Prof. Binienda o hucpie Laska i propagandzie przeciw naukowcom: Jesteśmy hurtowo dyskredytowani za to, że nie akceptujemy oficjalnego kłamstwa smoleńskiego

wPolityce.pl
wPolityce.pl

Prof. Wiesław Binienda, którego Maciej Lasek oskarża o „sfałszowanie dowodu” służącego naukowcowi do stawiania tez o wybuchu na pokładzie tupolewa w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” prostuje kolejne manipulacje, jakie od kilku dni pojawiają się pod jego adresem:

O rzekomo zmodyfikowanym zdjęciu skrzydeł tupolewa, jakie umieścił w swojej prezentacji powiedział:

Przede wszystkim to nie jest żaden kluczowy dowód. Te fotografie stanowiły wyłącznie uzupełnienie i dodatkową ilustrację dla zasadniczego wyniku mojej pracy, która polegała na komputerowej symulacji uderzenia skrzydła samolotu w brzozę. Co do zdjęć, to chciałbym zwrócić uwagę, że pod każdym jest wyraźnie podane źródło. Wszystkie fotografie skrzydeł pochodzą z raportu MAK. Pokazałem też wizualizację, którą dostarczył mi inż. Marek Dąbrowski. Na niej rzeczywiście komputerowo przesunięto odłamaną część skrzydła i przyłożono do pozostałego fragmentu. Wyraźnie powiedziałem, że jest to rekonstrukcja, więc nie wiem, jak można mówić o fałszerstwie.

Odnosi się również do ujawnienia przez wojskową prokuraturę protokołu z jego przesłuchania:

Oczywiście, że prokuratura nadużyła mojego zaufania. Mogłem nie przyjmować wezwania do stawienia się do prokuratury. Była to wyłącznie moja dobra wola, że to wezwanie przyjąłem. Wiedziałem bowiem, że jeśli tego wezwania nie przyjmę, to zostanie rozpętana kampania propagandowa, że uciekam przed prokuraturą, gdyż kłamię. Zdawałem sobie sprawę, że prokuratura będzie manipulować moimi zeznaniami, ale nie przypuszczałem, że aż to takiego stopnia.

Zaznacza, że żaden wyrwany z kontekstu cytat zamieszczony w pamiętnym artykule Agnie3szki Kublik i Wojciecha Czuchnowskiego nie pochodził z jego zeznań:

W tym szale medialnej nienawiści do niezależnych ekspertów inspirowanej z ośrodków prokuratury nie chodzi przecież ani o nasze badania, ani o nasze zeznania, ani o nasze kompetencje. Chodzi wyłącznie o zabicie niezależnego głosu sprzeciwu wobec absurdów zawartych w raportach MAK i Millera. Dyskredytowani jesteśmy wszyscy hurtowo za to, że nie akceptujemy oficjalnego kłamstwa smoleńskiego.

Profesor potwierdza, że z perspektywy czasu można odnieść wrażenie, że prokuratorzy tak prowadzili przesłuchanie, by wykorzystać zeznania naukowca poza śledztwem.

I mówi o swoim zawodzie ze sposobu, w jaki bada się katastrofę:

Nie byłem na to przygotowany. Jestem naiwnym naukowcem, odizolowanym od świata polityki. Wydawało mi się, że, gdy zaproponuję alternatywną metodę weryfikacji istotnych faktów przy pomocy narzędzi – mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością – najlepszych na świecie, których jestem współtwórcą, to spotka się to z pozytywnym odbiorem. Stało się inaczej. Została uruchomiona cała akcja szkalowania i opluwania mnie. Najpierw sam dostawałem nieprzyjemne e-maile i telefony, teraz skupiono się na moich współpracownikach i przełożonych, wszędzie, gdzie tylko byłem lub jestem zaangażowany. Są oni dosłownie bombardowani e-mailami, które mają charakter zwykłych donosów. Chodzi o to, żeby uznano, że zajmuję się sprawami politycznymi, czymś podejrzanym, i żebym miał z tego powodu kłopoty.

O swojej obecności w środku politycznego sporu w Polsce mówi:

To, że mieszkam, tak jak większość współpracowników zespołu parlamentarnego, za granicą, ma znaczenie, gdyż my nie jesteśmy tak zaangażowani w sprawy wewnętrzne w Polsce, także w spory polityczne krajowe. Najczęściej nie mamy dostępu na bieżąco do krajowych mediów, nie czujemy takiej presji społeczno-politycznej jak ludzie w kraju, a przez to możemy prowadzić nasze analizy spokojniej, skupiając się na kwestiach technicznych. Mówi się, że jestem „pisiorem”.

(…) większość pracy przy tych symulacjach wykonywali moi doktoranci i studenci. To są Amerykanie, Chińczycy czy Hindusi. Oni nie tylko nie głosują na PiS, ale wielu nie wie nawet, gdzie leży Polska. Gdziekolwiek mówię o swoich ustaleniach na temat katastrofy w gronie naukowców, nie natrafia to na żaden sprzeciw czy uwagi. Dla nich wpisuje się to w cały nurt podobnych wyników, na przykład prac profesora Roberta Bocchieri na temat testu samolotu Constellation opublikowanych w 2012 roku.

Cała rozmowa w „Naszym Dzienniku”.

znp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.