Ewa Kochanowska: "Naukowcy korzystają z praw, które nie podlegają ocenie mediów. Uczelnie odgrywają bardzo żałosną rolę". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Tomasz Gzell
Fot. PAP/Tomasz Gzell

wPolityce.pl: Jak pani ocenia to, co dzieje się wokół ekspertów, współpracujących z zespołem parlamentarnym? Do nagonki wpisał się znów rektor Politechniki Warszawskiej, który w "Gazecie Wyborczej" powtarza tezy oświadczenia PW i AGH, w którym uczelnie odcinają się od profesorów i ich pracy ws. smoleńskiej. Wiele osób wskazuje, że to przypomina nagonki z czasów PRL-u.

Ewa Kochanowska, wdowa po śp. Januszu Kochanowskim: Trzeba zaznaczyć, że wciąż zajmujemy się nie tym tematem, co trzeba. Nie zajmujemy się wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej. Zajmujemy się pomówieniami, plotkami, deprecjonowaniem uczonych. To nie jest wyłącznie metoda wszechobecna w PRL-u, o czym obecnie słyszy się często. Taki sposób działania stosuje się wobec przeciwników także w III RP. Ich trzeba zniszczyć, ośmieszyć, zdeprecjonować dorobek naukowy, trzeba im odebrać wiarygodność i zastraszyć. W całej sprawie bardzo żałosną rolę odgrywają właśnie chociażby uczelnie, które wręcz pod groźbą utraty pracy zabraniają swoim pracownikom zajmowania się katastrofą smoleńską i są pierwsi w kolejce do „odcinania się” od nich. Podobnie zresztą zachowują się wojskowi. Tu rozkazem zakazano jakichkolwiek wypowiedzi odbiegających od wersji oficjalnej. Tymczasem z najlepszej wiedzy niezależnych naukowców wynika, że oficjalna wersja wydarzeń jest nieprawdziwa. A przecież oni korzystają z praw, które są niepodważalne. Oni korzystają z praw fizyki, chemii, dynamiki. Korzystają z praw, które nie podlegają ocenie tych mediów, które usiłują nam wmówić, że dwa plus dwa to nie jest cztery.

Mimo nacisku mediów i władzy coraz więcej naukowców mówi o swoich wątpliwościach i wskazuje, że oficjalna wersja wydarzeń "nie trzyma się kupy"...

Ci ludzie swoje ekspertyzy przygotowują bezinteresownie, zgodnie ze swoim najlepszym doświadczeniem zawodowym, dążąc do prawdy. Gdy sięgnie się natomiast do obiektywnych narzędzi, okazuje się, że zarówno w raporcie Anodiny, jak i raporcie Millera są błędy, które przeczą nauce.

Dziś gonimy w kółko pod dyktando Macieja Laska i strony rządowej. To skutek początkowych zaniedbań?

Znów wracamy do refleksji i pytania, dlaczego katastrofa smoleńska nie została poddana badaniu niezależnych ekspertów, czy niezależnych instytucji. I nie chodzi mi tutaj o opinie, które słyszę często, że w śledztwie powinno nam pomóc jakieś inne państwo. To błędne wyobrażenie. Cały czas zapomina się, że istnieją jednostki w różnych krajach, które przeprowadzają profesjonalnie badania katastrof lotniczych. To jest ich jedyne zadanie i bezwzględnie należało taką instytucję wynająć. Wynająć, to znaczy zapłacić za wykonywaną usługę. Problem finansowy nie jest tu bez znaczenia. Prokuratura nie ma pieniędzy na zlecanie badań, które sama powinna wykonać i nawet rodziny płacą prokuraturze za skopiowanie dokumentów. Co więcej w Polsce komisje badające wypadki lotnicze są powoływane ad hoc, w momencie wypadku. Dziwi również, że tak często słyszymy o specjalistach od badania katastrof. Przecież na badanie katastrofy składają się setki czynności. Powinny je wykonywać i wykonują poszczególne jednostki i poszczególni eksperci. To Instytut Sehna bada kopie czarnych skrzynek, a nie są one w orbicie zainteresowania np. specjalistów od dynamiki.

O co więc chodzi tym, którzy mówią, że jedynie eksperci od katastrof powinni zajmować się Smoleńskiem?

Podejrzewam, że wojna, którą wytoczono niezależnym ekspertom, ma poważniejszy cel. Chodzi o inicjatywę prezesa PAN-u. Lasek nie może się już dłużej uchylać od publicznej dyskusji, eliminuje się więc niezależnych ekspertów, aby wybrać sobie właściwych partnerów do dyskusji i w świetle kamer pokazać publiczności nowy „okrągły stół” smoleński.

Która ze stron - rządowa czy nieoficjalna - jest w pani ocenie bardziej wiarygodna?

Zarówno prokuratorzy, wobec których toczy się postępowanie o niedopełnienie obowiązków, jak i komisja Millera (bo pan Lasek jest tylko propagatorem ustaleń tej komisji), nie są dla mnie stroną wiarygodną, bo wobec ich też są bardzo poważne wątpliwości, które próbują wyjaśnić osoby niezależnie czy naukowcy współpracujący z zespołem parlamentarnym. W świetle tego, co powiedziałam wcześniej, pod dużym znakiem zapytania staje także inicjatywa prof. Kleibera.

Działania prokuratury w pani ocenie zmierzają do weryfikacji wątpliwości naukowców? Znalazła pani choć sugestie, że śledczy starają się te sprawy wyjaśnić?

Widać ogromną presję na prokuraturę. Ona sama zapewne chętnie zamknęłaby to śledztwo i przestałaby się zajmować sprawą smoleńską. Śledczy uznają, że wszystko w tej sprawie jest jasne. Nie widzę ze strony prokuratury żadnych działań mających na celu weryfikację wątpliwości. Również protokoły ujawnione przez prokuraturę pokazują, że śledczy nie traktują innych niż oficjalne badań z należytą powagą.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych