Anatomia manipulacji. Jak „Wyborcza” zmienia detale w nie swoich tekstach, by atakować Kościół pedofilią

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Daniel Cohn-Bendit, budzący odrazę pseudo-polityk, za którym ciągnie się niewyjaśniona afera pedofilska, pozostaje najwyraźniej ważnym autorytetem dla „Gazety Wyborczej”. Przy okazji "GW" wyniuchała, że da się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.

Redakcja z Czerskiej zamieściła na swoim portalu artykuł z serwisu Deutsche Welle o planach niemieckich Zielonych zalegalizowania pedofilii.

Gdy zerknie się pobieżnie na oba teksty różnią się naprawdę niewiele. Dokładnie trzema szczegółami. Na wypadek, gdyby w opisywanych tekstach miało się coś jeszcze zmienić, zamieszczamy zrzuty ekranu.

Tekst w DW nosi tytuł:

„GW” nieco go podrasowała:

OK, tytuł można zmienić, zaakcentować w ten sposób inny element w tekście zasadniczym. Choć w tym przypadku widzimy, na czym różnica polega. Jeden tekst zapowiada opowieść o skandalu w niemieckiej lewackiej partii. Drugi sugeruje, że ta partia nie ma się czego wstydzić, bo inni byli nie lepsi.

Czytajmy dalej. Lead, czyli wprowadzenie do artykułu. W Deutsche Welle brzmi tak:

Politycy partii Zielonych chcieli w latach 80. legalizacji pedofilii - wynika z raportu przygotowywanego na zlecenie obecnego kierownictwa partii.

„Wyborcza” uznała, że to za mało. Wyszło jej tak, że już od pierwszego zdania mamy wrażenie, że wykorzystywanie seksualne dzieci jest problemem od paru chwil, jeszcze nie tak dawno w zasadzie było tu i ówdzie normą. Wstęp GW czyni taki:

Pedofilia zasługuje na potępienie i ukaranie. Tak uważamy dziś, a jak było w latach 80. XX wieku? Z badań dwóch niemieckich naukowców wynika, że stosunki seksualne między dorosłymi i dziećmi były tolerowane nie tylko w szeregach członków partii Zielonych, lecz również w wielu innych ugrupowaniach lewicowych i lewackich oraz liberalnych.

Dalej jest identyczny tekst, z którego dowiadujemy się m.in. że Zieloni zlecili zbadanie problemu, że faktycznie przed ledwie 30 laty (gdy w Polsce kiełkowała „Solidarność”) uchwalili na zjeździe legalizację seksu z dziećmi, że również w FDP były takie tendencje itd.

Cały zasadniczy artykuł różni się tylko jednym słowem. Wersja Deutsche Welle:

Przez wiele lat ten problem był marginalizowany i niedoceniany. Dopiero w roku 2010 nastąpił przełom, po ujawnieniu zatrważająco dużej liczby ofiar molestowania seksualnego niełetnich w internatach, szkołach i organizacjach młodzieżowych a także w Kościele katolickim.

Gazeta Wyborcza nadała temu fragmentowi zupełnie nowe znaczenie:

Przez wiele lat ten problem był marginalizowany i niedoceniany. Dopiero w roku 2010 nastąpił przełom, po ujawnieniu zatrważająco dużej liczby ofiar molestowania seksualnego nieletnich w internatach, szkołach i organizacjach młodzieżowych i, zwłaszcza, w Kościele katolickim.

Jedno słowo – zamiast także – oznaczającego jednego z wielu, wymienionego zresztą na końcu Kościoła, mamy „zwłaszcza”, które ostatniego w wyliczance wybija, podkreśla, oskarża o najcięższe zbrodnie, mimo że nie taka była intencja autorów artykułu.

Powiedzmy wprost – ta ordynarna manipulacja to skrajna bezczelność.

Oto cała prawda o tych, którym nie jest wszystko jedno. Faktycznie nie jest. Nawet jeśli mają dokonać najbardziej prostackiego zabiegu, zrobią to, byle tylko prowadzić swoją wojnę z Kościołem.

znp, dw.de, wyborcza.pl,

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.