wPolityce.pl: Jest pan jednym z bohaterów, zdaje się głównym, publikacji "Gazety Wyborczej", która zmanipulowała opis m.in. pańskich zeznań. Jak Pan odebrał ten tekst?
Prof. Wiesław Binienda: Tekst Pani Kublik w "Gazecie Wyborczej" jest kolejnym etapem strategii mającej na celu zdyskredytowanie w oczach opinii publicznej naukowców podważających oficjalną wersję katastrofy smoleńskiej, aby nikt nie brał pod uwagę ich wniosków oraz, aby ludzie nie dociekali przyczyn tragedii smoleńskiej. Wielu ludzi w podobnych sytuacjach łatwo ulegało presji nagonki mediów rządowych, co sprawiało, że nie trzeba było mierzyć się z problemem oficjalnego kłamstwa. Ta socjotechnika jest szczególnie nieetyczna w kontekście tragedii smoleńskiej, gdyż jest stosowana na społeczeństwie, które nie tak dawno było podobnie trenowane w sprawie kłamstwa katyńskiego. Niemalże ci sami ludzie, których terroryzowano i wyciszano w sprawie Zbrodni Katyńskiej, teraz są poddawani podobnej "obróbce" w sprawie tragedii Smoleńskiej. Jak napisał jeden z wybitnych blogerów, podobny plan działań operacyjnych w stosunku do naukowców badających zbrodnie katyńską przygotował w okresie stalinowskim Henryk Świątkowski pełniący wówczas funkcję ministra sprawiedliwości. Nigdy bym nie przypuszczał, że przyjdzie mi znaleźć się w gronie tych, którzy jeszcze tak niedawno byli poddawani prześladowaniom za prawdę katyńską. Dziś czuję się ich spadkobiercą. Jest to dla mnie tragiczny zaszczyt.
W odpowiedzi na artykuł "Wyborczej" prokuratura wojskowa ujawniła protokoły z przesłuchań pana, prof. Obrębskiego i prof. Rońdy. Czy był pan pytany, czy zgadza się na taki krok? Co pan sądzi o tej decyzji prokuratorów?
Ujawnienie niektórych protokołów z zeznań świadków w kontekście ataku politycznego na niezależnych naukowców jest kolejnym dowodem na rażący brak niezawisłości prokuratury wojskowej. Jednak dla mnie osobiście ujawnienie moich zeznań jest w tej sytuacji korzystne. Zeznania moje jasno pokazują, iż nie ma w nich ani jednego słowa na potwierdzenie oszczerstw zawartych w artykule pani Kublik. Wręcz przeciwnie, jasno z nich wynika, że przeprowadziłem obszerne, profesjonalne badania kontaktu skrzydła z brzozą w ramach swojej pracy naukowej na uczelni przy współpracy z wieloma innymi naukowcami. Wyjaśniam też, że badania te są szeroko dostępne, gdyż zostały opublikowane w różnych formach. Jeżeli chodzi o zapisy cyfrowe symulacji, o które pytała prokuratura, to wyjaśniłem, że należy się o to zwrócić do NASA i mojej uczelni. Zwyczajowo bowiem tego typu informacje nie są zawierane w pracach naukowych.
"Gazeta Wyborcza" napisała, że prosił pan śledczych o dane dotyczące wytrzymałości skrzydła Tupolewa, zaznaczając, że to jest dowód na brak wiarygodności pańskich doświadczeń. Czy taki fakt miał miejsce?
Nie prosiłem o żadne dane wytrzymałości skrzydła. Każdy, kto wypowiada się w tej sprawie, powinien sprawdzić moje zeznania. W udostępnionym przez prokuraturę tekście nie ma ani jednego słowa na ten temat. Takiego pytania ani prośby w ogóle nie było. To jest wyłącznie twórczość autorki paszkwilu, desperacko poszukującej narzędzi do skompromitowania mnie. Napisała, że poprosiłem prokuraturę o parametry skrzydła, po to, aby podać do wiadomości publicznej, że prowadzę badania prywatnie i bez żadnych danych. W ten sposób próbowała mnie wyśmiać i skompromitować.
Od dawna powtarzają się pytania, z jakich danych pan korzysta.
Każdy, kto śledzi nasze badania, wie, że w swych pracach korzystam z instrukcji eksploatacji skrzydła Tupolewa. Najprawdopodobniej istnieją bardziej dokładne rysunki techniczne tego skrzydła. Ponieważ nie mam tych rysunków, muszę stosować badania parametryczne, czyli zakładać różne grubości poszycia czy innych części, przy różnych konfiguracjach lotu samolotu. Czyli muszę wykonać wielokrotnie tę samą pracę. Jeżeli w ramach określonych parametrów nie ma zmiany zachowania skrzydła czy samolotu, to mam pewność, że zachowanie prezentowane przez symulację jest prawdziwe. Metoda ta jest szeroko stosowana w mojej dziedzinie, ale jest bardzo żmudna, czasochłonna i kosztowna.
Dlaczego nie ma pan rysunków technicznych?
Od mojego pierwszego wystąpienia przed Zespołem Parlamentarnym, czyli od września 2011 roku, apeluję publicznie przy każdej okazji o udostępnienie jak najdokładniejszej dokumentacji technicznej skrzydła Tupolewa. Wówczas zamiast badań parametrycznych mógłbym zrobić krótsze badania. Jednak jak do tej pory taka dokumentacja techniczna nie została mi udostępniona, a mój apel o nią został tak zmanipulowany, aby przekonać opinię publiczną, że nie mam żadnych danych, nie mam żadnych badań, i że oszukuję Polaków, więc należy moje wnioski, zaprzeczające oficjalnej wersji zignorować. Po ataku "GW" dokonanego przy współpracy z prokuraturą i rządem, widać dlaczego nie udostępniono mi tych rysunków technicznych. Ta manipulacja była ich ostatnią deską ratunku.
Rozmawiał Stanisław Żaryn
---------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------
Polecamy wSklepiku.pl książkę:"wPolityce.pl Polska po 10 kwietnia 2010 r."
autorzy:Artur Bazak, Jacek Karnowski, Michał Karnowski, Paweł Nowacki, Izabella Wierzbicka.
W książce znalazły się analizy publicystów oraz wzruszające wspomnienia Czytelników związane z wydarzeniami z 10 kwietnia 2010 roku. Teksty w niej zawarte pozwalają zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w Smoleńsku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/166813-prof-binienda-o-tekscie-gw-ta-manipulacja-byla-ich-ostatnia-deska-ratunku-chodzilo-o-to-aby-ludzie-nie-dociekali-przyczyn-tragedii-nasz-wywiad