Donald Tusk uczy matematyki i logiki. Wyjaśnia, ile to jedna czwarta i o czym dokładnie mówi referendalna ustawa

Fot. PAP / Leszek Szymański
Fot. PAP / Leszek Szymański

Premier umie liczyć. Dowiódł tego zapytany o sondaż, według którego aż 36 proc. uprawnionych do głosowania mieszkańców Warszawy chce pójść na referendum, co będzie oznaczać wystarczająca frekwencję do ważności głosowania, stwierdził:

Wszystkie badania pokazują bardzo wyraźnie, że kwestia referendum rozstrzygnie się niedużymi liczbami uczestników. (…) Jeśli naprawdę te badania uczciwie zinterpretujemy, to oznacza, że 60 proc. z 37 proc. tak naprawdę chce odwołania, czyli ok. ¼ warszawiaków – tak też moja wiedza mi mówi – około ¼ warszawiaków chce odwołania. ¾ nie chce.

Skoro pan premier chce stosować tę matematykę, spieszymy go poinformować, że jego ugrupowanie poparło w wyborach 2011 r. jedynie 19 proc. wyborców. Jaki to mandat do sprawowania władzy? A zwłaszcza do tak zuchwałego zachowania, w jakim z roku na rok się Donald Tusk rozkręca?

O swoim apelu, by nie iść na głosowanie premier powiedział:

To nie jest żadna arogancja ani chęć bojkotowania referendum, kiedy mówimy – ja mówię bardzo otwarcie – nie idźcie na to referendum, bo to jest sposób na wsparcie, na ochronę pani prezydent Gronkiewicz-Waltz.

Kto chce odwołania pani prezydent – idzie na referendum, bo ono jest zwołane po to, żeby odwołać panią Gronkiewicz-Waltz.

Nie pójście na referendum nie jest bojkotem, nie jest odwracaniem się plecami, tylko jest skutecznym sposobem obrony pani GW przed panami Kaczyńskim i Guziałem.

Dlatego mieliśmy taką potrzebę, i także prezydent Komorowski, publicznie powiedzieć – chcesz obalić prezydent Gronkiewicz-Waltz razem z Jarosławem Kaczyńskim i innymi inicjatorami tego referendum – idziesz na referendum i masz do tego oczywiście pełne prawo. Ale trzeba mieć świadomość, że jak się idzie na to referendum, to idzie się tak naprawdę pomóc tym, którzy chcą odwołać. Nawet jak się chce zagłosować za Hanną Gronkiewicz-Waltz.

Jeśli nie chcę odwołania, w przypadku referendum – nie uczestniczę w referendum. Nic na to nie poradzę, ale tak rzeczywiście ustawa opisuje reguły tego postępowania.

Doprawdy? Z premiera to niezły konstytucjonalista. Przyznajemy, że ta ostatnia interpretacja nas nieco zaskoczyła.

Ustawodawca najwyraźniej zapomniał jedynie wykluczyć możliwość głosowania w referendum na "nie".

znp

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych