MSZ informuje, że Grupa Pamięci ds. Holokaustu uznała sformułowanie "polskie obozy koncentracyjne" za... "wadliwy kod pamięci". Resort na osłodę zapowiada intensyfikację działań przeciwko nieprawdziwym określeniom pojawiającym się w zagranicznych mediach, choć wytaczanie procesów uznaje za "postawienie sprawy na absolutnym ostrzu noża".
Dzięki staraniom naszej dyplomacji używanie sformułowania „polskie obozy” zostało uznane przez Grupę Pamięci ds. Holokaustu za jedną z form fałszowania historii. Podczas obrad w Toronto przedstawiciele 31 państw m.in. historycy i dyplomaci uznali, że należy się przeciwstawić przybierającemu na sile zjawisku negowania Holokaustu. Uznali próby rozmycia odpowiedzialności za utworzenie obozów koncentracyjnych i śmierci zakładanych i prowadzonych przez nazistowskie Niemcy, poprzez obarczenie winą innych narodów lub grup etnicznych, za jedną z form zniekształcania prawdy historycznej o Zagładzie
- poinformował dyrektor biura rzecznika prasowego MSZ Michał Safianik. Dodał, że poza Polską w wielu krajach sformułowanie o "polskich obozach śmierci" jest "utartym wadliwym kodem pamięci".
Dlatego jeszcze intensywniej stawiamy polskim placówkom zadanie, by walczyły o prawdę historyczną i nazywały obozy koncentracyjne, które były w Polsce „niemieckimi, nazistowskimi obozami zagłady czy koncentracyjnymi w okupowanej Polsce - podkreślił.
Safianik zaznaczył, że ministerstwo obserwuje zwiększenie liczby błędnej frazy "polskie obozach śmierci" w internecie.
Jeszcze 10 lat temu druk tej frazy w prasie nie był natychmiast powielany przez wiele portali internetowych. Teraz widzimy, że to sformułowanie się bardziej rozprzestrzenia. Dlatego intensyfikujemy nasze działania
- zaznaczył.
Zwrócił uwagę, że MSZ rozpoczęło akcję skierowaną przeciwko używaniu sformułowaniu "polskie obozy śmierci" w 2004 roku i od tego czasu interwencje są coraz skuteczniejsze. Na samym początku – jak poinformował - było kilkadziesiąt takich przypadków, obecnie jest około 120 interwencji rocznie.
Kilka miesięcy temu MSZ stworzyło konto na Twittwerze "@GermanNaziCamps".
Tam za każdym razem, gdy pojawia się błędna fraza zachęcamy internautów do protestów bezpośrednio w redakcjach. Podajemy adresy mailowe autorów, redaktorów naczelnych. W ciągu kilku godzin ich skrzynki są zalewane mailami z protestami
- powiedział dyrektor biura rzecznika prasowego MSZ.
Safianik podkreślił, że MSZ chce też uczulić polski wymiar sprawiedliwości, że używanie kłamliwych nazw może być naruszeniem dóbr osobistych, jakim jest "godna tożsamość narodowa". Resort powołuje się w tym wypadku na art. 23 i 24 kodeksu cywilnego.
Według art. 23. dobra osobiste człowieka pozostają pod ochroną prawa cywilnego. Zgodnie z art. 24.
ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania (...) w razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie.
Taka osoba może również żądać zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.
Do tej pory w świadomości istniała fraza „polski obóz”. Chcemy wprowadzić pojęcie „wadliwego kodu pamięci“. W przypadku, gdy ktoś użyje pojęcia "polski obóz" będziemy mówili, że użył „wadliwego kodu pamięci“, ponieważ prawdziwa brzmi „nazistowski, niemiecki obóz koncentracyjny w okupowanej Polsce"
- zapowiedział Safianik.
Użycie słów "polskie obozy śmierci" to zło z punktu widzenia historii i moralności - zgodzili się badacze z Polski, Niemiec i USA podczas konferencji "Wadliwe kody pamięci".
Konferencję naukową dotyczącą zniekształcania "pamięci o niemieckich nazistowskich obozach koncentracyjnych w mediach za granicą", która odbyła się w piątek w Warszawie, zorganizowały Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Uniwersytet Warszawski i Szkoła Główna Handlowa.
