Prof. Krasnodębski: "Reguły i zasady są dostosowywane do potrzeb partyjnych. Tusk już nie liczy się z żadnymi standardami". NASZ WYWIAD

fot. PAP / J. Bednarczyk
fot. PAP / J. Bednarczyk

wPolityce.pl: "Dziennik Polski" pisze, że Platforma Obywatelska wraca do pomysłu wprowadzenia zmian w prawie wyborczym. PO chce umożliwić głosowanie korespondencyjne, co w sposób oczywisty zwiększyć ma frekwencję wyborczą. Tymczasem w debacie dot. referendum w Warszawie Platforma wciąż wzywa do bojkotu. O czym świadczy taki dysonans?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: To pokazuje, że politycy władzy są cyniczni, że chodzi im o utrzymanie władzy. Widać nieposzanowanie reguł demokratycznych. Zresztą nieszanowanie reguł widać również w innych dziedzinach. Rządzący liberałowie nie szanują wolnego rynku. Premier Donald Tusk zawsze mówił, że jest "niedogmatyczny". I ta "niedogmatyczność" przejawia się m.in. w tym, że władza nagina reguły, gdy jest to wygodne. Z jednej strony można wzywać do niepłacenia abonamentu, gdy telewizja nie sprzyja opcji politycznej premiera, a gdy uda się przejąć media publiczne można natychmiast zacząć apelować dokładnie o co innego. Można wzywać do brania udziału w referendum tam, gdzie chodzi o przejęcie władzy, a z drugiej strony można doradzać bojkot w tych miejscach, gdzie władzy trzeba bronić. Zdaje mi się, że obywatele się już do tego przyzwyczaili.

To jednak wciąż odstręcza wyborców do polityki i spraw publicznych.

Takie działanie władz nie buduje zaufania do polityków oraz do instytucji demokratycznych. Jeśli nawet prezydent nie jest w stanie wzbić się ponad interes partyjny, to mamy ogromny kryzys. Ludzie władzy powinni ws. stołecznego referendum zachowywać się jak każdy polityk, który szanuje konstytucje oraz polskie prawo. Nawet jeśli referendum jest dla nich niekorzystne, powinni wzywać do jego udziału, ale apelować, by ludzie głosowali zgodnie z ich chęcią. Jeśli premier uważa, że warszawiacy powinni głosować za Hanną Gronkiewicz-Waltz powinien apelować o głosowanie za nią. Tak powinien się zachowywać odpowiedzialny polityk kraju demokratycznego. To przyniosłoby również wzrost szacunku dla premiera Donalda Tuska.

Czy utrata władzy w stolicy może spowodować upadek Platformy? Dlaczego władze przykładają do tej sprawy tak duże znaczenie, dlaczego decydują się na wzywanie do bojkotu, czym narażają się nawet sprzyjającym sobie dziennikarzom?

Odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz to byłby bardzo wielki cios. To może uruchomić i wzmocnić mechanizm rozpadu Platformy Obywatelskiej. To byłby sygnał alarmowy. Nie jest wykluczone, że rozpad PO będzie trwał nawet, jeśli uda się prezydent Gronkiewicz-Waltz obronić w stolicy. Tak sądzę, choć wygrana może ten proces na chwilę wstrzymać. Ci ludzie, którzy wzywają do bojkotu, przywiązują do tego ogromne znaczenie. Inaczej by się tak nie zachowywali.

Pan jako obywatel, widząc wypowiedzi ludzi władzy, które są manipulowaniem własnymi deklaracjami i słowami, traktuje poważnie słowa Tuska? Jego w ogóle można traktować poważnie?

