"Gen. Janicki nawet pozostając zupełnie bierny, musiał zebrać całą szafę obyczajowych haków na rządzących". Tajemnica nietykalności byłego szefa BOR

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Gen. Marian Janicki podejmuje w BOR premiera Tuska, Fot. Wikipedia.pl
Gen. Marian Janicki podejmuje w BOR premiera Tuska, Fot. Wikipedia.pl

Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie poświadczenia nieprawdy w dokumencie firmowanym przez byłego szefa MSW Jacka Cichockiego - podaje "Nasz Dziennik". Dochodzenie dotyczy zaniedbań byłego szefa BOR gen. Mariana Janickiego, który nie nadał statusu „head” rządowym lotom z kwietnia 2010 r. do Smoleńska.

Potwierdza to prowadząca sprawę Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Prokuratura zaznacza jednak, że śledztwo w zakresie odpowiedzialności BOR zostało już zakończone aktem oskarżenia wobec wiceszefa BOR oraz przesłaniem pisma w sprawie nieprawidłowości do MSW. Śledczy uznali takie działanie gen. Janickiego za zaniedbanie i nie znaleźli podstaw do postawienia byłemu szefowi BOR zarzutów. Skierowano jedynie tzw. sygnalizację dotyczącą ustalonych przez śledczych nieprawidłowości w związku z organizacją lotów rządowych w kwietniu 2010 roku.

Zgodnie z przepisami rozporządzenia ministra infrastruktury z listopada 2008 r. obowiązek nadawania statusu „head” lotom z najważniejszymi osobami w państwie spoczywa na kierownictwie BOR. Jednak według prokuratury, „inne przesłanki” wskazywały na to, że te loty faktycznie mają taki status, mimo braku dopełnienia formalności, ponieważ według rozporządzenia każdy lot głowy państwa w oficjalnej delegacji jest lotem „head”.

Parlamentarzyści opozycji próbowali od wielu miesięcy dowiedzieć się w MSW, jaka jest odpowiedzialność Janickiego w kwestii braku nadania przez niego tego statusu. Ale resort dawał wymijające odpowiedzi. Dlatego poseł Maks Kraczkowski (PiS), który pytał o to MSW, skierował zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Perypetie posła Kraczkowskiego, który przez cztery miesiące nie mógł doczekać się satysfakcjonującej odpowiedzi od MSW opisuje także "Rzeczpospolita".

Generał Janicki nie dopełnił swoich obowiązków, ale nie poniósł żadnych konsekwencji, ponieważ jest chroniony przez swoich politycznych kolegów

– mówi "Rz" bez wątpliwości Maks Kraczkowski.

"Rz" zaznacza, że poseł może mieć rację, ponieważ Janicki był jedną z kluczowych postaci w rozgrywce niedawnego ministra Jacka Cichockiego przeciw byłemu szefowi ABW Krzysztofowi Bondarykowi.

Wszystko zaczęło się, gdy Bondaryk chciał przejąć „dziesiątkę". „Dziesiątka" to oddział dziesiąty Biura. Zajmuje się wykrywaniem i analizą potencjalnych zagrożeń dla ochranianych osób. Ma prawo do nakładania kontroli operacyjnej i tak naprawdę jest miniaturową służbą specjalną wewnątrz BOR. Bondaryk chciał podporządkowania go ABW. Janicki za wszelką cenę nie chciał do tego dopuścić. Zaczął szukać sojuszników i szybko ich znalazł. Pierwszym stał się szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego – Paweł Wojtunik. On również musiał chronić podległą sobie formację przed planami wchłonięcia jej przez ABW

- opowiada "Rz" jeden z oficerów BOR.

Janicki był także potrzebny nowomianowanemu szefowi MSW Jackowi Cichockiemu, który chciał sobie podporządkować wszystkie służby specjalne, także kierowane przez Bondaryka ABW. Sytuacja nie zmieniła się nawet po odejściu Cichockiego, bo Bartłomiej Sienkiewicz kontynuuje te politykę. Ciągle chroniony jest także gen. Janicki, który rzez pięć lat rządził BOR, od lutego jest w dyspozycji szefa BOR – nie pracuje, ale co miesiąc otrzymuje pełne wynagrodzenie.

Oficerowie BOR mówią także dziennikarzom, że spokój Janickiego zależy od jego nieoficjalnej wiedzy na temat najważniejszych osób w państwie. O wszystkich sytuacjach ochraniający oficjeli meldują wyżej.

Janicki nawet pozostając zupełnie bierny, musiał zebrać całą szafę obyczajowych haków na rządzących

- czytamy w "Rz".

źródło: naszdziennik.pl/rp.pl/Wuj

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych