"Obecnym elitom rządzącym potrzebna jest demokracja płytka - bardziej jako alibi, niż jako mechanizm kontrolny". NASZ WYWIAD z prof. Zybertowiczem

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Dariusz Łabuz/ Profil Hanny Gronkiewicz Waltz na Facebooku
Fot. Dariusz Łabuz/ Profil Hanny Gronkiewicz Waltz na Facebooku

wPolityce.pl: referendum w Warszawie okazało się nieważne, choć do głosowania poszło ponad 344 tys. warszawiaków. Zabrakło kilkudziesięciu tysięcy głosów. Hanna Gronkiewicz-Waltz zostaje w ratuszu, ale jednak zobaczyła żółta kartkę. Jakie wnioski płyną z tego głosowania?

Prof. Andrzej Zybertowicz: Sam fakt, że udało się zorganizować referendum oraz sposób reakcji środowisk Platformy na tę akcję - Hanna Gronkiewicz-Waltz wreszcie zabrała się do roboty, a prezydent, premier oraz prymas Polski do udziału zniechęcali - pokazuje, że demokracja w Polsce w pewnej mierze działa. Gdyby demokracja była czystą fikcją, to nie udałoby się zgromadzić wymaganych podpisów, a Hanna Gronkiewicz-Waltz nie musiałaby się mobilizować do lepszej pracy. Z kolei premier, prezydent i prymas nie musieliby odsłaniać swego prawdziwego stosunku do podmiotowości politycznej Polaków.

Jaki on jest?

W Polsce jest demokracja, ale nie należy niej zbyt poważnie traktować i za często korzystać. Taki komunikat został wysłany i przez część Polaków odebrany. Obecnym elitom rządzącym potrzebna jest demokracja płytka - bardziej jako alibi, niż jako mechanizm kontrolny. Nie chcą demokracji pogłębionej - np. deliberatywnej. Premier Tusk nie odważył się wezwać mieszkańców Warszawy do udziału w referendum po publicznej debacie na temat jakości rządów Hanny Gronkiewicz-Waltz, debacie, w której rzeczowo obroniony jej pracę.

Dlaczego?

Bo w rezultacie takiej debaty do świadomości mieszkańców dotarłoby wiele niekorzystnych dla Platformy informacji.

Co mówią wyniki głosowania?

Potwierdzają tezy z mojej książki "III RP. Kulisy systemu" (Wydawnictwo Słowa i Myśli). W książce wskazuję, że żyjemy w systemie wielopiętrowego klientelizmu. Niewystarczająca frekwencja w jakiejś mierze wypływała z tego, że część Warszawiaków, w tym osoby zależne od zatrudnienia związanego z samorządem miasta, administracją publiczną oraz spółkami skarbu państwa (warto dokładnej zbadać, jak liczna to grupa), uznała, że głosowanie jest zbyt ryzykowne. Z moich kontaktów z osobami z tych środowisk wynika, że wiele z nich jest niezadowolonych z rządów PO. Z bliska widzą, jak bardzo ta władza jest nieracjonalna, dostrzegają liczne oznaki korupcji. Natomiast w tym referendum, ze względu na życiowe uzależnienie nie wzięli udziału. Trzeba się więc zastanowić, w jaki sposób wzmocnić demokrację, by nie była ona paraliżowana przez tego typu pośrednie zastraszanie. Nikt nikomu nie musi mówić: "masz nie iść na referendum". Ludzie sami wiedzą, że przy dzisiejszych systemach informatycznych sprawdzenie, czy ktoś głosował czy nie, jest bardzo proste.

Dopiero w poniedziałek w południe poznaliśmy wyniki głosowania. Jak ocenia pan prace PKW?

Państwowa Komisja Wyborcza poważnie się skompromitowała. Potrzebny jest pilny zewnętrzny audyt pracy PKW z udziałem przedstawicieli opozycji. Przy najłagodniejszej ocenie to, co obserwowaliśmy, to przejaw niekompetencji. Należy pamiętać, że ludzie niekompetentni są bardziej podatni na naciski sieci klientelistycznych, w tym na pokusy korupcyjne. Dobry fachowiec nie boi się utraty pracy, bo wie, że znajdzie inną. Kto jest z nominacji politycznej i jest mizernym fachowcem, musi okazać służalczość. PKW jest jednym z gwarantów demokracji. I zarazem jakość pracy PKW jest wskaźnikiem jakości demokracji w Polsce. Jeśli Komisja nie zostanie skontrolowana przez niezależny zespół, to podejrzenia co do rzetelności przyszłych wyborów trudno będzie rozwiać.

Na czym polega obecna kompromitacja PKW?

Można zrozumieć opóźnienie w liczeniu wyników wyborów. To nie musi bardzo dziwić. Jednak przy dzisiejszych systemach informatycznych wielogodzinne opóźnienie w podaniu poziomu frekwencji pokazuje, że sposób organizacji pracy był rażąco nieskuteczny. W ramach wieczorów wyborczych powinny być już dostępne oficjalne wyniki frekwencji. Fakt, że tak długo te wyniki nie były podawane, wskazuje co najmniej na brak kompetencji w zarządzaniu systemami przepływu informacji. A przy mniej życzliwej interpretacji, to rodzi obawy o manipulacje.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych