"Rozpoczyna się odchodzenie od demokracji do cichego autorytaryzmu." Tłumaczka głośnej książki o Angeli Merkel o niemieckich wyborach i demokracji. NASZ WYWIAD

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

To co się dzieje na niemieckiej scenie politycznej jest bardzo niepokojące. I nie chodzi wcale o marginalne, choć krzykliwe ekstrema czy to neokomunistyczne czy neonazistowskie. Angela Merkel, ta "patriotyczna córka pastora", wytrwale przebudowuje system polityczny w kierunku dominacji jednej, bardzo silnej partii i kręcącymi się wokół niej wieloma słabszymi ugrupowaniami. Zagraża to jądru demokracji - konkurencji między partiami.

O wyborach za naszą zachodnią miedzą, podobieństwach do polskiego systemu władzy i o władzy Angeli Merkel, która będzie kontynuowana, rozmawiamy z Ewą Stefańską, tłumaczką słynnej już książki "Matka Chrzestna" Gertrud Höhler, której w Niemczech bały się wydać wszystkie wydawnictwa.

wPolityce.pl: Jak ocenia pani niemiecką demokrację na tle polskiej?

Ewa Stefańska: Wbrew pozorom jest wiele podobieństw. Polegają one na sposobie rządzenia i uprawianiu polityki przez partie rządzące obecnie w Niemczech jak i w Polsce. Jeśli się porówna sposób rządzenia Platformy Obywatelskiej, do sposobu rządzenia przez Angelę Merkel, to wyraźnie widać te podobieństwa.

Odnoszę też wrażenie, że w obu krajach dochodzi do infantylizacji społeczeństw, które są jak gdyby powoli adoptowane przez polityków. To jest dużo bardziej widoczne w Niemczech. Tamtejsze społeczeństwo wyraźnie zostało „zaadoptowane” przez bezdzietną „Mutti” i niektórzy uważają, że Niemcy prowadzeni są za rączkę przez Merkel, tak jakby pełniła ona rolę super-niani.

 

Czy to objaw, lub jeden z objawów tej postpolityki, o której się mówi?

Tak, to jest jeden z objawów postpolityki i niektórzy twierdzą, że sposób rządzenia przez Tuska, Merkel, czy nawet Obamę, to jest właśnie to, jak polityka ma wyglądać i trzeba się z tym pogodzić. Wydaje mi się jednak, że nie należy się z tym godzić, że należy wskazywać zagrożenia, jakie ze sobą niesie taki styl uprawiania tej tzw. postpolityki, np. zagrożenia dla demokracji w ogóle. Bo tak jak to się dzieje w Niemczech, rozpoczyna się powolne odchodzenie od systemu demokratycznego jaki znamy do cichego autorytaryzmu.

 

Brzmi to dosyć groźnie

Tak, brzmi to groźnie. Już w 2009 r. Merkel odnalazła się w środku sceny politycznej niemieckiej i z tego miejsca może przemieszczać się w stronę każdej partii, wykonywać w ich kierunku takie „rajdy łupieskie” i przejmować ich główne tezy programowe.

 

Czyli podobne działanie do tego, jakie wykonuje Tusk, który nagle ogłosił, że poczuł się socjaldemokratą.

Tak, w Niemczech był bardzo podobny przypadek już w 2009 r., gdy przed wyborami Merkel podczas debaty z Frankiem Walterem Steinmeierem (szef SPD) stwierdziła w pewnym momencie, że nie jest konserwatystką. To był jej ukłon w stronę nowej „grupy docelowej”. Według filozofii Angeli Merkel te „grupy docelowe” to są takie jakby „stada wyborcze”, które można bardzo łatwo przeganiać z miejsca na miejsce. I sądzę, że teraz jej się to uda. Uważam, że szykuje Wielką Koalicję już od 2011 roku.

 

Dlaczego w Polsce tak mało mówi się o tych zjawiskach zagrażających demokracji? Media nie są tym zainteresowane?

W Polsce mało osób tak naprawdę interesuje się Niemcami i ich polityką. Polakom odpowiada obraz „patriotycznej córki pastora”. To taka wygodna legenda, jak u nas obraz Wałęsy rzucony w świat, tak samo stało się to z legendą wokół Angeli Merkel. Ta legenda jest skrupulatnie pielęgnowana przez cały sztab ludzi, doradców kanclerz.

W Niemczech jest inaczej. Tamtejsze media informują, piszą o tych wszystkich sprawach nawet dosyć szczegółowo i widać z nich te wszystkie zagrożenia; to marginalizowanie partii politycznych, pozbawianie demokracji konkurencji, a przecież na niej opiera się system demokratyczny. Tak więc informacja jest, ale brakuje Niemcom interpretowania tych danych.

Autorka książki o Merkel – „Matka chrzestna”, wprowadziła do opisu władzy kanclerz Niemiec wiele nowych zwrotów semantycznych. Jednym z nich „autorytarne milczenie”. Do tej pory wiedzieliśmy, że z władzą Merkel wiąże się słowo „bezalternatywna”, to słowo klucz...

 

...Skąd my to znamy.

Tak, właśnie. Bardzo ładne określenie jest w Niemczech na sposób prowadzenia polityki przez Merkel: tzw. bezalternatywna koncepcja harmonijnego współdziałania. To po prostu usypianie Niemców, to prowadzenie ich do stanu infantylizmu. Merkel wprowadziła stan, w którym tylko ona o wszystkim decyduje, ona prowadzi kraj i okazuje się, że ludzie to lubią. Niemcy poddali się temu błogostanowi i wielu obserwatorów zwróciło uwagę, że są bardzo podatni na tego typu rządzenie. Jeden z komentatorów niemieckich nazwał ten stan przeżywany przez Niemców „totalitaryzmem obojętności”. Trzeba przyznać, że to dosyć mocne określenie.

 

Można założyć, że skoro Angela Merkel została ponownie kanclerzem, to ten stan Niemców, ich świadomości, będzie się pogłębiał.

Moim zdaniem tak. Obserwując tę kampanię wyborczą, tę nudną kampanię wyborcza – jak niektórzy obserwatorzy określili to, że była to „zorganizowana nuda”. To nie było tak, że tu usłyszeliśmy jakieś kłamstwa, czy obietnice, które okażą się być bez pokrycia. Po prostu ta kampania to była jedna wielka zorganizowana nuda. Ona też miała za zadanie uśpić.

Z punktu widzenia Merkel najlepiej byłoby utworzyć Wielką Koalicję z SPD. Ona już nie chce rządzić z FDP. Odrzuca już wszelkie treści, jakie związane są z liberałami, czyli ta wolność, także gospodarcza, odpowiedzialność obywatelska, sprawowanie kontroli nad rządzącymi, konkurencyjność itp. Ona już tego wszystkiego nie chce. Podpisała umowę koalicyjną z liberałami przed czterema laty i nie zrealizowała ani jednego z ich postulatów. Traktowała ich z ogromną nonszalancją, tak jakby chcąc ich wypchnąć z koalicji. I sądzę, że teraz jej się to uda.

 

Jakie jeszcze koalicje są możliwe?

Teoretycznie może być ta czerwono-czerwono-zielona, (socjaldemokraci z SPD, postkomuniści z die Linke oraz Zieloni – przyp red.). Ale wówczas nie z udziałem Peera Steinbrücka (szef SPD – przyp. red.), bo on powiedział, że nie zrobi takie koalicji. Jest tam jeszcze Sigmar Gabriel i on może próbować zrobić te koalicję. Ale osobiście nie wierzę w ten scenariusz.

Dotychczasowi wyborcy FDP odchodzą do Alternatywy dla Niemiec, a ta z kolei partia przejmuje pewne założenia programowe liberałów i twierdzi przy tym, że czas skończyć z czarno-żółtą koalicją, że ona buduje wspólnotę długu, że nastąpiła wyprzedaż wartości, że panuje tchórzliwa polityka integracyjna, te idiotyzmy genderowe, demontaż systemu edukacji itd. Myślę jednak, że ostatecznie Alternatywa dla Niemiec rozczaruje swoich wyborców.

Jeszcze coś dopowiem o Zielonych. Nie dosyć, że uwikłani są mocno w afery pedofilskie, to na dodatek Merkel zabrała im główny punkt programu, czyli energetykę jadrową, z której Niemcy mają stopniowo rezygnować do 2020 roku. Oni jakby padli bez sił. Bez energetyki jądrowej to oni nie wiedzą, czym się mają teraz zająć. Więc teraz szaleją i chcą mnóstwo rzeczy zabraniać. Np. wpadli na pomysł jednego dnia bez mięsa, taki „vegiday”, chcą zabronić łowienia ryb, sprzedaży lemoniady w szkołach, pokazywania dzikich zwierząt w cyrku itd. Sami się tak jakby podkładają. Ale właśnie widać tu skutek polityki Merkel. Ona zabiera partiom politycznym ich program i pozbawia władzy.

Dlatego też, gdy zacznie rządzić z SPD, to tę partię zacznie pozbawiać kolejnych elementów programu i w ten sposób poszerzy swoją władzę. Będzie jedna silna partia z kilkoma małymi, słabymi i marginalizowanymi ugrupowaniami, które nie będą odgrywały już żadnej roli, ponieważ wszystkie decyzje zapadać będą odgórnie. Wszyscy będą grali do jednej bramki.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.