„Książka o Turowskim dla kościoła ‘Gazety Wyborczej’ i TVN-u”. TRZY PYTANIA do Witolda Gadowskiego

Fragment okładki książki "Kret w Watykanie"
Fragment okładki książki "Kret w Watykanie"

Ukazała się dziś książka Agnieszki Kublik i Wojciecha Czuchnowskiego „Kret w Watykanie”, czyli wywiad-rzeka z PRL-owskim nielegałem Tomaszem Turowskim, pod przykryciem jezuity szpiegującym Jana Pawła II, wykonującym nieznane zadania wywiadowcze po 1989 roku, a na początku 2010 r. oddelegowanym do pomocy w organizowaniu wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. O tej publikacji rozmawiamy z Witoldem Gadowskim, dziennikarzem śledczym, publicystą tygodnika „wSieci”.

 

wPolityce.pl: - Jak oceniać powody powstania tej książki? Kublik z Czuchnowskim otwarcie przyznają, że przyszedł do nich Turowski i chciał opowiedzieć to i owo. Państwo redaktorstwo ucieszyli się, wyjęli dyktafony i bezrefleksyjnie wszystko nagrali i spisali, nie mając zbyt wielkiej wiedzy o jego działalności w PRL – bo dokumenty na ten temat są szczątkowe – i żadnej dotyczącej III RP, bo te objęte są tajemnicą.

Witold Gadowski: - Można powiedzieć, że państwo redaktorstwo zachowało się typowo dla redaktorstwa III Rzeczpospolitej – Ci, którym powinniśmy wierzyć na słowo, nie potrzebują sprawdzeń. Turowski jest taką osobą. A gdyby zadali sobie trud i zapytali Piotra Jeglińskiego, szefa Editions Spotkania o biografię pana Turowskiego, to włosy stanęłyby im dęba na głowie. Pan Jegliński był jednym ze świadków w procesie, który wytoczył Turowski. Dzięki jego zeznaniom Turowski przegrał to postępowanie. Ten człowiek mieszka w Warszawie – pod nosem państwa redaktorstwa. Gdyby kierowali się warsztatem dziennikarskim i dążeniem do obiektywnej prawdy, znaleźliby kilku świadków, którzy mogliby zweryfikować słowa pana Turowskiego. Ale państwo redaktorstwo wychodzi z założenia, że „szpieg rosyjski” nie może kłamać. Słowa „szpieg rosyjski” wypowiadam oczywiście w cudzysłowie, bo nie chcę mieć procesu, w którym pan Turowski być może udowodniłby, że był np. szpiegiem watykańskim.

 

A propos – Turowski uważa, że jeżeli ktoś zarzuca mu pracę dla PRL-owskiego wywiadu jako de facto służb radzieckich, to równie dobrze można powiedzieć, że nasz wywiad jest dziś częścią struktur wywiadu USA. Twierdzi też, że Wydział XIV I Departamentu MSW, który go zatrudniał, był „oazą suwerenności”. Ile w tym prawdy?

To jest żenujące kłamstwo. Wystarczy poczytać dokumenty źródłowe, także IPN, i opracowania książkowe, które ukazały się na ten temat, by wiedzieć, jak wdzięcznie kłamie pan Turowski. Oczywiście, że w tym samym wydziale był pan Petelicki, który zszedł był niedawno w niewyjaśnionych okolicznościach, ale to z niczego nie rozgrzesza. Ten wydział zajmował się, mówiąc krótko, rozbijaniem opozycji i wsparcia opozycji na Zachodzie. Niedawno spotkałem się z człowiekiem, który organizował ze Skandynawii większość przerzutu maszyn drukarskich do Polski. Nie chcę podawać na razie jego nazwiska, żeby nie robić mu kłopotów. Piszę właśnie o tym książkę. Z jego wyliczeń wynika, że 80 proc. sprzętu, który wysyłał do Polski, gdzieś zniknęło. To właśnie była praca Wydziału XIV. Powstaje pytanie – gdzie się podziały dolary, środki uzyskane ze spieniężania kradzionego opozycji sprzętu? Tym przecież zajmowali się ci ludzie. Tłumaczenia pana Turowskiego są jak bajki na dobranoc. Można w to wierzyć, jeśli bardzo się chce. Ale jego narracja jest prowadzona w żenujący sposób. Twierdzi, że nie był szpiegiem, bo wstąpił do jezuitów już z zadaniem inwigilacji, ale przecież państwa Watykan, a nie zakonu. Czy można zafundować ludziom bardziej niedorzeczny sylogizm? To idiotyczne. Niektórzy ludzie – w tym wypadku państwo redaktorstwo – święcie w to jednak wierzą i sprzedają tego typu propagandę czytelnikom. Ich dzieło należy tak właśnie traktować – jako propagandę w tonie późnego PRL-u i późnej III RP.

 

Dla kogo w ogóle ta publikacja jest przeznaczona? Czy może kogoś zdrowo myślącego przekonać opowieść Turowskiego, jak to szpiegował w Watykanie Jana Pawła II, by zapewnić mu bezpieczeństwo…?

Ci, którzy kierują się zdrowym rozsądkiem i logiką oczywiście po tę książkę nawet nie sięgną. A jeśli już, będą potem mieć ból ust z powodu szerokiego uśmiechu. A jest ona kierowana do wiernych kościoła „Gazety Wyborczej” i TVN-u. Powstała w Polsce taka sekta, która odrzuca zdrowy rozsądek, matematykę, fizykę, wszelkie zdobycze nowoczesnej nauki. A za źródło tłumaczenia świata wystarczy jej to, co podają „Wyborcza” i TVN. Dla tej grupy powstała ta książka

 

not. znp

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.