klimatyzacji wziął tartak, w imieniu którego prowadził rozmowy brat Gawłowskiego. Stolarz zatrudniony na stałą umowę w wytwórni dowiedział się od urzędu skarbowego, że na jego nazwisko wystawiono rachunki na 36 tys. zł, których nigdy nie widział. Były PIT-y na obce nazwiska, ludzi, którzy nigdy nie pracowali w wytwórni - lewe umowy. Większość tych osób była zameldowana w Obornikach Śląskich, skąd pochodziła rodzina żony Gawłowskiego. Dziewczyna szwagra byłego dyrektora, która pracowała w sklepie spożywczym, miała umowę administratora strony internetowej WFF. Cyklorama, którą malowali moi pracownicy, według umów była malowana wcześniej kilkakrotnie przez szwagra Gawłowskiego...

- to tylko niektóre z nieuczciwych praktyk, które wymienia w wywiadzie Rybczyński.

Zapewnia, że zawiadomił ministra kultury o tym odkryciu. Do CeTA wkroczyła wówczas kontrola, która potwierdziła zarzuty stawiane przez reżysera. Jednak jedyną reakcją było zwolnienie Gawłowskiego z pracy – bez żadnych sankcji dyscyplinarnych. Pełniąc jeszcze urząd dyrektora Gawłowski zdążył poinformować Rybczyńskiego, że nie przedłuży mu umowy. Dopiero gdy ten odszedł z pracy, to reżysera przywrócono do pełnionych funkcji.

Następny dyrektor – Robert Banasiak, wbrew obietnicom, nie chciał współpracować z Rybińskim.

Laureat Oscara dodaje, że do studia mógłby wrócić dopiero gdyby wymieniła się administracja, a ze stanowiska odszedłby minister Zdrojewski. Jednak aktualnie rozważa wyjechanie z Polski, oddanie obywatelstwa i nagród przyznanych mu przez resort kultury.

Żałuję, że nie wiedziałem, że mam prawo zawiadomić prokuraturę, i uwierzyłem ministrowi, że zrobi to sam po tym, jak odwołał Gawłowskiego. I że nie wyjechałem stąd rok temu, kiedy przekonałem się, że mój alarm o sytuacji w wytwórni nie pociągnął za sobą zadowalających skutków, a wokół mnie i mojego projektu zaczął budować się czarny PR

- dodaje Rybczyński.

 

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych