"Obwiniam ministra Grada, który miał odpowiednią wiedzę. Chciałbym się dowiedzieć, co z nią robił". Andrzej Jaworski o problemach Stoczni Gdańskiej. NASZ WYWIAD

fot.wPolityce.pl
fot.wPolityce.pl

wPolityce.pl: Jak wygląda sytuacja Stoczni Gdańskiej? Jak donoszą media trwa tam dziwny konflikt pomiędzy udziałowcami, którzy dotąd w miarę zgodnie ze sobą współdziałali. Co się dzieje?

Andrzej Jaworski, poseł PiS, b. prezes Stoczni Gdańskiej: Sytuacja jest dosyć dziwna. Kiedy w 2008 roku w marcu zostałem odwołany na wniosek przedstawiciela ministerstwa skarbu z funkcji prezesa, Stocznia Gdańska przeżywała nowe narodziny, polegające na tym, że długi były pospłacane, na kontach było kilkaset milionów złotych z podwyższenia kapitału i spółka miała możliwość, by na nowo zacząć funkcjonować. Wtedy główny problem, który powstał polegał na tym, że minister Grad wysłał do Komisji Europejskiej dokumenty, które zdaniem całego zarządu, związków zawodowych i niezależnych ekspertów były dokumentami sfałszowanymi.  Informowały bowiem o tym, że Stocznia Gdańska otrzymała wielusetmilionową pomoc publiczną, na dodatek niedozwoloną. W związku z tym zawiadomiliśmy prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez ministra Grada. Mówiliśmy publicznie, że ten temat będzie w przyszłości poważnym problemem dla stoczni. Prokuratura odmówiła śledztwa ze względów proceduralnych. Natomiast Komisja Europejska nie wnikała w prawdziwość oświadczeń rządowych. Ona przyjmuje je jako pewnik. Dlatego nawet, gdy przestawiliśmy KE swoje zdanie odrębne - nie uznano nas nawet za stronę. Inwestor ukraiński popełnił wtedy błąd. Ponieważ liczył na dogadanie się i dobrą współpracę z nowym rządem, tych dokumentów w żaden sposób nie kwestionował.

Oficjalnie strona ukraińska zakwestionowała je dopiero kilka tygodni temu na spotkaniu, które było zorganizowane w Gdańsku,a w którym wzięli udział wojewoda, marszałek województwa pomorskiego, posłowie i senatorowie.

 

Czyli reasumując,  pan zostawił stocznię na plusie, ale minister jeszcze te wyniki "podrasował" pisząc o dotacjach, których nie było... Stąd dziś kłopoty?

Dokładnie. W dodatku Komisja Europejska, przyjmując informację o pomocy publicznej, nakazała  Stoczni Gdańskiej - w ramach wyrównywania szans dla firm działających w tej samej branży – ograniczenie produkcji. Stocznia musiała oddać pochylnię itd. Przestrzegaliśmy, że to za chwilę wywoła problemy ekonomiczne. Na dodatek jeszcze okazało, że KE  przyjęła założenia dość dziwne: że nie można ani zwiększać, ani zmniejszać produkcji założonej w tym programie,  jednocześnie jednak nie mona też ograniczać liczby pracowników. Jeśli zaś liczba pracowników była przewidziana do wyprodukowania dwa razy większej ilości towarów, to

 

... to przedsięwzięcie staje się nierentowne.

Staje się to problemem samym w obie. Kolejnym problemem jest to, że Skarb Państwa przez Agencję Rozwoju Przemysłu ma cały czas swojego przedstawiciela w radzie nadzorczej.  Ale na wszystkich spotkaniach Skarb Państwa informował, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Strona ukraińska mówiła to samo. I dopiero kilka miesięcy temu wybuchła informacja, że tak naprawdę jest zupełnie inaczej niż to było przedstawiane.

 

Była mowa nawet o wniosku o upadłość.

Jest więc pytanie, czy przedstawiciel Skarbu Państwa świadomie wprowadzał w błąd opinię publiczną, w tym także parlament i posłów, którzy są od tego, by kontrolować sytuację, czy lekceważył posiadany majątek? Bo przecież 25 procent akcji to jest równowartość kilkuset milionów złotych. A jeżeli były jakieś problemy, to dlaczego nie było wniosku o audyt, zmianę zarządu, etc.

 

Ale teraz inwestor ukraiński też już nie chce dokładać do stoczni...

Teraz mamy sytuację taką, że najprawdopodobniej – tak mi się przynajmniej wydaje, bo nie mam dowodów - poprzedni minister coś tam obiecywał stronie ukraińskiej. Ale minister został odwołany w trybie nagłym. A nowy nie chce spełnić tamtych zobowiązań i doszło do totalnej kłótni medialnej i dwie strony, które dotąd ze sobą dobrze współpracowały – zaczęły na siebie "donosić".

 

Czy może skończyć się ten konflikt?

To jest sytuacja dosyć dziwna, ponieważ aktywa stoczni są cały czas większe niż zobowiązania. Ale gdyby teraz UE zażądała zwrotu tych 575 milionów, których stocznia nigdy nie otrzymała – mielibyśmy zupełnie kuriozalną sytuację. I myślę, że tego boi się większościowy właściciel.  Że będzie musiał zwracać zobowiązania, których odpowiednio wcześnie nie zakwestionował, licząc na współpracę z rządem.

 

Czy posłowie będą w tej sprawie interweniować?

Przygotowuję serię pytań do premiera i prokuratury o sprawdzenie co się stało z tymi pieniędzmi, które były na terenie stoczni. Bo te środki które były na koncie, gdy odchodziłem, miały służyć rozwojowi firmy, inwestycjom. A dzisiaj nie tylko że ich nie ma, ale jest jakieś dodatkowe zadłużenie. O wywołanie tych wszystkich złych rzeczy, które teraz wyszły na jaw obwiniam ministra Grada, który miał odpowiednią wiedzę. I chciałbym się dowiedzieć, co z tą wiedzą robił.

Kolejny ciekawy element, to argument który się pojawia w dyskusjach, czy udzielać państwowej pomocy jakiemuś przedsiębiorstwu czy nie. Mówi się często o utrzymywaniu miejsc pracy. Dzisiaj np. kilkaset milionów złotych poszło na LOT, który zatrudnia podobna liczbę osób, co stocznia. Tymczasem z informacji, które posiadam, wynika że rząd nie chce się dorzucić w postaci podwyższenia kapitału na stocznię, (w takiej formie, że Ukraińcy wpłacają 300 mln, a skarb Państwa proporcjonalnie 70 mln zł). Czyli o miejsca pracy w stoczni - już nie dba. To wszystko trzeba wyjaśnić.

not. Anna Sarzyńska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych