Wdowa po śp. gen. Gągorze: To miejsce z wielką historią, dobre do upamiętnienia wojskowego. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Odsłonięcie popiersia gen. Gągora w Ossowie / M. Czutko
Fot. Odsłonięcie popiersia gen. Gągora w Ossowie / M. Czutko

W Ossowie odsłonięto popiersie śp. generała Franciszka Gągora, który zginął w katastrofie smoleńskiej. "Wierzę, że jego wysiłek i poświęcenie nie zostaną zmarnowane" - mówi wdowa po generale, Lucyna Gągor.

CZYTAJ WIĘCEJ: "Pamięć o ofiarach katastrofy smoleńskiej powinna być dla nas inspiracją". Wśród dębów pamięci w Ossowie odsłonięto popiersie gen. Franciszka Gągora

 

wPolityce.pl: Jakie emocje towarzyszyły pani podczas dzisiejszej uroczystości?

Lucyna Gągor: Przede wszystkim ogromne wzruszenie. Zachwycona jestem organizacją tej całej uroczystości. Pierwszy raz jestem w Ossowie, choć z mężem bywałam na uroczystościach wojskowych. Uczestniczyliśmy zawsze 15 sierpnia w uroczystościach na placu Piłsudskiego, gdzie mąż, jako szef, miał zaszczyt składać meldunek Panu Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu. Bywaliśmy także na zaproszenie Pana Prezydenta w Radzyminie, ale tutaj jestem po raz pierwszy.

 

Czy to jest właśnie takie miejsce, w którym państwo życzyliby sobie upamiętnienia osoby pana generała?

Tak, do dobre miejsce, z wielką historią. Dobre miejsce do upamiętnienia, w szczególności jeśli chodzi o wojskowego. To jest cudowne miejsce, w którym można upamiętnić wszystkie ofiary ze Smoleńska. A z tego co wiem, to już niedługo stanie tutaj także kilka innych pomników.

Czy czterdzieści miesięcy po katastrofie często ma pani okazję do takich pozytywnych wzruszeń?

Czy pozytywnych? To mimo wszystko brzmi dwuznacznie... Ale nie, nieczęsto. Bardzo ciężko jest żyć...

A czy spotyka się pani z opieką ze strony państwa polskiego?

Czy państwo się opiekuje... Chyba nie. Opieka państwa skończyła się jakiś czas temu. A jeżeli chodzi o śledztwo, to mam wrażenie, że nic się nie posuwa do przodu. Ostatnio były jakieś takie wzmianki, że coś dostaliśmy od Rosjan, ale naprawdę trudno traktować to poważnie.

Może brakuje presji społecznej, może ludzie zbyt mało po tych 40 miesiącach interesują się stanem śledztwa?

Wydaje mi się, że oczy społeczeństwa już nie są zwrócone w tym kierunku, ale ja cały czas liczę, że przyczyny katastrofy zostaną wyjaśnione. Prędzej, czy później. Nie jestem zwolenniczką pospieszania, nie uważam, że to musi się stać natychmiast i nagle. Ale po trzech i pół roku można byłoby wiedzieć dużo więcej niż wiemy.

Rozmawiał Marcin Wikło

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych