26-latek, podejrzany o wywołanie fałszywych alarmów bombowych w 22 instytucjach w całym kraju, pozostanie w areszcie - zdecydował katowicki sąd okręgowy, oddalając zażalenie w tej sprawie. Marcin L. 29 czerwca został aresztowany na trzy miesiące.
Sąd uznał, że zabezpieczenie prawidłowego toku postępowania wymaga, by podejrzany pozostał w areszcie. Wziął też pod uwagę obawę utrudniania postępowania oraz zagrożenie wysoką karą - do ośmiu lat więzienia. Zgodnie z orzecznictwem, od takiej granicy kary może ona być samodzielną przesłanką zastosowania aresztu.
Marcinowi L. grozi realnie surowa kara, zważywszy na charakter zarzucanego mu czynu i jego wysoką społeczną szkodliwość
- argumentowała sędzia Anna Musiał. Zdaniem sądu jest duże prawdopodobieństwo, że podejrzany popełnił zarzucane mu czyny. Istnieje też - uznał sąd - realna groźba ucieczki, tym bardziej, że Marcin L. mieszkał ostatnio za granicą. Na wolności mógłby również starać się wpłynąć na świadków.
Pozostanie podejrzanego w areszcie sąd uznał za niezbędne, by postępowanie było prowadzone w należyty sposób. Uznał też, że fakt orzeczenia wobec Marcina L. kary więzienia za inne przestępstwa nie wyklucza możliwości jego tymczasowego aresztowania.
Mężczyźnie przedstawiono zarzut wywołania fałszywych alarmów i spowodowanie w ten sposób zagrożenia dla życia i zdrowia oraz mienia. Śledczy od początku zapowiadali jednak, że zarzuty mogą zostać rozszerzone o przestępstwa związane z narażeniem na niebezpieczeństwo pacjentów, którzy zostali ewakuowani ze szpitali po fałszywych alarmach. Wymaga to jednak zgromadzenia stosownej dokumentacji ze szpitali oraz opinii biegłego w tym zakresie.
25 czerwca po fałszywych alarmach bombowych w kraju sprawdzono 22 obiekty - szpitale, prokuratury, sądy, komendy policji, centra handlowe i teren przyległy do siedziby Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Ewakuowano ponad 2,7 tys. osób. W akcję zaangażowanych było ponad 400 policjantów. Według resortu spraw wewnętrznych nie było realnego zagrożenia życia i zdrowia obywateli. Autorów wiadomości poszukiwała specjalna grupa policjantów Centralnego Biura Śledczego wspierana przez ABW, podjęto też współpracę ze służbami zagranicznymi.
26-latka zatrzymano w końcu czerwca na lotnisku w Pyrzowicach k. Katowic. Według śledczych, e-maile o rzekomych bombach mężczyzna wysłał w Wielkiej Brytanii, gdzie w ostatnim czasie mieszkał. W chwili zatrzymania miał ze sobą sprzęt elektroniczny, który prawdopodobnie służył do wysyłania informacji z groźbami. Prokuratura otrzymała już opinię biegłego z zakresu informatyki w tej sprawie.
Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach, jednak niebawem może je przejąć inna prokuratura, ponieważ prokuratura w Katowicach również została dotknięta wywołanym przez 26-latka fałszywym alarmem bombowym.
W sprawie Marcina L. do dziś jest wiele niewyjaśnionych wątpliwości. Media donosiły, że policjanci nieoficjalnie przyznają, że dowody obarczające L. są słabe, a akcja poszukiwania sprawcy alarmów była prowadzona pod dużą presją. Do dziś nie wiadomo, ani dlaczego mężczyzna miał sparaliżować cały kraj, ani dlaczego - po profesjonalnie zorganizowanym wirtualnym ataku - miałby popełnić prosty błąd i przylecieć do Polski z narzędziem zbrodni w ręku. Czy w tej sprawie mamy do czynienia z hucpą?
KL,PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/162654-mezczyznie-podejrzanemu-o-falszywe-alarmy-bombowe-grozi-8-lat-wiezienia-wiec-pozostanie-w-areszcie