Uparte detektory nie chcą słuchać zaklęć prokuratora Szeląga. Nadal sygnalizują obecność materiałów wybuchowych na wraku tupolewa ...

fot.wPolityce.pl
fot.wPolityce.pl

Prokurator i biegli wracają 
z kolejnych badań 
w Smoleńsku. 
Na wyświetlaczach wskaźników znów pojawiły się nazwy materiałów wybuchowych – informuje "Rzeczpospolita".

Nie pomogły zaklęcia szefów prokuratury wojskowej i kolejne konferencje na których udowadniano, ze trotyl nie jest trotylem, a wskazania spektrometrów mogą oznaczać wszystko, tylko nie obecność materiałów wybuchowych. Ci którzy dali się przekonać mają do rozwiązania kolejną łamigłówkę. Bo, jak poinformował "Rz" kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej:

spektrometry ruchliwości jonów wskazują w analogiczny sposób jak w trakcie poprzedniego wyjazdu (jesienią ubiegłego roku), tzn. na wyświetlaczach pojawiają się symbole, które w pamięci urządzeń przypisano określonym materiałom wybuchowym.

Przypomnijmy : prokurator i grupa biegłych po raz kolejny zbierają próbki w Smoleńsku z wraku polskiego tupolewa, który uległ katastrofie 10 kwietnia 2010 r.

To kolejna taka operacja na miejscu katastrofy, po tym gdy jesienią ubiegłego roku detektory wskazały obecność materiałów wybuchowych, m.in. trotylu. Jednak zdaniem śledczych analiza próbek nie wykazała obecności materiałów wybuchowych.

Detektory mogą wykazywać również obecność substancji, których masa i prędkość ruchliwości jonów jest analogiczna do zaprogramowanych w urządzeniach materiałów wybuchowych – mówił płk Ireneusz Szeląg na czerwcowej konferencji prasowej, na której przedstawiono sprawozdanie z jesiennych badań.

Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wykluczył wtedy obecność trotylu i innych substancji wybuchowych w próbkach.

W wyniku przeprowadzonych badań biegli nie stwierdzili na elementach wraku samolotu obecności pozostałości materiałów wybuchowych

– zapewniał Szeląg.

Z informacji „Rz" ze źródeł zbliżonych do śledztwa wynika, że biegli, którzy teraz pojechali do Smoleńska, wyciągnęli wnioski z poprzedniego badania. Pracownicy Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji mieli skorygować czułość urządzeń. Jednak i tym razem zachowały się podobnie.

- czytamy w artykule.

Kpt. Maksjan nie chciał wytłumaczyć dlaczego ani w ogóle odnosić się do konfiguracji detektorów. Jego zdaniem to domena biegłych.

Maksjan tłumaczy jedynie, zgodnie z linią przyjętą przez prokuraturę, że:

jak wykazały badania laboratoryjne 258 próbek pobranych jesienią ubiegłego roku w Smoleńsku (...), określona reakcja spektrometrów ruchliwości jonów w trakcie badań przesiewowych (...) nie musi pokrywać się z wynikami badań laboratoryjnych

Polska prokuratura zasygnalizowała konieczność kolejnej wyprawy do Rosji w maju. Powodem miał być m.in. fakt, że w poprzedniej partii materiału nie znalazły się żadne próbki z foteli maszyny. Ich pobranie na jesieni miała utrudnić pogoda.

 

Jak przypomina gazeta, procedura pobrania próbek nie oznacza, że trafią one natychmiast do Polskich laboratoriów. Zgodnie z prawem w czynnościach prokuratorów biorą udział Rosjanie, a przekazanie do Warszawy zabezpieczonych przez Polaków próbek może potrwać nawet kilka miesięcy. Potem będą zbadane w Zakładzie Fizykochemii CLKP. Wiadomo, że nowych materiałów do badań będzie co najmniej tyle samo co w poprzedniej partii.

Taki sposób procedowania krytykują pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy.

Prokuratura, jeśli chce mieć wiarygodne wyniki badań, powinna wypracować taką formułę współpracy z Rosjanami, by ten materiał dotarł do Polski natychmiast, razem z biegłymi

– uważa Piotr Pszczółkowski, pełnomocnik szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego.

 

Jak informuje "Rz", czynności w Rosji były filmowane. Materiał ma się znaleźć w aktach śledztwa.

Zdaniem Pszczółkowskiego to za mało.

Nie powinien być tracony kontakt z materiałem badawczym

– uważa adwokat.

ansa/Rz

 

 

---------------------------------------------------------------

---------------------------------------------------------------

Smoleńsk-nie możemy zapomnieć!

Polecamy wSklepiku.pl:"wPolityce.pl Polska po 10 kwietnia 2010 r."

autorzy:Artur Bazak, Jacek Karnowski, Michał Karnowski, Paweł Nowacki, Izabella Wierzbicka.

W książce znalazły się analizy publicystów oraz wzruszające wspomnienia Czytelników związane z wydarzeniami z 10 kwietnia 2010 roku. Teksty w niej zawarte pozwalają zrozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w Smoleńsku.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.