Witold Gadowski: "Premier jest pieszczoszkiem. Nie jest mężczyzną, tylko chłopcem, który ma niebezpieczne zabawki". NASZ WYWIAD

fot. premier.gov.pl
fot. premier.gov.pl

wPolityce.pl: Jak Pan ocenia zamieszanie wokół Jacka Rostowskiego? "Newsweek", sprzyjający na ogół władzy, podał, że minister odchodzi, a premier i sam Rostowski zapewniają, że to plotki. O co tu może chodzić?

Witold Gadowski: To, co dzieje się wewnątrz rządu, jest dla mnie niedostępne. Patrząc z boku na tę sytuację widzę dwa możliwe wytłumaczenia. Z jednej strony możemy mieć do czynienia ze świadomą grą, manipulowaniem opinią publiczną, by zmobilizować zwolenników władzy. Rząd być może chciał pokazać, że sytuacja jest naprawdę trudna, a Donaldowi Tuskowi i jego wspaniałym ministrom należy się więcej swobody i wyrozumiałości. Jeśli taka była przyczyna, to mamy manewr PR-owy. To może potwierdzać fakt, że informacje publikował tygodnik "Newsweek" i portal pana Lisa. Z drugiej strony to może być sygnał o napięciach panujących wewnątrz rządu. Być może Rostowski zaczyna się bać, i to fizycznie, że spadnie na niego odium niemal 50-miliardowej dziury w budżecie. Być może minister rozpoczął już próbę ratowania się, panicznej ucieczki w obecnej sytuacji. Jednak na razie nie otrzymał pozwolenia od szefa. Jednak to jedynie przypuszczenia.

Pana zdaniem Platforma ma plan wyjścia z kryzysu poparcia? Te doniesienia to kolejny sygnał o wzroście napięcia

Premier Donald Tusk jest pieszczoszkiem, nie jest stworzony do twardej walki i twardej męskiej rzeczywistości. Premier nie jest bowiem mężczyzną, premier jest chłopczykiem. Po chłopczykach, niezaprawionych w walce, można się spodziewać różnych reakcji. Przede wszystkim histerii, fochów i nieprzewidywalnych ruchów. Sądzę, że Donald Tusk znajduje się obecnie w stanie histerii. To może powodować dziwne ruchy. Jeśli otoczenie nie będzie w stanie łapać szefa rządu za rękaw, możemy być świadkami ciekawych "występów artystycznych": wojna z kibicami ogłaszana po raz kolejny, wypowiedzi ministra Sienkiewicza, który jest niepoważny. On słusznie zauważył, że trzeba izolować, ale nie powiedział, że to jego należy izolować. To, co on wygaduje, przekracza granice logiki. Jeśli mamy takich ministrów, którzy są tchórzliwymi chłopczykami, jeśli mamy premiera tchórzliwego chłopczyka, to w trudnych czasach - a takie nadchodzą - nie można się wiele spodziewać. Od chłopców nie można wymagać za dużo.

Ci "chłopcy" mogą być groźni?

Oni mogą być niebezpieczni, ponieważ mają niebezpieczne zabawki. A jak chłopcy bawią się niebezpiecznymi zabawkami, to może dojść do wybuchu. Sprawa jest już poważna. Służby specjalne, media, policja są niczym materiały wybuchowe. Jeśli one są w rękach trochę nieodpowiedzialnych chłopców, to może być groźne. Chłopcy przecież nie zawsze odróżniają zabawę od rzeczywistości. Jeśli w rękach "chłopców" z rządu są poważne narzędzia, w sytuacji paniki, czy jakiegoś nagłego pomysłu, który może im strzelić do głowy, możemy mieć do czynienia z sytuacją, których skutkiem będzie próba wprowadzenia kolejnych quasi totalitarnych rozwiązań.

Sytuacja jest zatem poważna.

Te rozwiązania nie będą miały charakteru specjalnie tragicznego, a bardziej humorystyczny. Jednak tym niemniej władza będzie chciała ludziom opozycji dopiekać, będzie straszyć wszystkich, całą opozycję. W ten sposób rząd będzie chciał działać, by dotrwać jakoś do wyborów. Nie widzę innej myśli w Platformie niż straszenie społeczeństwa i dopiekanie opozycji.

Możliwe, by zaplecze Donalda Tuska i PO doszło do wniosku, że opłaca się oddać władzę np. PiS-owi? To się może opłacać grupom wspierającym Platformę?

Wyobrażam sobie taką sytuację, o czym zresztą piszę w ostatnim numerze tygodnika "wSieci". Przestrzegam w swoim tekście przed spieszeniem się z przejęciem władzy. Nie ma sensu przyspieszać upadku rządu Donalda Tuska. Najgłębszy kryzys, spowodowany nieodpowiedzialnymi decyzjami tej władzy, będzie w Polsce w 2014 roku. Branie władzy w tym czasie jest samobójcze. Nastroje społeczne są krótkotrwałe i szybko przenoszą się z winnych na tych, którzy aktualnie rządzą. Ekipa, która wzięłaby władzę w przyspieszony sposób, zostanie obarczona kumulacją niekorzystnych tendencji, jakie powoduje działanie tego rządu. Jestem więc zwolennikiem tego, by zaczekać na wybory w 2015 roku i rozegrać wariant Ferenc'a Gyurcsány'ego. Wtedy świadomość, że król jest nagi, dotrze do każdego Polaka. To jest konieczne, inaczej trudno bowiem będzie reformować kraj. Następny rząd będzie musiał podejmować trudne i bolesne decyzje. A media zapewne szybko zaczną podburzać i nadmiernie krytykować nową ekipę. To trzeba mieć wliczone w scenariusz zarządzania państwem.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych