"Nie ma polskiego przemysłu. Polskie jest bezrobocie. Ogólny bilans jest fatalny" - prof. Witold Kieżun o gospodarce i ekonomii

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl/YouTube
fot. wPolityce.pl/YouTube

Ogólny bilans jest fatalny - mówi o stanie polskiej gospodarki i ekonomii prof. Witold Kieżun w rozmowie z Super Ekspresem.

Weźmy bankowość: 63 banki, z tego tylko 4 polskie. Ale tylko jeden - BGK - ma 100 proc. kapitału polskiego. Zyski są maksymalizowane przez to, że są niskie płace. Koszty osobowe - koszty zatrudnienia osób z zewnątrz, które wykonują jakąś pracę na rzecz danego projektu - w Polsce wynoszą średnio 37 proc., podczas kiedy koszty osobowe w krajach, że tak powiem, nieskolonizowanych, wynoszą powyżej 50 proc. A np. w USA dochodzą do 60 proc

- mówi Kieżun. Przypomina też sytuację, kiedy przyjechał do Polski i chciał kupić jakis polski produkt, który w przeszłości lubił. Okazało się wtedy, że nia ma juz "mazowszanki", można było za to kupić niemieckie wody mineralne. A zamiast kremu Pollena w sklepach jest Colgate.

To się nie zmieniło. Naszą sytuację pogarsza olbrzymi deficyt w handlu - 60 do 70 proc. artykułów to są artykuły zagraniczne

- diagnozuje ekonomista i dodaje, że nie ma polskiego przemysłu.

Polskie jest bezrobocie. Dwa miliony obywateli mamy systematycznie bezrobotnych. 17 proc. obywateli żyje poniżej minimum socjalnego. Dwa miliony ludzi wyemigrowało i wiadomo, że oni już nie wrócą. Te dwa miliony Polaków w olbrzymim procencie to nie całe rodziny, lecz przedstawiciele rodzin przesyłający tu pieniądze - bardzo duże pieniądze. Dochodziły one do 30 miliardów. Teraz ta kwota co roku się zmniejsza. Dlaczego? Bo ci ludzie ściągają za granicę swoje rodziny

- zauważa prof. Kieżun i dodaje, że my - Polacy "do Unii Europejskiej weszliśmy na bardzo niekorzystnych zasadach".

Dotacje są bardzo korzystne, ale dowcip polega na tym, że można je wykorzystać, pod warunkiem że duży procent finansuje się samemu. Ale skąd wziąć te pieniądze? Odpowiedzią na to pytanie jest olbrzymie zadłużenie samorządów. I nie mamy żadnej perspektywy dojścia do średniego poziomu UE

- tłumaczy Kieżun. Według niego słabą kondycję naszej gospodarki widać choćby po stanie naszych samochodów.

Jesteśmy na drugim miejscu po Niemczech pod względem liczby samochodów na 1000 mieszkańców. Tylko że ich średni wiek jest bardzo wysoki - to są graty. Bo koncepcja nie polega na tym, żeby kraje kolonialne zniszczyć, ale żeby je eksploatować. Proszę nie myśleć, że kraje afrykańskie to tylko nędza. Nie, tam też, tak jak u nas, buduje się wysokie biurowce. No a skoro jesteśmy przy Afryce... Otóż walczyłem tam z niesłychanym rozwojem administracji. To jest kolejny element pożerający również nasz kraj. W czasach komunistycznych aparat administracyjny liczył w Polsce 46 tys. pracowników. W zeszłym roku było ich 144 tys.

- prof. Kieżun zauważa też, że "socjalizm był dla Polski okresem wzrostu gospodarczego - zbudowania przemysłu".

Poziom życia był bardzo niski - indywidualna sytuacja była bardzo ciężka, bo to nie szło na konsumpcję, ale jeżeli chodzi o potencjał produkcyjny, to PRL była na 12. miejscu na świecie. I to nie są bujdy. (…) Jesteśmy nieporównywalnie dalej. Ale dane dotyczące naszego skromnego bogactwa i tak są fikcyjne. Bo co z tego, że mamy względnie wysoki wzrost dochodu narodowego, skoro zysk idzie za granicę? PRL był państwem, w którym panował ucisk ideologiczny. Ja tego nie wytrzymałem i wyjechałem za granicę. Ale w trakcie transformacji ustrojowej zmarnotrawiliśmy kolosalny dorobek. Był on wypracowany kosztem naszej ciężkiej pracy

- podsumowuje Kieżun.

źródło: se.pl/Wuj

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych