"Im goręcej jest na Bliskim Wschodzie, tym droższa jest ropa naftowa i więcej pieniędzy wpływa do budżetu Federacji Rosyjskiej". Dr Żurawski vel Grajewski o konflikcie wokół Syrii

PAP/ EPA
PAP/ EPA

Eksperci przewidują, że uderzenie rakietowe na cele w Syrii możliwe jest lada chwila. Spotka się z tradycyjnym potępieniem ze strony Chin, Rosji i Iranu.

Jak będzie się rozwijał scenariusz akcji i jak powinna wyglądać polityka polska rozmawiamy z dr. Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim politologiem i ekspertem ds. międzynarodowych.

 

wPolityce.pl: Czy obecnie w sprawie Syrii szykuje się bardziej jakaś „koalicja chętnych”, czy „koalicja niechętnych”?

Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski: Na pewno będziemy dużo mówić znowu o koalicji chętnych, a więc tych, którzy będą chcieli działać, zaś ci, którzy chcą działać, nie będą zawiązywać żadnej koalicji. Nie sądzę, żeby ktokolwiek zawiązywał jakąś koalicję, której celem byłoby powstrzymania Stanów Zjednoczonych od działania, bo powstrzymanie ich nie jest możliwe, z czego wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, więc taka koalicja miałaby jedynie cele propagandowe.

 

Zaskakuje chyba decyzja Izby Gmin brytyjskiego parlamentu. Co jest powodem tego zamieszania i braku zgody na militarne współdziałanie Wielkiej Brytanii z USA?

Rząd brytyjski zachował się standardowo, czyli chciał udzielić poparcia Amerykanom. To jest tradycyjna solidarność anglosaska, bo zwracam uwagę, iż Australia wsparła Stany Zjednoczone. Myślę, że decyzja Izby Gmin podyktowana była grą wewnątrz brytyjską o sympatie wyborców, a ci oczywiście nie życzą sobie wojny.

 

Czy w tej szykującej się wojnie, kampanii, chodzi o coś więcej niż o sprawy humanitarne? Czy jest tu jakieś drugie dno?

Chodzi przede wszystkim o prestiż USA. Ponad rok temu prezydent Obama wydał deklarację, że użycie broni chemicznej to jest granica, której przekroczenie wywoła reakcję Stanów Zjednoczonych. Podkreśliłbym fakt, że tak zakreślona granica teoretycznie była trudna do przekroczenia i nie będzie potrzeby potwierdzania groźby amerykańskiej realnym działaniem. Jednak skoro ta linia została jednak przekroczona, no to pod zagrożeniem utraty wiarygodności USA w oczach opinii publicznej, trzeba tę groźbę sprzed roku spełnić.

Tlenie się konfliktu syryjskiego oddala od siebie Turcję i Rosję, między którymi to krajami od 2003 ocieplały się relacje, zbliża Turcję z Izraelem i oddala Turcję od Iranu. Jest to wszystko zgodne z interesami Stanów Zjednoczonych...

 

...I naszymi przy okazji.

Tak, i z naszymi, bo oddala Turcję od Rosji, oddala Francję od Rosji, bo przecież Paryż prowadził bardzo prorosyjską politykę. Konflikt ten oddala też USA od Rosji.

 

Jak będzie wyglądało to spełnienie groźby przez Amerykanów wobec Asada?

Akcja będzie krótka i symboliczna. Rysowany scenariusz wydarzeń, w których przez dwa dni Amerykanie użyją rakiet, przy uniknięcia ryzyka przez pilotów, wypełni cele amerykańskiej interwencji w Syrii. Bez względu na to, czy coś zniszczą czy nie, nie osłabią też sił prezydenta Asada, będzie to operacja widowiskowa, która pozwoli Amerykanom twierdzić, że spełnili groźby.

Nie ma planów inwazji, czy też zmian politycznych, o czym mówią sami Amerykanie, że nie chcą obalać Asada, co potwierdza, iż ma to być akcja wizerunkowa. Jeśli Asada będzie rozsądny, to zagra w ten scenariusz. Przeżyje te dwa dni ostrzału, po czym oświadczy, że Amerykanie przestraszyli się go, skoro nie ośmielili się dokonać inwazji lądowej, bo to byłby dla nich grób. Wyda kilka takich buńczucznych oświadczeń i też będzie zadowolony. A wojna będzie się toczyć dalej.

Rosja i Iran mogą być oczywiście zainteresowane, aby ten scenariusz; krótki i niekosztowny, nie powiódł się, bo oba kraje zainteresowane są, aby Ameryka ugrzęzła w tym konflikcie.

 

Czyli jak to jest? Rosja chce tej wojny, czy udaje, że nie chce? Czy Putin jest w tym momencie prawdziwym „gołąbkiem pokoju”?

Moim zdaniem Rosja chce wojny, ale nie jej eskalacji. Dla niej optymalna jest sytuacja, gdy ten konflikt się tli, a Asad nie jest obalony. Im goręcej jest na Bliskim Wschodzie, tym droższa jest ropa naftowa i więcej pieniędzy dzięki temu wpływa do budżetu Federacji Rosyjskiej. Poza tym im bardziej są uwiązani Amerykanie, im bardziej zużywają środki i tracą prestiż polityczny, tym mniej są skorzy do reagowania na innych kierunkach.

 

Wróćmy na moment na nasze podwórko. Wczoraj ‘Frankfurter Allgemeine Zeitung” z poczuciem triumfu napisał, że „Polska dołączyła do ‘starej Europy”, czym nawiązał do słynnego podziału na „starą” i „nową” Europę z czasów inwazji na Irak. Czy według pana to zły sygnał, jeśli Niemcy cieszą się ze zwrotu w polskiej polskiej polityce zagranicznej?

Tak, myślę że to jest zły sygnał. Sądzę, iż Polska powinna poprzeć działania USA. Oczywiście politycznie, a nie wojskowo, bo my nie mamy przecież pocisków manewrujących, ani potrzeby udziału wojskowego. Natomiast powinniśmy wydać deklarację popierającą Amerykanów choćby po to, żeby zaznaczyć, iż odrzucamy zasadę, że jest jedynym źródłem legitymacji operacji tego typu, jest Rada Bezpieczeństwa ONZ. Bo ta jest, jak wiemy, uzależniona od zgodnej woli pięciu stałych członków. Polska dla własnego dobra nie powinna uznawać, że legalne jest tylko to, co uzyska akceptację Biura Politycznego Komunistycznej Partii Chin i byłego pułkownika KGB – Władimira Putina.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.