Anne Applebaum o komunizmie: "ludzie z Europy Zachodniej są przeświadczeni, że u nich stalinizm nie byłby możliwy. Nawet nie wiedzą, jak głęboko się mylą..."

fot wPolityce.pl/wyborcza.pl
fot wPolityce.pl/wyborcza.pl

W Polsce każda rozmowa kończy się tak samo. Można zacząć od cen nieruchomości, wychowania dzieci czy nowych książek, ale finałem zawsze jest historia. Wojna przede wszystkim - mówi w rozmowie z Gazeta Wyborczą Anne Applebaum, amerykańską dziennikarką, żoną Radosława Sikorskiego, która napisała książkę "Gułag" nagrodzona Pulitzerem. Teraz ukazuje się w Polsce ''Za żelazną kurtyną''.

W 1989 r., jako młoda dziennikarka, widziałam w Polsce, jak upadał tamten system. Poznałam go na własnej skórze, bo w latach 80. studiowałam historię w Leningradzie. Był tak absurdalny, że oczywiste było, że musi upaść. Ale z upływem lat coraz trudniej było mi zrozumieć, dlaczego komunizm mógł tak długo trwać, gdzie był jego początek i dlaczego ludzie zaangażowali się w jego budowę. (…) ktoś, kto w 1950 roku przyjechałby z Londynu do Warszawy, Budapesztu czy Berlina wschodniego, nie dostrzegłby różnic. To był jeden homogeniczny obszar. Fascynowało mnie, jak to było możliwe. Jak komuniści to zrobili? I to w tak krótkim czasie?

- mówi Applebaum, a na sugestię, że to "Zachód nas zdradził" odpowiada:

''Zdrada'' to wielkie słowo. Czytając protokoły rozmów przywódców wielkich mocarstw w Jałcie, widać, że Rooseveltowi i Churchillowi chodziło głównie o pomoc radziecką w walce z Japonią w Mandżurii oraz o zgodę Rosji na utworzenie ONZ. Los Polski nie był obojętny, ale ani Polska, ani Węgry, ani Czechosłowacja nie były w tamtej wielkiej rozgrywce zasadniczą stawką

- mówi dziennikarka, zwracając uwagę, że nie każdy z komunistami współpracował z bezpośredniego przymusu.

Było wiele dobrych powodów, dla których ludzie współpracowali z nową władzą, choć nie wierzyli w ten system - potrzebowali pracy, chcieli iść do szkoły albo na uniwersytet. Ktoś bliski był chory, potrzebował pieniędzy na leczenie, ''jeśli stracę pracę, to on umrze...'' itd., itp. Ten system moralnie korumpował, wszystkich wciągał do współpracy. W latach 70. i 80. już tak nie było, można było nie współpracować i mieć święty spokój, ale nie za Stalina. Za Stalina ludzie rano szli na pochód pierwszomajowy, a wieczorem w domu słuchali Wolnej Europy i opowiadali dowcipy o komunistach. Nie czuli się zwolennikami systemu, ale współpracowali z nim, żeby żyć

- opowiada Anne Applebaum.

Część czuła, że to wyzwolenie, a część nie. Po sześciu latach upokorzeń, wagonów, sklepów ''Nur für Deutsche'', łapanek, rozstrzeliwań i terroru Polacy mogli się poczuć wyzwoleni. I na początku tak się czuli. Te emocje wykorzystywała Armia Czerwona. Na Węgrzech było podobnie - u jednych radość, u innych przygnębienie. Dominowała ambiwalencja. Jedno jest pewne: ludzie mieli dość wojny. Chcieli normalnie żyć

- twierdzi dziennikarka, zwracając uwagę na naiwność myślenia Zachodu.

Ludzie z Europy Zachodniej są przeświadczeni, że u nich stalinizm nie byłby możliwy. Nawet nie wiedzą, jak głęboko się mylą. Gdy się czyta o Polsce, Węgrzech, Niemczech czy o Czechosłowacji, to okazuje się, że komunistyczny totalitaryzm można by zainstalować wszędzie, bo ludzka natura jest taka sama

- przestrzega Applebaum, odnosząc się także do obecnej sytuacji Polski w Europie.

Oczywiście Polska nadal jest krajem biednym w porównaniu z resztą Europy. Ale Portugalia też jest biedna. Bezrobocie w Hiszpanii jest większe niż w Polsce. Nawet do dzisiaj ludzie na Zachodzie pytają mnie o nacjonalizm we wschodniej Europie. A kto dziś w Europie ma największy problem z nacjonalizmem? Gdzie jest potężna nacjonalistyczna partia? We Francji! Jeśli się mówi o fenomenie nacjonalizmu w Europie, to trzeba mówić o Francji, a nie tylko o Węgrzech czy Łotwie

- podsumowuje dziennikarka.

źródło: wyborcza.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.