Od dawna nie mam zaufania ani do pana prezydenta, ani do pana premiera. Mieć ich nie mogę, i to z powodów znacznie poważniejszych niż sprawa referendum. Mówię o reakcji ludzi władzy na sprawę tragedii smoleńskiej. Mnie to więc nie dziwi, zaskakiwać może jedynie to, że już nawet twarzy wobec swoich własnych wyborców ludzie PO nie chcą bronić. To jest najbardziej bulwersujące. Już nawet w prasie zagranicznej, która jest z natury przychylna rządom Tuska, po sprawie bojkotu referendum mieliśmy wysyp krytycznych komentarzy. Takich rzeczy bowiem się nie robi. W prasie niemieckiej pisano, że to jest zachowanie niegodne pochwały, że nie przysparza mu to szacunku. On już nie liczy się z żadnymi standardami. Gdyby kiedyś chciał objąć funkcję międzynarodową, to tę sprawę mu będą wyciągać. To będzie argument przeciwko jego karierze. Przynajmniej w krajach demokratycznych...

Co w Pana ocenie pozostaje Platformie Obywatelskiej? Na co ona może liczyć, jeśli chce powalczyć poważnie o wygranie najbliższych wyborów?

Platforma ma nadzieje, że duża frekwencja w wyborach parlamentarnych jest jej na rękę. Ona więc będzie mobilizować swoich apatycznych wyborców. Więc znów będziemy mieli akcje nawoływania na wybory. Będą pomagały w tym zaprzyjaźnione media, celebryci. Będziemy słyszeć hasła typu: "idź, uratuj Polskę!". To będzie oznaczało: oddaj władzę Millerowi i Tuskowi. Będziemy mieli dalsze korumpowanie Polaków. Te środowiska elit, które obecnie wzywają, by nie iść na referendum, będą wzywały, by iść na wybory. Jak im się powie, że mają się bratać z Putinem, to polecą się bratać z Putinem. Lekceważenie reguł demokratycznych zaczęło się od chęci delegitymizacji partii opozycyjnej. Jeśli robi się coś takiego, a to miało miejsce znacznie wcześniej, to można już wszystko zrobić. Sądzę, że ustawa o referendum zostanie zmieniona, można się spodziewać zmiany ordynacji wyborczej, by umożliwić PO zachowanie dobrej pozycji. Reguły i zasady są dostosowywane do potrzeb partyjnych. To dzieje się za przyzwoleniem pseudoelit.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

wPolityce.pl: "Dziennik Polski" pisze, że Platforma Obywatelska wraca do pomysłu wprowadzenia zmian w prawie wyborczym. PO chce umożliwić głosowanie korespondencyjne, co w sposób oczywisty zwiększyć ma frekfencję wyborczą. Tymczasem w debacie dot. referendum w Warszawie Platforma wciąż wzywa do bojkotu. O czym świadczy taki dysonans?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: To pokazuje, że politycy władzy są cyniczni, że chodzi im o utrzymanie władzy. Widać nieposzanowanie reguł demokratycznych. Zresztą nieszanowanie reguł widać również w innych dziedzinach. Rządzący liberałowie nie szanują wolnego rynku. Premier Donald Tusk zawsze mówił, że jest "niedogmatyczny". I ta niedogmatyczność przejawia się m.in. w tym, że władza nagina reguły, gdy jest to wygodne. Z jednej strony można wzywać do niepłacenia abonamentu, gdy telewizja nie sprzyja opcji politycznej premiera, a gdy uda się przejąć media publiczne można natychmiast zacząć apelować dokładnie o co innego. Można wzywać do brania udziału w referendum tam, gdzie chodzi o przejęcie władzy, a z drugiej strony można doradzać bojkot w tych miejscach, gdzie włądzy trzeba bronić. Zdaje mi się, że obywatele się już do tego przyzwyczaili.

To jednak wciąż odstręcza wyborców do polityki i spraw publicznych.

Takie działanie władz nie buduje zaufania do polityków oraz do instytucji demokratycznych. Jeśli nawet prezydent nie jest w stanie wzbić się ponad interes partyjny, to mamy ogromny kryzys. Ludzie władzy powinni ws. stołecznego referendum zachowywać się jak każdy polityk, który szanuje konstytucje oraz polskie prawo. Nawet jeśli referendum jest dla nich niekorzystne, powinni wzywać do jego udziału, ale apelować, by ludzie głosowali zgodnie z ich chęcią. Jeśli premier uważa, że warszawiacy powinni głosować za Hanną Gronkiewicz-Waltz powinien apelować o głosowanie za nią. Tak powinien się zachowywać odpowiedzialny polityk kraju demokratycznego. To przyniosłoby również wzrost szacunku dla premiera Donalda Tuska.

Czy utrata władzy w stolicy może spowodować upadek Platformy? Dlaczego władze przykładają do tej sprawy tak duże znaczenie, dlaczego decydują się na wzywanie do bojkotu, czym narażają się nawet sprzyjającym sobie dziennikarzom?

Odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz to byłby bardzo wielki cios. To może uchuromić i wzmocnić mechanizm rozpadu Platformy Obywatelskiej. To byłby sygnał alarmowy. Nie jest wykluczone, że rozpad PO będzie trwał nawet, jeśli uda się prezydent Gronkiewicz-Waltz obronić w stolicy. Tak sądzę, choć wygrana może ten proces na chwilę wstrzymać. Ci ludzie, którzy wzywają do bojkotu, przywiązują do tego ogromne znaczenie. Inaczej by się tak nie zachowywali.

Pan jako obywatel, widząc wypowiedzi ludzi władzy, które są manipulowaniem własnymi deklaracjami i słowami, traktuje poważnie słowa Tuska? Jego w ogóle można traktować poważnie?

Od dawna nie mam zaufania ani do pana prezydenta, ani do pana premiera. Mieć ich nie mogę, i to z powodów znacznie poważniejszych niż sprawa referendum. Mówię o reakcji ludzi władzy na sprawę tragedii smoleńskiej. Mnie to więc nie dziwi, zaskakiwać może jedynie to, że już nawet twarzy wobec swoich własnych wyborców ludzie PO nie chcą bronić. To jest najbardziej bulwersujące. Już nawet w prasie zagranicznej, która jest z natury przychylna rządom Tuska, po sprawie bojkotu referendum mieliśmy wysyp krytycznych komentarzy. Takich rzeczy bowiem się nie robi. W prasie niemieckiej pisano, że to jest zachowanie niegodne pochwały, że nie przysparza mu to szacunku. On już nie liczy się z żadnymi standardami. Gdyby kiedyś chciał objąć funkcję międzynarodową, to tę sprawę mu będą wyciągać. To będzie argument przeciwko jego karierze. Przynajmniej w krajach demokratycznych...

Co w Pana ocenie pozostaje Platformie Obywatelskiej? Na co ona może liczyć, jeśli chce powalczyć poważnie o wygranie najbliższych wyborów?

Platforma ma nadzieje, że duża frekwencja w wyborach parlamentarnych jest jej na rękę. Ona więc będzie mobilizować swoich apatycznych wyborców. Więc znów będziemy mieli akcje nawoływania na wybory. Będą pomagały w tym zaprzyjaźnione media, celebryci. Będziemy słyszeć hasła typu: "idź, uratuj Polskę!". To będzie oznaczało: oddaj władzę Millerowi i Tuskowi. Będziemy mieli dalsze korumpowanie Polaków. Te środowiska elit, które obecnie wzywają, by nie iść na referendum, będą zwywały, by iść na wybory. Jak im się powie, że mają się bratać z Putinem, to polecą się bratać z Putinem. Lekceważenie reguł demokratycznych zaczęło się od chęci delegitymizacji partii opozycyjnej. Jeśli robi się coś takiego, a to miało miejsce znacznie wcześniej, to można już wszystko zrobić. Sądzę, że ustawa o referendum zostanie zmieniona, można się spodziewać zmiany ordynacji wyborczej, by umożliwić PO zachowanie dobrej pozycji. Reguły i zasady są dostosowywane do potrzeb partyjnych. To dzieje się za przyzwoleniem pseudoelit.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.