Tomasz Lis nie byłby sobą, gdyby nie włączył się w rozpoczętą przez „Gazetę Wyborczą” akcję dyskredytowania ekspertów zespołu Macierewicza. Ale Tomasz Lis nie zawiódł. Tematowi „demonów smoleńskich”, "niekompetencji" ekspertów i zgubnej roli Antoniego Macierewicza poświęcił pół swojego programu.
Debatę, a właściwie telewizyjny sąd kapturowy nad naukowcami zaangażowanymi w wyjaśnianie katastrofy smoleńskiej, przeprowadzono w niezwykle „spluralizowanym” gronie. W studiu zasiedli Maciej Lasek, były członek komisji Milera, a obecnie szef zespołu mającego za zadanie obronę jej raportu, socjolog prof. Radosław Markowski i córka Izabeli Jarugi- Nowackiej - Barbara.
Pretekstem do rozmowy były oczywiście zeznania profesorów Rońdy, Obrębskiego i Biniendy - opublikowane najpierw przez Gazetę Wyborczą, a następnie przez prokuraturę wojskową.
Dlaczego właściwie są one „przełomowe”?
- zagaił Tomasz Lis.
Z odpowiedzią pospieszył Maciej Lasek, który niczym mantrę powtórzył frazę wygłaszaną od tygodnia przy każdej możliwej okazji:
Po raz pierwszy można było przeczytać w protokołach zeznań, które opublikowała Prokuratura Wojskowa, że eksperci nie posiadają żadnej wiedzy na temat badania katastrof lotniczych. W związku z tym to, o czym próbuje mówić Antoni Macierewicz, że ma ekspertów i że przyczyna katastrofy to nie wypadek, ale zamach - jest jednym wielkim kłamstwem.
Po czym zaplątał się we własne słowa. Bo na pytanie Lisa, czy z tych zeznań dowiedział się czegoś nowego - stwierdził, że jednak nie. Że to tylko potwierdzenie tego, co wynika z materiałów publikowanych przez zespół parlamentarny. Który zresztą grzeszy głównie tym, że nie chce pokazać zespołowi Laska żadnych dowodów. O które ten z dobra wolą zabiega od wielu miesięcy.
W emocjonalnym tonie wypowiadała się Barbara Nowacka.
To było załamujące i szokujące
- ubolewała, oceniając zeznania, z którymi jak zapewniła zapoznała się w internecie.
To jak wiele osób wierzy w teorię zamachu i jak chętnie się tego używa jako argumentu w walce politycznej jest zastraszające
- narzekała, miotając się między podziwem dla skuteczności i pracowitości członków zespołu, a potępieniem dla głoszonych przezeń tez.
To jest kawałek ciężkiej pracy komisji Macierewicza. Ich winą jest ta koszmarna polaryzacja i robienie pionków z ofiar katastrofy smoleńskiej. Używanie ich do swojej rozgrywki politycznej.
W tych zarzutach posunęła się do jawnej niepawdy:
To jest niewiarygodne, że pieniądze z budżetu państwa idą na ekspertyzy ekspertów, które nie są ekspertami! -
stwierdziła, całkowicie ignorując fakt, że żaden ze specjalistów współpracujących z Antonim Macierewiczem nie bierze od zespołu pieniędzy. W przeciwieństwie do ekspertów z zespołu Laska, którzy są na rządowej pensji. Nikt z obecnych jednak nie sprostował.
Profesor Markowski skupił się na dyskredytowaniu pomysłu zorganizowania debaty naukowców - zaproponowanej przez prof. Kleibera. Na początek zaczął zastanawiać się dlaczego zamiast sadzać do stołu ekspertów obydwu skłóconych stron szef PAN nie powoła nowych z Polskiej Akademii Nauk - własnie.
Tomasz Lis szybko mu to wyjaśnił:
Inicjatywa Kleibera jest bardziej polityczna niż ekspercka
Tymczasem Markowski kontynuował:
To się nie przyczynia do zwiększenia prestiżu PAN. Dlaczego? Bo, jak twierdzi socjolog:
nie ma możliwości żeby eksperci się spotkali. Bo „tamci” nie mają niczego do położenia na stół. Nauka polega na tym, że trzeba przedstawić dowody. Tam tych dowodów - nie ma.
