"Mam wrażenie, że prokuratura zaczyna 'wybiórczo' używać różnych dokumentów". Zagrodzki o reakcji na tekst "Wyborczej". NASZ WYWIAD

Stanisław Zagrodzki w czasie posiedzenia zespołu parlamentarnego wyjaśniającego katastrofę smoleńską. Fot. youtube
Stanisław Zagrodzki w czasie posiedzenia zespołu parlamentarnego wyjaśniającego katastrofę smoleńską. Fot. youtube

Prokuratura Wojskowa w oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie internetowej zasugerowała, że powodem przesłuchania prof. Wiesława Biniendy był fakt, wie coś o badaniach próbek z wraku przekazanych do badań w Stanach Zjednoczonych na obecność materiałów wybuchowych.

To oświadczenie potwierdza, że prokuratura prowadzi w śledztwie smoleńskim tajemniczą grę: wpuszcza "przecieki" do zaprzyjaźnionych z rządem Donalda Tuska mediów fragmenty zeznań, wyrwane z kontekstu, które mają uzasadnić tezę o nieprofesjonalizmie naukowców badających katastrofę smoleńską, a z drugiej strony pośrednio ujawnia kolejnych zeznających przed jej obliczem. A jednocześnie z innym naukowcem - prof. Pawłem Artymowiczem, który potwierdza tezy MAK i komisji Millera - prowadzi "pogawędkę" bez formalnego przesłuchania go.

O dziwnej grze wojskowych prokuratorów rozmawiamy z jedną z takich ujawnionych pośrednio przez nich osób - Stanisławem Zagrodzkim, kuzynem śp. Ewy Bąkowskiej, na której próbkach odzieży zbadanej w USA znaleziono ślady materiałów wybuchowych.

 

wPolityce.pl: Jakby się pan mógł odnieść do oświadczenia prokuratury, która zdaje się – o panu wspomniała jako o osobie, która nawiązała kontakt z prof. Biniendą z prośbą o pomoc w zbadaniu za granicą próbek z wraku?

Stanisław Zagrodzki: Dziwię się, że wciągnięto do tego moją osobę. Z zeznań prof. Biniendy opublikowanych przez Wojskową Prokuraturę Okręgową nie widać, żeby akurat to było główną przyczyną ściągnięcia jego w takim trybie do prokuratury. Ja oczywiście swojej roli i słów zapisanych w protokole się nie wypieram. W czasie, kiedy składałem zeznania, byłem pewien, że prof. Binienda w jakiś sposób pomagał w wyborze placówki, która mogłaby się zająć badaniem próbek. Dopiero po wizycie w prokuraturze dowiedziałem się, że fizycznie nie uczestniczył w tym, a jedynie jego żona, Pani mec. Maria Szonert-Binienda wszystko pilotowała i konsultowała. Kiedy pierwszy raz rozmawiałem o wykonaniu badań i dostarczeniu próbek ustalałem to z prof. Kazimierzem Nowaczykiem, a on potem w Brukseli rozmawiał z prof. Biniendą o transporcie materiału do Stanów Zjednoczonych. Z tego co dziś wiem, wszelkie formalności związane z zabezpieczeniem materiału i przewozem wzięła na siebie sama mecenas. I to ona została moim pełnomocnikiem na czas potrzebny do badania próbek z „odzieży” kuzynki.

 

Czy Paweł Artymowicz powinien być formalnie przesłuchany przez Prokuraturę Wojskową? Bo z komunikatu wynika, że to była luźna, towarzyska rozmowa przy kawie i co najmniej paluszkach.

Pan Artymowicz działa na takim samym poziomie zaangażowania jak każdy człowiek w naszym kraju nie będący stroną poszkodowaną w postępowaniu karnym. Każdy może mieć swoją opinię w sprawie 10 kwietnia 2010 r. Jest natomiast dziwne, że osoby postronne - w tym również Pan Artymowicz - posiadają szerszy dostęp do dokumentacji niż osoby bezpośrednio zainteresowane tematem „Katastrofy Smoleńskiej” , a co gorsze niż strony pokrzywdzone w wyniku tego zdarzenia.. Nie jest przy tym specjalistą w zakresie materiałoznawstwa, budowy maszyn czy samolotów. Nie ma również wykształcenia typowo inżynierskiego. Twierdzi natomiast, że jest fizykiem, ale z tego co mi jest wiadomo jest raczej astrofizykiem i z lotnictwem nie jest związany zawodowo. Pamiętam również, że w przeszłości bywało tak, iż kiedy zwracano mu uwagę na popełnione błędy w obliczeniach czy wnioskowaniu, natychmiast wszystko przeredagowywał wypierając się błędów. Oczywiście każdy człowiek ma prawo do popełnienia błędu w swojej działalności, jednak warto pamiętać, że jego obliczenia oparte są o stare metody matematyczne, które dziś są dalece niewystarczające.

 

Niemniej Artymowicz jest bardzo ważny dla takich mediów jak TVN, prawda?

A kogo oni mieliby postawić przed kamerą, aby mógł przeciwstawić się obliczeniom prof. Biniendy? Kogo? Czy był ktoś taki? Próbowano prof. Biniendzie przedstawić dr. Grzegorza Szuladzińskiego. Ale ten, po dokładnym przyjrzeniu się materiałom z katastrofy stwierdził, że coś tu jednak jest na rzeczy i wówczas okazało się, że nie ma spójnych poglądów z prof. Artymowiczem, a raczej z prof. Biniendą.

 

Jakby pan ocenił politykę informacyjną prokuratury, zwłaszcza w kontekście tekstu Kublik z „Wyborczej”?

Mam takie dziwne wrażenie, że prokuratura zaczyna „wybiórczo” używać różnych dokumentów, aczkolwiek oni twierdzą, że to nie od nich one wyciekają. A tu dla przykładu moje zeznania w części stały się tajemnicą publiczną, mimo iż prosiłem o to, by zachować je w maksymalnej dyskrecji, aby nie wyciekały ich fragmenty do mediów, bo to utrudnia wszelkie działania, np. w kontekście ściągnięcia całości wyników badań. W procesie badawczym miałem duże problemy. Podmiot, który wykonywał te badania widząc z czym się to wiąże i jakim szykanom poddawane są osoby zajmujące się tą problematyką, nie życzył sobie ujawnienia, a ja na taką umowę przystałem. Tak więc wracając do oświadczenia prokuratury, bardzo się dziwię, że dziś to moje zeznania uznano za najważniejszy powód  przesłuchania prof. Biniendy, skoro zarówno sam Profesor jak i jego żona wielokrotnie dawali do zrozumienia, iż są chętni do stawienia się przed obliczem polskich śledczych i to z zupełnie innych powodów. Warto w tym miejscu podkreślić, że również prokuratura zupełnie z innych powodów wykazywała zainteresowanie osobą profesora i co widać z opublikowanego protokołu, główne powody wezwania do prokuratury były zupełnie inne. Zaś co do oceny samej polityki informacyjnej Prokuratury prowadzącej postępowania około smoleńskie mam sporo negatywnych uwag i to od końca kwietnia 2010 r., kiedy nastąpiło pierwsze zderzenie z tym co wyprawiała ta instytucja, a ściślej z samym prokuratorem Szelągiem.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.