Wiesław Johann: "Dwie najważniejsze osoby w państwie nawołują obywateli, żeby nie korzystali ze swojego konstytucyjnego prawa". NASZ WYWIAD

fot. kprm.gov.pl
fot. kprm.gov.pl

wPolityce.pl: Platforma zaproponowała ostatnio wprowadzenie w wyborach ogólnokrajowych – parlamentarnych, głosowania korespondencyjnego i internetowego. Jak to się ma do zasady tajności zapewnionej w Konstytucji RP?

Wiesław Johann (emerytowany sędzia Trybunału Konstytucyjnego): Wybory są aktem obywatelskiego prawa. Na podstawie Konstytucji, obywatel posiadający czynne prawo wyborcze, dokonuje wyboru. Z Konstytucji i Kodeksu Wyborczego wynikają określone kryteria: mamy czteroprzymiotnikowe wybory – jednym z tych przymiotników jest tajność wyborów. Propozycja, z którą występuje Platforma, narusza tą zasadę tajności wyborów. Do korespondencji dostęp może mieć każdy – list można otworzyć, do niego zajrzeć i ponownie zakleić. Ta formuła wyborcza, która jest w tej chwili, w sposób właściwy gwarantuje każdemu obywatelowi jego prawo wyborcze – prawo wybierania. Jest to prawo polityczne zapisane w Konstytucji. Te wszystkie próby majstrowania przy prawie wyborczym są, według mnie, próbą zwiększania swojego elektoratu. Poza tym, akt wyborczy jest aktem uroczystym: przychodzi się do komisji wyborczej, sprawdzana jest tożsamość, składany jest podpis na liście – to wszystko tworzy rytuał poprzez który realizuję swoje konstytucyjne prawo. Natomiast proces, w którym obywatel siada przy biurku i wypełniając list zastanawia się na kogo oddać głos – nie odnajduje się w polskiej tradycji prawnej.



Czy takie sposoby głosowania byłyby zagrożeniem dla wolności wyborów, ułatwiając fałszowanie głosów?

Oczywiście. Tu się pojawiają pośrednicy: mamy komisję wyborcze, w których mogą być obserwatorzy, mężowie zaufania, którzy wynikają wprost z prawa wyborczego. Wkraczanie z takimi innowacyjnymi pomysłami nie zapewni tego, co jest bardzo ważne i istotne – obiektywizmu. Nie ma tutaj gwarancji, że przy takim sposobie głosowania nie pojawią się nieprawidłowości. A na pewno będzie ich więcej niż obecnie.

 

To jest kolejny pomysł zmian wyborczych zaproponowany przez PO. Wcześniej prezydent Komorowski zaproponował zorganizowanie dwudniowych wyborów, aby zwiększyć frekwencję. Czy jest to zgodne z prawem?

Z Konstytucji wynika, że mamy wybory jednodniowe.

 

Jak można zinterpretować namowy prezydenta i premiera do niepójścia na referendum w sprawie odwołania HGW? Szczególnie, że prezydent, jako organ wybierany w wyborach bezpośrednich powinien raczej zachęcać do aktywności obywatelskiej.

To co zrobili pan premier i prezydent jest postępowaniem niedopuszczalnym. Referendum jest wyrazem sprawowania przez obywateli władzy bezpośrednio. W art. 2 Konstytucji jest zapisane „Polska jest demokratycznym państwem prawnym”. A suwerenem jest naród, czyli obywatele. Naród może sprawować władzę pośrednio – przez swoich przedstawicieli: posłów, senatorów czy radnych; i bezpośrednio poprzez inicjatywę ustawodawczą, która wynika z art. 118 ust. 2 Konstytucji i w drodze referendum. To jest przykład państwa obywatelskiego, gdzie obywatele poprzez referendum wyrażają swoją wolę, wykonują władztwo. Ten, kto usiłuje nakłonić obywatela, żeby z tego prawa nie korzystał, postępuje wbrew Konstytucji. To jest niedopuszczalne. A to właśnie robi premier Tusk, który mieszka w Sopocie. A prezydent Komorowski? Nazywa siebie ojcem narodu, a postępuje tak samo jak premier. Przypominają mi się słowa premiera, który nakłaniał, gdy jeszcze nie był premierem, żeby nie płacić abonamentu radiowo-telewizyjnego. Rzucał sobie tak lekko słowa wzywające do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Referendum jest konkretnym wyrazem konstytucyjnej zasady demokratycznego państwa prawnego i państwa obywatelskiego. Mamy prawo oddziaływania na funkcjonowanie państwa. Jeżeli ktoś mówi: nie idźcie do wyborów, na referendum, bo inaczej wesprzecie naszego przeciwnika politycznego, to jest to skandaliczne. Dwie najważniejsze osoby w państwie nawołują obywateli, żeby nie korzystali ze swojego konstytucyjnego prawa, przy pomocy którego mogą realizować swoje władztwo przypisane im w ustawie zasadniczej.

 

Pojawiają się teraz opinie, że osoba niezameldowana w Warszawie, jednak tu pracująca i przebywająca, może wziąć udział w referendum. Jak to wygląda ze strony prawnej?

Jeżeli ktoś przebywa czasowo w innym miejscu niż jest zameldowany, ma prawo głosować. Dzisiaj zameldowanie nie pociąga już za sobą takich konsekwencji, ważniejsze jest miejsce pobytu. Istnieje możliwość realizowania swojego prawa nawet jeżeli nie przebywa podczas głosowania tam gdzie mieszka. Idealnie obrazuje to przykład Polaków za granicą, którzy głosują w naszych placówkach dyplomatycznych. Jednak jest pewna różnica w przypadku pomiędzy prawem wyborczym, a zapisami o referendum lokalnym ujętymi w ustawie o referendum lokalnym. Jeżeli ktoś mieszka w Sopocie, a stale mieszka w Warszawie może wystąpić do komisji o wydanie mu zgody na głosowanie w referendum lokalnym.


Mówi pan dużo o konstytucyjnym prawie obywateli do głosowania w wyborach i referendach. Jednak w Polsce frekwencja jest stale bardzo niska. Jakie to może mieć przyczyny?

Myślę, że jest to spowodowane tym, czego nauczył nas PRL, kiedy wybory i tak nie miały wpływu na to, kto będzie sprawował władzę. Jest to kwestia naszej narodowej mentalności, że ten akt wyborczy i tak nie będzie miał większego wpływu na funkcjonowanie państwa i układ sił politycznych. W związku z tym mamy takie frekwencje, jakie mamy. Najwyższa frekwencja była w czerwcu 1989, podczas pierwszych wolnych wyborach. Jednak mamy taką mentalność, że sądzimy, że nas głos niczego nie zmieni, a władza i tak będzie należała do tych, którzy odpowiednio się przed wyborami wypromują.

Rozmawiała Magdalena Czarnecka

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.