W swoim cotygodniowym internetowym wideopodkaście kanclerz Angela Merkel zaapelowała o zwalczanie ekstremizmów prawicowych w Europie. Co interesujące wezwała ona Europejczyków do wzmożenia czujności tuż po tym, gdy do ataku na tle rasowym doszło w ostatnim czasie w... Niemczech.
Niedawno w Schwerinie, mieście stołecznym Meklemburgii-Przedpomorza dwóch 20-latków z Afganistanu zostało zaczepionych przez kilku Niemców, którzy rzucili za imigrantami kilka ksenofobicznych uwag. Gdy ci nie zareagowali, Niemcy rzucili się na nich i jednego ciężko pobili. We wtorek kanclerz Merkel odwiedziła też obóz koncentracyjny w Dachau, zbudowany przez jej rodaków w 1933 r., choć niemieckie media pisały, że to obóz zbudowany przez jakichś tajemniczych nazistów.
Wszystko to chyba sprawiło, że poruszona kanclerz Merkel poczuła się w obowiązku do wezwania do „ostatecznej rozprawy z prawicowym ekstremizmem”. Jednak nie w Niemczech, gdzie są z nim tradycyjnie największe kłopot, ale w całej Europie.
Co ciekawe Merkel, podobnie jak większość niemieckiego establishmentu, milczy o innych ekstremizmach, które coraz bardziej dotykają jej rodaków. Poprawność polityczna zwycięża?
Za naszą zachodnią granicą coraz bardziej rośnie w siłę ekstremizm islamski; lokalne gazety i portale społecznościowe pełne są opisów brutalnych ataków imigrantów z krajów muzułmańskich na Niemców. Właśnie skończył się proces Onura U., Osmana A., Verneta E., Bilala K., Meliha Y. Oraz Huseina I. za pobicie w centrum Berlina ze skutkiem śmiertelnym Jonny’ego K. – Niemca pochodzenia wietnamskiego. Mainstreamowe media w ogromnej większości w ogóle nie informowały o tym, że skazani (najwyższa orzeczona kara to 4,5 lat – przyp. red.) to muzułmanie, a atak był na podłożu rasistowskim.
Establishment polityczno-medialny w RFN nie dostrzega też istnienia innego ekstremizmu – lewackiego. Już dwa lata temu o wzroście ataków fizycznych ze strony młodzieńców ubranych w koszulki z sierpem i młotem lub portretem Che Guevary informowały związki zawodowe policjantów niemieckich.
Kolejne próby podpaleń na niemieckiej kolei potwierdzają, że obawy przed zagrożeniem ekstremizmu lewicowego są uzasadnione
- mówił dla „Welt online” szef niemieckiego MSW Hans-Peter Friedrich z bawarskiej.
Jego kolega z rządu – minister transportu Peter Ramsauer lewicowy ekstremizm nazwał „zagrożeniem terrorystycznym“, czym rozsierdził lewicowych polityków. Oficjalny raport policjantów, którzy w 2011 r. całymi tygodniami zmagali się z lewackimi terrorystami podpalającymi samochody i urządzenia kolejowe w niemieckich miastach zablokowały w Bundestagu właśnie partie lewicowe. Zwłaszcza socjaldemokraci z SPD byli oburzeni stawianiem w złym świetle czerwonych bandytów.
W 2011 r. mieszkańcy Warszawy podczas obchodu Święta Niepodległości 11 listopada na własne oczy zobaczyli niemieckich lewaków w akcji.
Slaw/ „Deutsche Welle”/ pi-news.net
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/164426-niemcom-powaznie-zagrazaja-wszelkie-ekstremizmy-jednak-wciaz-sa-slepi-na-jedno-oko-lewe