"Na polskiej ziemi nie może być pomników gloryfikujących morderców Polaków". Europoseł Poręba o obronie pomnika UPA przez "Wyborczą". NASZ WYWIAD

fot.picassa.web
fot.picassa.web

"Gazeta Wyborcza" całostronicowy artykuł plus komentarz jednego ze swych dyżurnych komentatorów poświęciła obronie nielegalnie postawionemu pomnika w Hruszowicach, który sławi "dokonania" UPA. Na monumencie widnieje napis: „Bohaterom UPA. Chwała bojownikom za wolną Ukrainę”.

Tezą przewodnią artykułu "GW" jest to, że likwidacji pomnika zażądał europoseł PiS Tomasz Poręba dlatego, że na Podkarpaciu zbliżają się uzupełniające wybory do Senatu i żądania likwidacji pomnika ku czci UPA mają "rozgrzać" prawicowy elektorat. O potępionym przez gazetę Adama Michnika postulacie likwidacji pomnika rozmawiamy z Tomaszem Porębą.

 

Dlaczego złożył pan wniosek o zlikwidowanie pomnika ku czci UPA w Hruszowicach?

Z trzech powodów. Po pierwsze jest to nielegalna budowla, która stanęła na początku lat 90. Nikt z władz polskich nigdy nie wydał zgody na budowę tego pomnika. Po drugie nie upamiętnia jakichś ofiar, nie ma tam żadnego miejsca spoczynku nikogo. No i po trzecie chodzi o napis: „Bohaterom UPA. Chwała bojownikom za wolną Ukrainę”. A wiadomo, czy było UPA – organizacją, która mordowała Polaków ze względu na to, że byli Polakami. Moją opinię o konieczności zlikwidowania budowli podzieliła Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.

 

„Gazeta Wyborcza” jako główny zarzut postawiło to, że choć monument istnieje już około 20 lat, to postulat jego zlikwidowania ogłosił pan to dopiero teraz, co ma mieć związek z kampanią wyborczą w wyborach uzupełniających do Senatu. To poważny zarzut. Prawdziwy?

Zarzut oczywiście jest zupełnie nieprawdziwy. Dlatego dopiero teraz zainterweniowałem, bo o istnieniu tego pomnika dowiedziałem się dopiero teraz, na spotkaniu z mieszkańcami Przemyśla. Natychmiast, gdy się o nim dowiedziałem, rozpocząłem działania w kierunku jego usunięcia. Poza tym ja nie mam możliwości wypływania na jego zlikwidowanie, a mogę jedynie o to apelować.

 

Reakcja Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa wskazuje, że także to ciało jest zaskoczone istnieniem tego monumentu.

Bardzo się cieszę ze zdecydowanej reakcji Rady. Ona też podkreśla, że budowla powstała bez żadnych pozwoleń, nie uświęca żadnych ofiar, a napis jest nie do przyjęcia w kontekście rzezi Polaków dokonanej przez UPA na Wołyniu. Gloryfikowanie oprawców na terytorium Polski jest czymś nie do pomyślenia.

 

Innym argumentem „Wyborczej” jest to, że pańskie działania doprowadzą do otwarcia nowej „wojny pomnikowej”. Nie obawia się pan, że tak to się może skończyć?

Polityka, której prowadzenie proponują nam różne środowiska, a która sprowadza się do tezy: „z Ukrainą nie rozmawiajmy o przeszłości”.  Jest to polityka zamiatania wielu ważnych spraw pod dywan. A ona nie przyniesie realnej poprawy w relacjach polsko-ukraińskich.

A co do ewentualnego otwarcia „wojny pomnikowej”, to do każdej sprawy, do każdego pomnika trzeba podchodzić indywidualnie. Argumentacja „GW” w ogóle do mnie nie trafia, bo na polskiej ziemi nie może być pomników gloryfikujących morderców Polaków.

 

Czy będzie jakaś pańska reakcja na artykuł w „Wyborczej”?

Nie będę w ogóle reagował na tę smutną próbę narzucenia myślenia, że o bolesnej polskiej historii mamy milczeć, a w wybranych przez to środowisko sprawach mamy głośno przepraszać.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.