"W londyńskim City powinni mu postawić pomnik za skalę długów, jakie w imieniu Polski zaciągnął". Marek Łangalis o Jacku Rostowskim. NASZ WYWIAD

Fot. KPRM
Fot. KPRM

wPolityce.pl: W mediach pojawiła się informacja, że Jacek Rostowski złożył dymisję. Na razie oficjalnie zarówno on jak i premier Tusk dementują te wiadomości. Ewentualne odejście obecnego ministra budzi Pana przerażenie lub radość?

Marek Łangalis, ekonomista, ekspert Instytutu Globalizacji: To nie budzi mojego przerażenia, ani radości. Rostowski jest jednym z ministrów, jakich było wielu. Nie wyróżnił się niczym szczególnym. Jedynie w londyńskim City powinni mu zdaje się postawić pomnik za skalę długów, jakie zaciągnął w imieniu Polski. On wziął gigantyczne kredyty u swoich kolegów w bankach inwestycyjnych. W tych bankach powinni go ozłocić. Jeśli rzeczywiście minister złożył dymisję, to znaczy, że ma już na oku inną pracę, nagrodę za sześć lat pracy na rzecz londyńskiego City. Następna fucha Rostowskiego będzie zapewne znacznie lepiej płatna niż praca w ministerstwie. Chciałbym, żeby Jacek Rostowski był ministrem finansów dożywotnio, żeby sam z własnej kieszeni zapłacił za błędy.

Czyli minister Rostowski wprowadził "nową jakość", nie jest tylko jednym z wielu...

Rzeczywiście można mówić o nowej jakości, ponieważ jeszcze nigdy dotąd ministrowie finansów nie zadłużali Polski w takim tempie, jak Rostowski. Nasze dzieci, wnuki oraz my będziemy za to płacić. Już płacimy. Gdy ministrem zostawał Rostowski odsetki od kredytów wynosiły około 25 mld zł rocznie, obecnie to już ponad 40 mld zł. To rośnie co roku o ok. 15 mld zł. Skala zadłużenia znów się napędza. Ten minister na pewno przejdzie do historii, ale zapewne nie w taki sposób, jakby tego chciał. Dziś mówimy o długach Gierka, w przyszłości będziemy mówili w takim samym kontekście "długi Rostowskiego" lub "długi Tuska", zależy od tego, który pierwszy padnie.

Może te kredyty dobrze służą Polsce?

Nie zauważyłem tych wielkich pozytywów. Budujemy wprawdzie np. drogi, ale one są bardzo, bardzo drogie. A dodatkowo na ogół po około pół roku, czy roku widać już na nich sporo remontów. Mimo tej drożyzny jakość pracy jest kiepska. Widać również, że budujemy z zaskakującym "rozmachem". Jak robimy, to 200 kilometrów autostrady z wieloma zjazdami, tunelami, przejściami dla zwierzątek co 200 metrów itd. Zamiast tego powinniśmy budować nie 200 kilometrów, ale 2 tysiące kilometrów zwykłych, prostych dróg. Wracając do pytanie, oczywiście coś nam zostanie po tych inwestycjach, jak po czasach Gierka. Jednak i wtedy trzeba było dopłacać co roku sporo do tego, co powstało. Prawdopodobnie z tymi inwestycjami będzie tak samo. W wielu miastach, czy wioskach powstają obecnie aquaparki, lokalne pomniki władzy. I co z tego będzie? Ktoś będzie musiał do tego dopłacić. Lokalnych władz nie stać na utrzymywanie tych monumentów.

Jeśli Rostowski zostanie w rządzie na dłużej, jest w stanie coś nowego, dobrego dla Polski wymyślić? Może realizować jaką nową strategię rozwoju?

Na razie minister Rostowski wymyślił, że powiększy dziurę budżetową. Jedyne pomysły, jakie mają rządzący, to zadłużanie, zadłużanie, zadłużanie... Jak są problemy, to znów trzeba zadłużać... W nieskończoność się nie da. Progi ostrożnościowe poszły w las, to hulaj dusza, piekła nie ma. Rok, jeszcze dwa można tak działać, ale co dalej? Chciałbym, żeby minister Rostowski odszedł, ale nie tam gdzie się wybiera, czyli na rynki finansowe. Wydaje się, że on powinien skończyć przynajmniej z jakimiś zarzutami.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych