Czy smoleńscy szabrownicy odpowiedzą za obrabowanie zwłok śp. Andrzeja Przewoźnika? Jutro rusza proces

fot. KBWLLP
fot. KBWLLP

Artur Pankratow, Igor Pustowar, Jurij Sańkow i Siergiej Syrow okradli zwłoki śp. Andrzeja Przewoźnika a z jego karty kredytowej 11 razy wypłacali pieniądze. Jutro w ich procesie ruszają przesłuchania przed wojskowym sądem garnizonowym w Smoleńsku - informuje "Nasz Dziennik". Mogą usłyszeć wyroki do 10 lat więzienia lub grzywnę do miliona rubli (ok. 100 tys. zł).

Wszyscy czterej odpowiadać będą z wolnej stopy. Służbę wojskową zakończyli już dawno i przebywają na wolności. Dwóch mieszka w Smoleńsku, pozostali w obwodach kurskim i moskiewskim. Są oskarżeni o kradzież w znacznym rozmiarze przeprowadzoną grupowo lub w porozumieniu wielu osób i z bezprawnym wejściem do pomieszczenia lub innego miejsca chronionego oraz zamiar popełnienia przestępstwa.

Rozprawa ma być jawna, chyba że któraś ze stron wniesie o utajnienie, a sąd przychyli się do wniosku. Sędzia ppłk Rauf Ibragimow zapowiada w rozmowie z ND, że zamierza prowadzić posiedzenia w miarę możliwości w ciągu kilku kolejnych dni, tak by jak najszybciej wydać wyrok. Ewentualną apelację rozpatrzy moskiewski wojskowy sąd okręgowy. Orzekać będzie wtedy skład trzech sędziów.

Jak na razie sprawa toczy się bardzo wolno. Mimo, że akt oskarżenia trafił do sądu na początku tego roku, 23 kwietnia odbyło się zaledwie posiedzenie wstępne. Ma na to wpływ m.in. zachowywanie pomiędzy wszystkimi czynnościami przerwy na doręczenie pism procesowych do Polski. Jednak trudno znaleźć usprawiedliwienie opieszałości organów ścigania. Śledczy wykryli sprawców bardzo szybko dzięki monitoringowi bankomatów. Zatrzymano ich 8 czerwca 2010 r., wszyscy przyznali się do winy. Nie wiadomo dlaczego Komitetowi Śledczemu dalsze czynności zajęły aż półtora roku.

Rosjanie tłumaczyli się przede wszystkim długą procedurą pomocy prawnej ze strony Polski w celu m.in. ustalenia numerów kont itp. Po drodze popełnili szereg błędów. Jednym z nich jest nieprawidłowe ustalenie spadkobierców Przewoźnika. Potem akta przeleżały rok w smoleńskiej prokuraturze wojskowej, która miała akt oskarżenia jedynie sprawdzić, zatwierdzić i przesłać do sądu

- przypomina ND.

Własne śledztwo w sprawie kradzieży kart płatniczych Przewoźnika od maja 2010 r. prowadzi też Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Ono także jest przyblokowane, głównie dlatego, że strona rosyjska bardzo opieszale przekazuje niezbędne materiały ze swojego dochodzenia.

Co ciekawe, żadnej odpowiedzialności za zachowanie swoich podkomendnych nie poniesie dowódca jednostki wojskowej nr 6755, która zabezpieczała teren po katastrofie. Rosyjska prokuratura wojskowa nie stwierdziła żadnych uchybień w jego pracy. Uznano, że na miejscu katastrofy było dużo osób i nie mógł wszystkiego dopilnować.

Decyzji, by do zabezpieczenia rejonu, w którym znajdował się wrak i ciała ofiar, skierować zwykłych poborowych, na dodatek recydywistów, wcześniej wyznaczonych do stworzenia zewnętrznego kordonu wokół lotniska, nie oceniono w ogóle. Stąd błąd rzecznika rządu Pawła Grasia, który przypisał sprawstwo kradzieży funkcjonariuszom OMON. Kiedy okazało się, że to nie ludzie z elitarnej jednostki milicji (ani żadnej innej służby podległej MSW) popełnili tak odrażające przestępstwo, Graś przepraszał rosyjski resort spraw wewnętrznych, po rosyjsku. I z wyjątkową uniżonością

- czytamy w ND.

Dlaczego osoby z kryminalną przeszłością zostały wyznaczone do ochrony Siewiernego w dniu wizyty polskiego prezydenta? Dlaczego to one zabezpieczały miejsce katastrofy? Rosyjscy dowódcy nie widzą w tym nic nadzwyczajnego. Trzech z czterech oskarżonych ws. Przewoźnika ma przeszłość przestępczą. Syrow był już karany za grabież, Sańkow – za kradzież, a Pankratow – za wprowadzanie do obiegu fałszywych środków płatniczych. Tylko Pustowar nie ma na koncie żadnego wyroku.

Akt oskarżenia mówi, że Syrow odnalazł portfel Przewoźnika z kartami płatniczymi i zapisanymi kodami. Po powrocie do jednostki pokazał znalezisko kolegom. Wspólnie postanowili pobrać pieniądze z bankomatów w Smoleńsku. Na karcie sekretarza ROPWiM było prawie 40 tys. zł, ale z powodu limitu wypłacili tylko ok. 6 tys. zł (60 345 rubli), używając karty 11 razy. Trwało to do 13 kwietnia, kiedy karta została zablokowana. Pieniądze od razu wydawali. Sześć razy używali też karty służbowej, z której nie udało im się skorzystać.

 

mall / Nasz Dziennik

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.