-zawyrokował.
Lis chciał postawić kropkę nad i: Debata ma sens? - zapytał. I usłyszał najwyraźniej zgodnie z oczekiwaniami:
Nie ma sensu.
Taką tezę sformułował Maciej Lasek.
Żeby debatować, trzeba się oprzeć na faktach. Jeżeli jedna strona te fakty odrzuca to nie ma miejsca na debatę.Natomiast pomysł konferencji naukowej - bo z takim zwrócił się prof Kleiber do naszego zespołu traktowałbym jako próbę zaangażowania środowiska naukowego związanego z lotnictwem, które jest mocno wycofane.
- powiedział.
Bo jego zdaniem prawdziwi eksperci nie chcą być uwikłani w dyskusję polityczną.
Natomiast z drugiej strony mamy do czynienia z podpieraniem się stopniami naukowymi w dziedzinach, które nie są związane z badaniem katastrof lotniczych, przy milczeniu środowisk naukowych
- nie omieszkał dodać.
Profesor Markowski zgłosił jeszcze jedno zastrzeżenie:
Antoni Macierewicz chce, żeby to (konferencja naukowców - red) było w świetle jupiterów i kamer. Jedyny sens polega na tym, żeby to właśnie było poza kamerami. To znaczy może być jaki rzecznik który wychodzi i coś mówi raz na dwa dni...
- wyjaśnił Markowski. (Ciekawe kto miałby nim zostać? Jerzy Miller, czy sam Maciej Lasek? - red.)
Skąd taki lęk przed przekazem na żywo? :
Bo gatunek homo sapiens zaczyna różne figle wykonywać, gdy mu się zaświeci kamerami w oczy. I strasznie by na tym ucierpiało dociekanie prawdy...
- dywagował Markowski - do kamery oczywiście.
Na koniec tej rozmowy, w której trudno byłoby się dopatrzeć jakiejkolwiek różnicy poglądów Barbara Nowacka nieoczekiwanie - zaatakowała ekspertów Laska. Za co? Za lenistwo i brak zaangażowania w edukowanie społeczeństwa.
Nie widać was panie doktorze. Przekaz jest słaby. Nie ma tej siły
- ubolewała.
Nie można oddawać całej medialnej dyskusji walkowerem
- dodała.
Tomasz Lis wziął w obronę zespół:
Mają reagować na każdą głupotę?
- dopytywał.
Córka Jarugi - Nowackiej nie ustępowała jednak:
Macierewicz jeździ po całej Polsce ze swoją wizją. Osiąga kolosalne efekty. Wpływa to na przyszłość naszego kraju. Jeżeli macie państwo wiedzę to musicie przekonywać o tym ludzi. Inaczej wciąż będą szalały różne demony, w tym demon smoleński!
- zakończyła efektownie swój wywód zwracając się do Macieja Laska.
Lasek z pokorą przyjął te zarzuty zapewniając jedynie, że politycy nie są dla niego partnerami do dyskusji, a poza tym nie ma zaplecza, które pozwala na jeżdżenie po kraju.
Nowacka wpadła jednak w retoryczny zapał:
Tematyka katastrofy smoleńskiej jest w dużej mierze tematem politycznym i nie wolno tego oddawać walkowerem. Bo wtedy oddajemy walkowerem Polskę!
Na koniec prof. Markowski użył argumentu, którym szermował już wcześniej w radiu TOK FM:
Rosja Putinowska jest krajem nielubianym. Ale nie ma nikogo na świecie - łącznie z Wiktorem Orbanem - żadnego polityka, który by się chciał w tę imprezę wdawać. Nie ma żadnej stacji telewizyjnej, która by ukazała to wydarzenie jako zamach. Nikt nie chce się kompromitować
- przekonywał.
Oczywisty kontrargument, że z tą może i nielubiana putinowską Rosją mało który kraj chciałby wstępować na wojenną ścieżkę - zwyczajnie ze strachu - nikomu w studiu nie przyszedł do głowy. Bo to była taka twórcza wymiana myśli, gdzie przekonani przekonywali przekonanych. Jak to u Lisa...
ansa/TVP2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/167064-smolenskie-demony-u-tomasza-lisa-czyli-obiektywna-dyskusja-w-starannie-dobranym-gronie