W walce z błędnym określeniem o „polskich obozach koncentracyjnych” MSZ radzi sobie dobrze. Najskuteczniejsze są interwencje dyplomatyczne, ale również mobilizacja internautów, którzy mogą wymusić użycie słów zgodnych z historyczną prawdą
- zachwala swoją instytucję Artur Nowak-Far, podsekretarz stanu ds. prawnych i traktatowych w MSZ. Dodał, że każdego roku MSZ ponad 100 razy interweniuje w sprawie "polskich obozów śmierci", które pojawiają się w zagranicznych mediach. W ocenie wiceszefa MSZ, przeciwdziałanie zniekształcaniu pamięci o II wojnie światowej przede wszystkim wymaga społecznego konsensusu w Polsce.
Na użycie słów o „polskich obozach koncentracyjnych” nie możemy pozwalać i musimy na nie żywo reagować. Rolą państwa, w tym MSZ, jest tego rodzaju społeczne działania wspierać
- podkreślił Nowak-Far.
Wiceminister zwrócił uwagę, że w niektórych przypadkach użycie słów o "polskich obozach śmierci", "polskich obozach zagłady" lub "polskich obozach koncentracyjnych" może skutkować podjęciem przez MSZ kroków prawnych.
Podchodzimy jednak do tego ostrożnie, bo to już jest postawienie sprawy na absolutnym ostrzu noża. Skuteczniejsze w tej sprawie są roszczenia wysuwane przez osoby prywatne
- tłumaczył.
Dodał, że MSZ liczy na to, że określanie kłamstw historycznych sformułowaniem "wadliwe kody pamięci" pomoże w walce z fałszowaniem historii. Zaznaczył przy tym, że walka ta jest bardzo ważna m.in. dlatego, że Polacy przez 50 lat po wojnie nie mogli swobodnie uczestniczyć w międzynarodowym dyskursie o II wojnie światowej.
Podczas konferencji badacze m.in. z Polski, Stanów Zjednoczonych Ameryki i Niemiec omawiali przyczyny i skutki używania w zagranicznych mediach nieprawdziwego sformułowania o "polskich obozach śmierci". Przedstawili związane z tym kwestie odpowiedzialności prawnej, a także analizowali ten problem z punktu widzenia psychologii, filozofii języka i językoznawstwa.
Amerykański prawnik Martin Mendelsohn podkreślił, że świat, mimo upływu 70 lat od wojny, ma nawyk zniekształcania historii poprzez określanie stworzonych przez nazistowskie Niemcy w Polsce obozów koncentracyjnych i zagłady jako "polskich obozów koncentracyjnych".
To nawyk zły z punktu widzenia historii, logiki i moralności
- powiedział Mendelsohn.
W jego ocenie praktycznym rozwiązaniem tego problemu jest skłanianie zagranicznych redakcji do przyjęcia przez nie wewnętrznych wskazówek (w tzw. kodeksach stylu, z ang. stylebook), dzięki którym dziennikarze nie mogliby używać błędnych określeń. Podał przykład własnej tego rodzaju skutecznej interwencji w "The New York Times".
Właściwi przedstawiciele rządu Polski powinni kontaktować się z poszczególnymi wydawcami i żądać od nich zmiany odpowiednich kodeksów stylu. Jestem pewien, że tego rodzaju żądania będą przyjmowane dobrze. Jeżeli tak nie będzie stworzy to podstawę do wytoczenia w USA udanego procesu o naruszenie dóbr osobistych takim wydawcom, bo przecież zostali oni powiadomieni o własnym błędzie. Jeżeli więc będą nadal publikować świadomie nieprawdę, nie będą mogli rozsądnie argumentować, że to, co robią nie ma znamion złośliwego obrażania Polski i narodu polskiego
- radził amerykański prawnik.
Slaw/ PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/168405-dla-msz-klamstwo-polskie-obozy-zaglady-to-jedynie-wadliwy-kod-pamieci-mimo-to-resort-spraw-zagranicznych-chwali-sie-zintensyfikowaniem-dzialan-w-obronie-dobrego-imienia-polski