Prof. Staniszkis: „Platforma rządzi tak, że bierność jest dla niej bardziej wygodna, niż aktywność obywateli”. NASZ WYWIAD

fot. PAP/Tytus Żmijewski
fot. PAP/Tytus Żmijewski

wPolityce.pl: Platforma, zainspirowana swoimi własnymi wyborami wewnętrznymi, chce teraz wprowadzić głosowanie korespondencyjne lub internetowe w wyborach parlamentarnych.

Prof. Jadwiga Staniszkis: Problemem w takim głosowaniu byłoby zaufanie i brak tajności. Ułatwia to fałszowanie wyborów, a już ostatnio mieliśmy takie podejrzenie – w jednej z ambasad było więcej oddanych kart do głosowania niż samych głosujących. Natomiast głosowanie internetowe utrudnia anonimowość wyborów, ponieważ można jednak zidentyfikować osobę, która wysłała określony głos. W wypadku partii władzy, przy tak dużym upartyjnieniu państwa, mógłby to być jeden z czynników przyczyniających się do mniejszej frekwencji w wyborach. W wyborach wewnętrznych w Platformie zagłosowała dotychczas przez internet zaledwie jedna-czwarta działaczy. Jednym z powodów był argument, że boją się identyfikacji personalnej kto jak głosował. W normalnym państwie, w którym można mieć pewne zaufanie i istnieje skuteczna kontrola wyborów, a wszelkie próby fałszerstw są stanowczo piętnowane, można coś takiego dopuścić. Tak samo jak w krajach o dużym terytorium i zróżnicowaniu stref czasowych. W Rosji jest to dopuszczalne, ale jest to także jeden z mechanizmów fałszerstw, jak stwierdzali obserwatorzy unijni. Jestem sceptyczna wobec takiego rozwiązania, ponieważ nie mam zaufania, jak chyba wiele osób w Polsce. Niska frekwencja jest jedną z przyczyn kryzysu państwa, jednak nie potrafię przełamać tej bariery zaufania.

 

Wspomniała pani o tej niskiej frekwencji w wyborach wewnątrzpartyjnych w Platformie. Przyczyna leży w strachu?

Tak, ludzie nie chcą głosować na Tuska, a boją się głosować na jego przeciwnika, ponieważ wiedzą, że identyfikacja kto jak głosował jest kwestią minut dla dobrego informatyka.

 

Gdzie leży przyczyna niskiej frekwencji w wyborach w Polsce? Dostępność do komisji obwodowych jest przecież na szeroką skalę.

Polska geograficznie nie ma miejsc, do których dotarcie jest trudne. Jest sieć dróg, sieć komunikacji publicznej. Istnieje także możliwość dotarcia przedstawicieli komisji do osób niepełnosprawnych czy starszych, które nie są w stanie wyjść z domu. Głosowanie korespondencyjne i przez internet jest też okazją do wywierania presji w środowisku rodzinnym. Dla podzielonych poglądowo i wiekowo rodzin to może być okazja do wywierania nacisku na starsze pokolenia. Takie rozwiązanie nie jest konieczne, żeby zwiększyć frekwencję, a ryzyko przewyższa korzyści.

 

Czy byłoby to jakimś łamaniem zasady tajności wyborów zapisanej w Konstytucji?

Nie wiadomo jak wyglądałyby te karty, ale myślę, że technicznie jest to możliwe.

 

Jak ocenia pani stanowisko premiera i prezydenta w sprawie referendum? Obaj stwierdzili, że na referendum nie pójdą i że także nie zachęcają do tego Polaków. Czy jest to jakieś łamanie zasad demokracji?

I tak i nie. Z jednej strony jest to niewiara w pozytywną stronę Gronkiewicz-Waltz i jej możliwość zwycięstwa – próba utrzymania jej przy stanowisku poprzez obniżanie frekwencji. Referendum wymaga przecież określonej ilości głosujących. Jest to nieprzyjemne dla pani prezydent, bo jest to metodą poniżej poziomu. Z drugiej strony, niepójście, w sytuacji gdy frekwencja ma znaczenie, też jest formą zagłosowania, a mianowicie za głosowania za pozostaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz na stanowisku. Tylko jest to sposób bardziej miękki. Każde referendum powinno być okazją do dyskusji na temat problemów danej społeczności, a nie takim unikiem od dialogu. To pokazuje niechęć do debat, którą Tusk zademonstrował także przy okazji propozycji dyskusji z Gowinem przed wyborami wewnątrzpartyjnymi w PO. To jest chęć obniżania aktywności obywateli, która szkodzi partii władzy. Sądzę, że to nie jest w porządku. Chociaż, jak powiedział prof. Zoll, w przypadku referendum, bierność też jest sposobem głosowania.

 

Czy prezydent, jako organ wybierany w wyborach bezpośrednich, powinien zabierać głos w sprawie referendum i zniechęcać obywateli do aktywności?

Nie powinien. To pokazuje jego upartyjnienie. Prezydent cieszy się zaufaniem, bo w pewnym sensie gra rolę kogoś niezależnego, ale wystarczy spojrzeć na głosowania, jak żyruje wszystkie, także błędne decyzje Platformy. Jest absolutnie bierny. Sam postuluje jakieś małe pomysły, typu karta dla rodzin wielodzietnych, a reszta to po prostu hasła. Jest niekonfliktowy. Ludziom się to podoba, ale jest prezydentem miernym jeżeli chodzi o autonomię. Tutaj wyraźnie demonstruje swoją partyjność. Osobiście, jak już parę razy powiedziałam, gdybym mieszkała w Warszawie, poparłabym Hannę Gronkiewicz-Waltz w referendum. Jak na kiepskie ustawodawstwo związane z prawem zamówień publicznych, radzi sobie nieźle – także ma na swoim koncie pewne sukcesy: np. Euro2012 i powódź dwa lata temu. To jest próba obiektywnego bronienia. Nigdy nie popierałabym kogoś przez zniechęcanie do głosowania. Jednak Platforma rządzi tak, że bierność jest dla niej bardziej wygodna niż aktywność obywateli.

Rozmawiała Magdalena Czarnecka

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.